Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2013, 12:39   #1
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Abandon All Hope: ADAM I EVA „A32E93” - horror 18+

Wprowadzenie
Jackson spojrzał na kaszlącego mężczyznę. Beznamiętnie przyglądał się spoconej twarzy, obserwował wysiłki, z jakimi chory próbuje wypluć z siebie płuca. Kaszlący człowiek nie przestawał, aż w końcu z ust wylała mu się krwawa piana i spocony, wynędzniały chory legł na brudnej poduszce. Tylko spazmatyczny ruch wychudzonej klatki piersiowej zdradzał, że człowiek jeszcze żyje.

- Już po nim, Jackson – powiedział zimnym głosem drugi z mężczyzn stojący w wejściu do celi. – Dobij go i skróć jego męczarnie.
- Clay, kurwa, on jeszcze żyje.
- Niedługo – powiedział mężczyzna w wejściu nazwany Clayem. – Wiesz, jak to się skończy. Jak zawsze. Wyrzyga swoje płuca i wysra krwiste gówno i zdechnie. Jak każdy…
Mężczyzna przerwał wsłuchując się w dziwny, niosący się korytarzem szum.

- Kurwa … - w słowach Claya po raz pierwszy zagościły jakieś emocje. – Zrobili to, debile!

* * *

- Chuje zjebane! – wrzeszczał wysoki, czarnoskóry mężczyzna strzelając ze swojej zaimprowizowanej broni w głąb korytarza w nacierający tłum ubranych w pomarańczowe kombinezony więźniów.

Każdy strzał kończył się trafieniem, co nie było trudne, zważywszy na to, że korytarz zapchany był ludźmi z trzech sąsiednich sektorów. Biegnący potykali się o padających. Z tłumu ktoś posłał w kierunku strzelca bełt. Pocisk rozorał czarnoskóremu skórę na głowie i ucho, ale strzelec nie przestawał walki.

- Chuje zjebane! – wrzeszczał coraz głośniej, widząc, że nie da rady powstrzymać napierającego tłumu więźniów.

- Zamykać! – ryknął Murzyn dziko i puścił się pędem w stronę grodzi do własnej sekcji. Nie zdążył. Drugi bełt trafił go w plecy, prosto w kręgosłup i strzelec padł na ziemię. Po chwili pierwszy z szarżujących więźniów był już przy nim. Uderzeniem maczugi rozwalił murzynowi czaszkę w geście zemsty za zabitych przez niego znajomków i ruszy dalej.

Nagle korytarz wypełnił żywy strumień ognia. Pierwsi biegnący, oblani płonącą substancją, zawyli dziko i padli na ziemię lub wpadali na ściany, płonąc jak zapałki – szybko i gwałtownie.

Napór zdeterminowanych więźniów osłabł, szturm załamał się.
Wrota do sektora A-0676 zatrzasnęły się przed nosem tych, którzy przeszli nad zwęglonymi, spopielonymi ciałami niedawnych kompanów.


* * *


- Jest spawarka, szefie – niski mężczyzna pokazał przytachane ustrojstwo.
Wysoki, żylasty więzień o twarzy urodzonego psychopaty spojrzał na zamknięte drzwi oznaczone kodem kreskowym SENTINELA oraz z dopiskiem na dole zrobionym przez uwolnionych więźniów A-0677.

- Zaspawaj to, na głucho. Nie chcę tutaj zarazy. Sprawdzić wszystkie potencjalne drogi. Wyszukać tych, którzy mieli kontakty z tymi z A-0677 i zajebać. Nie chcę tutaj żadnego zdechlaka. Jasne!?

- Jasne, szefie!

Niski mężczyzna skinął na kilku innych i jako pierwszy wziął się ochoczo do pracy.


* * *


Do tej pory niekwestionowany przywódca sektora A-0677 Karl - numer więzienny 0034569 – spoglądał na twarze swoich zastępców z trudnym do odczytania wyrazem twarzy.

- Wszystkie drogi? – upewnił się.
- Tak. Wszystkie. Odcięli nas w każdym możliwym sektorze. Chcą, byśmy wyzdychali. Nawet Gildia Zero się na nas wypięła.
- I chuj im wszystkim głęboko w obsraną dupę – powiedział Parszywy Joe, jak to miał w zwyczaju z przesadną dosadnością.
Karl spojrzał na prymitywnego, przypominającego orangutana zastępcę z nieskrywaną niechęcią.
- Zdechniemy tutaj, Joe – wycedził słowa przez zęby. – Wszyscy. Jeśli nawet nie zabije nas ta zaraza, to zabraknie nam wody i jedzenia. Tylko handel z sąsiednimi sektorami dostarczał nam odpowiednią ilość zapasów. My wytwarzaliśmy amunicję do samoróbek, oni dawali nam żarcie i wodę. Tak to, kurwa, działało.
- Widać wolą być zdrowi niż otrzymywać regularne zapasy amunicji – uśmiechnął się Clay. – Ale nie wszystkie drogi zostały przez nich odcięte. Jest jeszcze Kibel.
Spojrzeli na niego, jak na wariata.
- Kibel? – Karl nie krył zdziwienia. – Serio? Chcesz otworzyć właz do Kibla.
- To niegłupie. W sektorze A-0676 miałem kontakt – wtrącił się Otton poprawiając prymitywne WKP-gogle na twarzy. – Doktor Irmina Ratztan. Miała mi przekazać próbę szczepionki i potrzebne mi do pracy nad własnym lekarstwem rzeczy. Jeśli otworzymy po cichu Kibel i wyślemy kilku ludzi, a oni obejdą sektory i przyjdą niby z innego, jest szansa. Tylko trzeba wybrać takich, którzy jeszcze nie zdradzają symptomów choroby.
- I takich, co nie spierdolą w chuj, w pizdu, w poruchaną cipę, kiedy już przejdą przez Kibel – dodał Joe.
- No i takich, których gęby nie będą kojarzyły się z szefostwem naszego sektora. By mogli wtopić się w inny sektor. Udawać przyjezdnych z innej części Gehenny.
- Czyli, mamy zawierzyć lujom, którzy nie współpracowali do tej pory z gangami, chuj w gębę chorej na grzybicę starej raszpli? - Joe był sceptyczny. – Przecież, kurwa, oni nie przejdą przez obsrany demonami Kibel.
- Nie – Karl wstał i spojrzał twardo na Claya. – To faktycznie nasza jedyna szansa. Musimy wybrać kilku godnych zaufania ludzi, którzy się nie mieli okazji do tej pory sprawdzić. Musimy dać im wszystko, co będzie potrzebne i spuścić do Kibla. Przez zakazane korytarze powinni znaleźć jakąś niestrzeżoną drogę do innych zajętych przez więźniów sektorów Gehenny i nawiązać kontakt ze znajomą, naukową piczką, naszego Ottona.
- A jak wrócą? – zapytał Otton.
- Tą samą drogą, co wyjdą. Przez Kibel. Kurwa, przez Kibel.
W małej kantynie, teraz pełniącej rolę miejsca spotkania najważniejszych więźniów sektora A-0676, zapanowała pełna napięcia, wymowna cisza.

* * *

C.D.N jak pojawią się wybrani gracze
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 16-06-2013 o 12:41.
Armiel jest offline