Poza przestojami, które wybijają z rytmu i utrudniają wejście w rytm i są czynnikami właściwie niezależnymi bo życie swoją drogą idzie całość oceniam dobrze.
Choć jak patrze na założenia to ich naprawdę nie zrealizowaliśmy. Wyścigu z czasem nie odczuwałem. Może z przyzwyczajenia z gier komputerowych gdzie mimo stwierdzenia „wioska jest właśnie teraz atakowana” można wykonać wcześniej cały główny wątek a atak się nie ruszy.
Za to wyszła (moim zdaniem) opowieść drogi gdzie droga jest ważna a nie sam cel. (taka lakoniczna forma finału dodatkowo wspiera moją tezę!
) Liczą się zdarzenia i zwiedzanie miejsc na trasie, a tutaj mieliśmy co robić i robiliśmy skutecznie oraz jak pamiętam z szansą na widowiskowość więc fajnie było. Skoro było fajnie i nie wiedziałem, że idziemy bokiem to z mojej perspektywy w większości wyszło dobrze.
Wątek Róży nie wyszedł dla mnie, i reszty co się oddzieliła bo nas nie było przez pewien okres. Dwa co ważniejsze, bo w miarę wypracowaliśmy kompromis na wstępie i nie działo się nic by go zburzyć. Powrót do klatki tylko chyba umocnił kompromis.
Od Błot (dobrze pamiętam Błota były po Widłach a nie przy klasztorze?) wszedł dla mnie osobiście zaskakujący rytuał z tokiem myślowym:
Podpucha żyje główny magik. Osz w mordę jest źle, ale pewnie na ostatnią chwilę do nas wróci bo jak ma się mi to udać? Przecież MG by chyba nie zakładał wykonania niemożliwego.
I jednak zakładał i się udało co było dla mnie zaskoczeniem.
Zgadzam się tutaj źli współgracze nie chcieli dać PP na rytuał
Oraz spodziewałem się stworów w klasztorze jak z obcego a nie chodzących kawałków mięsa. Choć były dość ohydne i plugawe.
Co do innych graczy to wspomnę tylko Cohenie a konkretnie jego postaci. Z powodu postaci Vogla mam szczególną nadzieję, że szef postanowi zrobić kontynuacje by mocą dobra, miłości(tej ogólnoludzkiej i braterskiej a nie homoseksualnej) i przyjaźni nawrócić na ścieżkę prawości!