Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2013, 09:54   #6
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Halfling spokojnie przysłuchiwał się opowiadaniu przeora, co jakiś czas przygryzając zdobyczne jabłko. W przeciwieństwie do zwyczajowego podejścia zjadał je całe, włącznie z ogryzkiem, na łapkę wypluwał tylko pestki i pozostawiał niezjedzony ogonek.
Nigdy nie lubił marnotrawienia jedzenia, a wszak nie od dziś wiadomo było, że ogryzki są w jabłku najzdrowsze.

Od czasu do czasu kiwał głową ze zrozumieniem, okazując przeorowi, że go słucha. Perspektywa niańczenia dziewczynki niespecjalnie przypadła mu do gustu „Gdybym chciał zakładać rodzinę i zajmować się dzieciakami to bym dupska ze Zgromadzenia nie ruszył” jednak wiedział co to konieczność, obowiązek czy choćby pomoc przyjacielowi.

Przypominało mu to zresztą dawniejsze wojaże kiedy wraz z człowiekiem ochraniał przez czas jakiś młodziutką kapłankę Shayli , podobnież obdarzoną jakimiś mocami. Najwyraźniej szczwana bogini musiała docenić rolę halflinga w tamtej eskorcie i uwidziała sobie, że przy każdej dogodnej okazji, będzie go zaciągać w podobne misje. Dopóki miał jednak pełen brzuch i perspektywę przygody nie narzekał. Z Shaylą rozliczy się kiedy indziej...

Zaproszenia do odpoczynku przeor nie musiał dwa razy powtarzać i co prawda w główce halflinga aż kłębiło się od pytań ( zwłaszcza o zasoby alkoholowe i gastronomiczne świątyni ) to jednak na obietnicę udzielenia odpowiedzi o poranku ochoczo przystał.
Wziął też pieniądze i list, słusznie przez krasnoluda jemu powierzone. Wszak wiadomo było nie od dziś, że kto jak kto ale halfling finansami gospodarzyć potrafił, a mały majątek zbity w pobliżu Marienburga wybitnie o tym świadczył. 50 hektarów ziemi, to jest bagien, ale na dokumencie własności ziemskiej schowanym przezornie w krasnoludzkim banku, nikt w szczegóły się nie bawił. Halfling podróżował jedynie z kopią, licząc na to, że znajdzie naiwniaka, który mu ów „Atrakcyjnie położony czarnoziem, rzut beretem od Marienburga, z dopływem wodnym, jeziorkiem i rzeką" wymieni na inne hektary. Albo kupi w dobrej cenie...

Tymczasem jednak skorzystał z kąpieli a wieczorkiem ochoczo przystał na krasnoludzko-halflińskie przygotowania do podróży...

Nie mógł się wszak oprzeć pokusie i nim spił się na dobre, postanowił na własną rękę poszukać napitku w zacnych klasztornych murach. Tupik poruszał się bardzo cicho, nie nosił butów tak, że jego stopy z hałasem nie większym od kociego chodu, przemierzały klasztorne korytarze kierując się ku kuchni i piwniczce. Wiedział, że niczym nie ryzykuje, ot zgłodniały halfling wracający po dokładkę ( która nomen omen zamierzał przytargać do pokoju ) . Poza tym wbrew pozorom jakie stwarzał słów przeora słuchał bardzo dokładnie i dobrze zapamiętał fakt, iż mała dziewczynka wymknęła im się kilkukrotnie co świadczyło o generalnie bardzo słabym czuwaniu mieszkańców przybytku.

W kuchni pokręcił się chwilę, wrzucając do torby chleb , mięsiwo, ser i warzywka i co tam mu jeszcze w łapki wpadło choć nie w takiej ilości która by rankiem jako ubytek zauważona była. Zagrycha wszak musiała być, z drugiej strony tłumaczył swe postępowanie faktem, że w świątyni zwyczajnie chciano zagłodzić gości. Niepomny na sutą kolację po której oblizywał paluszki, pomstował, iż nikt w świątyni nie pomyślał o przygotowaniu pokolacji, późnej przekąski, nocnej zagrychy czy czegoś na przedsenne wpierdalanie. Nie mówiąc już o możliwej nocnej pobudce na którą trzeba było mieć przyszykowane coś do przekąszenia, aby zasnąć znów spokojnie.

Co prawda miał jedzenie podróżne w ilości duch juków którymi obładowany był jego kuc – jednakże jeden juk był żarciem dla kuca, a drugi stanowił „święte, nienaruszalne zapasy żywieniowe” - które oczywiście były na bieżąco uszczuplane i uzupełniane podczas podróży. Postój i gościna jednak od tego były, aby owe zapasy uzupełniać i pomnażać a nie je uszczuplać.
Miał nadzieje że podczas myszkowania znajdzie alkoholowe specjały świątyni – ot nalewki, winiacze, miód , wódeczkę... Ostatecznie czysty spiryt wszak klasztor bogini leczenia musiał mieć w swych zasobach ten odkażający i dezynfekujący ( głównie jamę ustną i gardziel ) środek.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 21-06-2013 o 09:58.
Eliasz jest offline