Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2013, 01:13   #3
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik dawno się tak nie radował, jak na widok starego kamrata, przyjaciela, towarzysza broni Helvgrima. Jak za dawnych czasów najpierw popili a później wymieniali się opowieściami o własnych przeżyciach. Mieli ich tak wiele, iż nie potrzebowali bajać o przygodach doświadczanych przez bohaterów opiewanych w legendach, z nie jednej ich przygody można było baśnie pisać i kto wie, może kiedyś pióro Tupika von Goldenzungena zanurzy się w tym temacie?

Rad był z powrotu Helvgrima i z dodatkowej przygody która na nich czekała. Jedną z sprzeczności mieszących się w małym ciałku halflinga był fakt, iż harował jak osioł, kombinował jak pies łaszący się o przysmak i starał niczym kot omijający bacznie kałuże, aby tylko wymościć sobie jakieś spokojne gniazdko i obwarować je murem, fosą i znajomościami. Lecz gdy tylko zbliżył się do wspomnianego celu, nie mógł w nim zbyt długo usiedzieć, gdyż zwyczajnie go nosiło. Jego ciekawość w końcu przeważała jego lenistwo, gdy do tego dodać możliwość uczynienia trochę dobra na tym świecie, nie musiał się wcale zastanawiać. O zapłacie nawet nie chciał słyszeć i dziękował krasnoludowi za to, iż o nim nie zapomniał oraz dał możliwość łażenia w podziemiach. Już samo to było nagrodą wartą wysiłku i drogi, za podobne wyprawy nie jednemu musiałby słono płacić. Zresztą od przyjaciół po prostu nie mógł brać pieniędzy to było poza dyskusją, każda moneta wzięta za pomoc przyjacielowi parzyłaby go niemal tak, jakby świeżo z pieca wyjęta była.

Gdy po którejś kolejce dzbana z piwem doszli w końcu do ugody iż zapłatą będzie możliwość penetrowania podziemnych krasnoludzkich przejść, obojgu więcej do szczęścia nic nie było trzeba... No może poza kiełbaską maczaną w sosie purpumel, wraz z sałatką di grimme, oraz winem La to de fus... Właściwie to tylko halfling miał takie życzenia z których dwa pierwsze mógł od ręki zaspokoić a wino, kto wie, może znajdzie się w klasztorze, te zwykle słynęły z swoich winnic...

***

Zanim jeszcze doszli do kobiety pracującej przy klasztorze oczy Tupika spoczęły na jabłuszkach rosnących w sadzie , wiedział, że jego kuc „Skała” także ma na nie ochotę. Ledwo się mógł skoncentrować na rozmowie z niewiastą gdyż jego wzrok co chwila leciał w kierunku jabłuszek , a winorośl nie polepszała sprawy w myślach kiełkując tylko jednym słowem „ La to de fus” , na które miał ochotę od kilku tygodni przynajmniej i która to ochota wcale nie ubywała z biegiem czasu. Tak naprawdę zaspokoiłby swoje pragnienie zwykłym jabłecznikiem gdyby tylko był dobrze przyrządzony. A o takiego w przydrożnych karczmach było trudno. Poszukiwanie w karczmach trunków które mogły sprostać halflińskiemu podniebieniu, przypominało szukanie trufli na polach kukurydzy... bez wytresowanej do tego świni, mówiąc krótko i prosto graniczyło z cudem. Klasztor jednak stwarzał zupełnie nowe możliwości, zwłaszcza taki który sam hodował winogrona...

-Niechaj miłościwa pani rozświetla wam drogi, gdziekolwiek się nie udacie.
- i tobie niech nie szczędzi światła. -odrzekł Helvgrim
- Ani wina.

Dodał pośpiesznie halfling wtrącając się w wypowiedź Helvgrima. Zwyczajnie nie mogąc się opanować.

Potem już grzecznie słuchał rozmowy, przynajmniej do czasu, gdy krasnolud skończył, Tupik skłonił się i popędził w kierunku jabłek, zrywając kilka najokazalszych, a właściwie strącając je z procy, wrócił i podzielił się nimi z krasnoludem oraz kucem.

Na zdziwione spojrzenie kapłanki stwierdził cicho, udając przy tym lekkie zasłabnięcie
- Nie dojadaliśmy od wielu dni – co było szczerą prawdą zważywszy na resztki pozostawione w naczyniach przepełnionych żarciem – a także spragnieni jesteśmy, zwłaszcza trunków szlachetnych … na poprawę krążenia krwi rzecz jasna.
Taa suto zakrapiane imprezy w drodze potrafiły rozstroić nie jeden organizm, zwłaszcza, że były tanie i w dużych ilościach. Tupikowi naprawdę brakowało czegoś mocniejszego i szlachetnego, ot wina na ten przykład składowanego przez lata w spiżarni...
 
Eliasz jest offline