Do Middenheim przybył późnym popołudniem. Droga przez jeden z czterech krętych wiaduktów nie była wygodna ani szybka. Deszcz lał niemiłosiernie i ogrom wody spływał wiaduktem w dół, a kapłan szedł w górę, na Górę Ulryka. Na głowie miał zaciągnięty kaptur a jego ciało było skryte w ciemnoszarej opończy, jednak mimo to było widać kim jest. Zdradzał go nie tyle ubiór, ledwie widziany spod opończy, co wielki dwuręczny młot bojowy - charakterystyczny dla kapłanów z Zakonu Srebrnego Młota. Mimo bycia Sigmarytą kapłan został w mieście powitany nie tak źle, jak myślał że będzie. Middenheim było bowiem miastem potężnego boga, Ulryka. Co często spotykało się z niechęcią mieszkańców do kapłanów Sigmara.
Gdzieś nad Drakwaldem walnął piorun a jego dźwięk słyszany był aż przy schodach do świątyni Sigmara. Kapłan wszedł do środka powolnym ale pewnym krokiem. Na samym wejściu zdjął mokry kaptur i nie rozglądając się na zebranych ruszył na tyły świątyni. Za ołtarzem po lewej stronie znajdowały się drzwi do pomieszczeń kapłanów. Zanim doszedł do drzwi na przeciw wyszedł mu kapłan, świadczył o tym jego ubiór, typowe szaty kapłana Sigmara i podeszły wiek.
- Chwała Sigmarowi, bracie. - przywitał się stary kapłan - Co sprowadza do Middenheim brata z Zakonu Srebrnego Młota? - zapytał cicho
- Chwała Sigmarowi. - odpowiedział - Przywiały mnie tutaj ogłoszenia. W karczmach rozwieszane jest, że pewna krasnoludzka ekspedycja rusza w pobliskie wzgórza. Chciałem służyć im radą, wiedzą i młotem.
- Prawda to. Jednak podobno z jakiejś nieznanej przyczyny wielu chętnych nie ma. Nic mi do tego po prawdzie, ale może coś się zmieniło. Jednak - dodał po chwili - zmęczeni podróżą pewnie jesteście?
- Tak. Podróżuje już od kilku dni. Na całe szczęście udało mi się ominąć główny trakt i zagrożenie ze strony Drakwaldu.
- Świetnie. Zaprowadzę was do celi, dobrze? Później powiadomię opata i twoim przybyciu, bracie.
- Dziękuje. Prowadź w takim razie.
Cela, jedna z wielu w których mieszkali kapłani, była mała, co jednak nie dziwiło kapłana. Łóżko, biurko i szafa to jedyne meble, które się tam znajdowały. Mimo że do wieczora zostało jeszcze trochę czasu, kapłan postanowił odpocząć i poszedł spać bez kolacji.
Przez malutkie okienko do celi wpadało nieco światła, co mówiło o tym że świta i wstać pora. Kapłan postanowił nie fatygować miejscowych kapłanów i zjadł śniadanie ze swoich zapasów a następnie udał się prosto do karczmy o chwytliwej nazwie Przy Szlaku.
W środku ruch był mały. Kapłan po króciutkiej konsultacji z karczmarzem szybko zorientował się jak wygląda Kardel Hurd. Podszedł pewnym krokiem do krasnoluda. Po zachowaniu krasnoluda było widać, że jest zadowolony z kapłana, nawet postawił mu piwo, które kapłan oczywiście wypił z krasnoludem. Kapłani rzadko pijali taki trunek, ale czysta, pitna woda była trudno dostępna a od dłuższego czasu kapłan nie miał nic mokrego w ustach, a poza tym jedno piwo nie zaćmi umysłu kapłana. Na krasnoludzką wiązankę przekleństw kapłan uśmiechnął się lekko, uświadomił sobie właśnie z kim będzie pracować.
- Nazywam się Esmer Kriegerisch. - powiedział na początek - Nie przejmuj się tym, bracie. - powiedział kapłan widząc zalaną umowę - Może to na szczęście. Nie miałem jeszcze okazji współpracować z przyjaciółmi Sigmara i Imperium - krasnoludami. Wierze że będzie dobrze nam się pracowało i wzajemnie nauczymy się wielu rzeczy i odkryjemy, co odkryć mamy i wykopiemy, co jest do wykopania. Zjawię się tu jutro przed świtem.
Jednak nim wyszedł usiał jeszcze przy jednym ze stolików by poobserwować nieco zbierających się na wyprawę.
__________________ "Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków. |