Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2013, 02:24   #8
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
"Synu mój, nie zapomnij mych nauk, twoje serce niech strzeże nakazów,
bo wiele dni i lat życia i pełnię ci szczęścia przyniosą:
Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz,
a znajdziesz życzliwość i łaskę w oczach Boga i ludzi."

Woń kwitnącej czereśni. Soczysta, miękka trawa otula czarny, świeżo wylakierowany obcas. Na plecach smolistej koszuli odcisk swój odbija przyjemnie drapiąca kora. Szeregi śmietankowych chmur przechadzają się jak anieli w garniturach, skropieni promieniami żarzącego się słońca - tarczy potęgi samego Pana. W lekko szorstkich dłoniach spoczywa oprawiona czarną skórą okładka. Wydaje się, że leży tam od zawsze. Że dłoń i tajemnicza księga stanowią jedność, jak gdyby zostali stworzeni tylko dla siebie. Jedno zbędne bez drugiego.

Wypłowiałe litery gościły swego czytelnika mądrością. Mądrość przepełniała jego oczy. Jego uszy. Jego usta. Jego głowę. Jego ciało. Jego duszę. I mądrość tam się zagnieździła. On mądrość widział. On mądrość słyszał. On mądrość mówił. On mądrością myślał. On mądrość czynił. On mądrość czuł.

Tak kiedyś uważał. Tak kiedyś wierzył.

Tak teraz uważa. Tak teraz...




Powieki wypuściły na świat błękit, błękit nieba, którego brakowało tu na dole. Mężczyzna ze zgoloną głową przetarł ręką zmęczoną twarz. Mimo odbijających się na jego obliczu wycieńczenia i trosk, wciąż zachowała jakiś zapał.

Znajdował się w jednym z pokoi rekreacyjnych, przemeblowanym i opatrzonym nazwą "Kaplicy pw. św. Izajasza". To właśnie to miejsce zrzeszało społeczność Lion's Army działającą w sektorze A-0677. Nie żeby ta cała wspólnota była specjalnie liczna, mimo to, każdego dnia dało się tu zastać gromady osób szukających zbawienia. Do czasu... Do czasu, aż nie zaczęto wytaszczać przed drzwi kolejne zakrwawione ciała. Jednak kaplica wciąż funkcjonowała, choć z nieliczną załogą.

Netaniasz podniósł wzrok znad modlitewnika i omiótł nim surowo przystrojone pomieszczenie. Jedynym elementem ozdobnym, jeśli można było to tak nazwać, był dość masywny, stalowy krzyż, zespawany przez dobrego parafianina, stojący aktualnie na stole z kantyny, przemianowanym w ołtarz. Poza tym co zdolniejsze zbłąkane dusze namalowały na ścianach sceny biblijne, które zapewniały całemu wnętrzu iście mistyczny klimat.

Jak mantrę, powtarzaną przez jakiegoś obłąkańca nie potrafiącego przestać, słyszał smętne głosy gości domu bożego. Co raz były przerywane regularnym kasłaniem. Mimo panującej klęski, szalejącej zarazy i wszechogarniającej śmierci, ciągle rozbrzmiewała na nowo. Kapłan uśmiechnął się w duchu i potarł kilkudniowy zarost, a zaraz potem, jakby odruchowo, przejechał kciukiem po czole i nosie.

On nie widział tylko strachu. Strachu, który odbijał się od tych istot na każdym kroku. Strachu przed głodem, strachu przed gwałtem, strachu przed śmiercią. Nie. Strach nie był wszystkim. I on to wiedział. Przecież musi być coś jeszcze. Coś poza tymi egoistycznymi potrzebami. Każdy z tych ludzi ma wolną wolę. Dlaczego więc tu przyszli? Wierzą? A może to tylko inne oblicze strachu. Strachu przed Bogiem.


Było coś jeszcze. To również wiedział. To potrafił wyczuć. Obecność. Ta szalona, opętana obecność. Niech się boją choroby. Istnieją na tym statku rzeczy o wiele gorsze. Rzeczy, z którymi czy to wierzący, czy nie, wolałby się nie spotkać.


A jednak byli tu i teraz, pogrążeni w sławieniu Pana. Nie wyzbyci swoich trosk, a ostatecznie tacy spokojni. Co mogło zagrozić ich duszom? Żadna zaraza temu nie podoła. Spokój i bezpieczeństwo.


- Bracie. - Jakiś ochrypnięty głos wyrwał go z zamyślenia. Był to Izaak, człowiek, którego Netaniasz znał najdłużej z pośród wszystkich braci. To Izaak mu pomógł, kiedy na początku wpadał w tarapaty. To Izaak zapoznał go z przełożonymi Lion's Army. To Izaak załatwił mu człowieka od tatuaży. Izaak był młodszy, zafascynowany postawą więźnia nr 5694901. Wielu z pośród duchownych jacy trafili na Gehennę, było słusznie posądzonych. Nawet tutaj kontynuowali swoją grzeszną działalność, a co gorsza przybierali na rozmachu. Pedofile, gwałciciele, mordercy, sekciarze, przez myśl by nie przeszło, że to oni udzielali kiedyś rozgrzeszenia.

Netaniasz był zagubiony. Nie chciał przystawać do żadnego z tych bezbożnych gangów. Trzymał się więc sam. Ilość zbrodniarzy była tak przytłaczająca, że bał się wychodzić nawet ze swojej celi. A jednak musiał się przystosować, jeżeli chciał dalej pielęgnować swoją wiarę. Samobójstwo nie wchodziło w grę, zostało więc przetrwanie.

Kiedy sprawy przybrały zły obrót, napotkał ambitnego, prawie jeszcze chłopaka, Izaaka. Wstąpił do wspólnoty Lion's Army i przyjął rolę kapłana tego kościoła. O swej przeszłości niewiele mówił. Liczyło się teraz to, co mogą zrobić dla swojej przyszłości.

- Diakon mówi, że znaleźli pewną alternatywę i że ty masz szansę znaleźć ocalenie dla nas wszystkich. Chodź ze mną, bracie.

Netaniasz zamknął modlitewnik, odkładając go na bok i wrzucił do swojej torby znacznie grubszą księgę. Następnie pozdrowił modlących się i każdemu z osobna wykonał znak krzyża na czole, dodając przy tym kilka pokrzepiających słów. Przy drzwiach zatrzymał się przed stalową, zardzewiałą już szafką. Wyjął z niej całkiem niezłą strzelbę i zarzucił na ramię. Nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda dobremu samarytaninowi.

Ostatni raz obejrzał się przez ramię i zatrzymał wzrok na topornym krzyżu. Nagle coś ukłuło go w serce. Miał wrażenie, jakby spoglądał na niego po raz ostatni.


"Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku,
myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."
*

__________________
* "Księga Przysłów, 3"
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline