Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2013, 20:05   #9
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Poprawia gogle VR i krótkim ruchem nadgarstka obraca przed sobą trójwymiarowy model Gehenny. Zdziera z niego kolejne warstwy, rozkłada kolejne siatki map: korytarzy, rur hydro, szczelin wentylacyjnych, światłowodów i kabli, które przebijają cielsko statku jak układ krwionośny. W tle - zredukowany do dyskretnej ikonki - Ego przepuszcza dane przez kolejne podprogramy diagnostyczne, wylicza kolejne krzywe progresu zarazy, konstruuje kolejne modele statystyczne, określa limit pozostałego Jonaszowi czasu.

W jednym z otwartych okien migają kolejne i wciąż te same wyniki.
720 godzin.
Zaraza przyspiesza - symptomy ulegają nasileniu, skraca się okres inkubacji, skraca czas kolejnych stadiów. Od pierwszego kaszlu do ostatecznego posrania droga jest krótsza niż do najbliższego kibla. Choroba wwierca się w biolo z rosnącą skutecznością. Ewoluuje, dostraja się, dostosowuje, przełamuje układ odpornościowy z łatwością, z jaką Jonasz patroszy zabezpieczenia na komputerze Pavlo. Trzydzieści dni i 98,9% populacji sektora A-0677 będzie stertą stygnącego gówna.

Jonasz boi się tych wyników. Trzydzieści dni oznacza, że nie ma już czasu ani na niepewność, ani na wahanie, ani na złudną nadzieję.

Wszyscy wiedzą, że trzeba uciekać. Nikt tego nie robi.
On jednak patrzy na sześć pulsujących znaczników na jednej z map i wie, że musi spróbować.

Bo w końcu komu może się to udać jak nie jemu?

Popatrzcie tylko: były przedstawiciel elity korporacyjnej Nowej Terry. Pochodzenie odbite jest na jego twarzy jak maleńkie logotypy HelixCorpu na opuszkach palców.

Rzeźbiona genetycznie androgynia odzwierciedla modę, której hołdowali jego rodzice - na szczupłe, długie ciała wybielone do granic albinizmu i regularne twarze wymykające się wszelkim klasycznym kryteriom męskości i kobiecości - niemal nierealne, jakby przestylizowane, wyzywające androidalną urodą. Przejrzyste jak kwarc oczy, włosy śliskie i jasne jak wiązki światłowodów. Gdy stoi naprzeciwko lustra - w nieodłącznych goglach-VR, z podręcznym WKP na przedramieniu i pierścieniami wirtualnymi na palcach - nie może oderwać wzroku od opalizującego delikatnie na boku szyi holo-stempla firmy zajmującej się głębokim modelowaniem osobowości.
“Żadnych granic”.
Przemodelowali go tak, jak sobie tego życzył. W swój własny projekt.

I oto on: transczłowiek pasujący do Gehenny jak grafenowy komputer do farmy naturalnego gnoju. Panseksualne dziecko techniki. Dyrektor kreatywny badań nad nabudowywaniem SI na strukturach neuronalnych. Człowiek z branży, przed którym wszystkie drzwi stały kiedyś otworem. A teraz? A tutaj? Jonasz wysuwa podbródek, przechyla głowę. Regres. Zastój. Prymitywizm najprostszych form i instynktów.

A jednak...

No właśnie. A jednak w tym więziennym chlewie nastąpił jeden z największych przełomów kognitywistyki. SI ewoluowała. Ożyła. Przekroczyła granice sztucznego bytu stając się czymś więcej: postistotą postulowaną przez transhumanizm. Dawnym marzeniem Jonasza. Jego pieprzonym kosmicznym wielorybem z nanotworzywa i tytanu. Jego drogą ucieczki. Bo Jonasz z krystaliczną jasnością zdaje sobie sprawę z jednej rzeczy: spieprzć z tego piekła można jedynie podpinając się pod wewnętrzną sieć Gehenny, pod jej cholerny układ nerwowy. Trzeba zhakować jej mózg i przeprogramować go. Poprzestawiać priorytety. Przeheblować jego kody źródłowe programami diagnostycznymi. Zdobyć więcej informacji o tym, co dyletanci z Lion’s Army jako pierwsi uparli się nazywać “demonami”, a co przecież nigdy nimi nie było. Przejąć kontrolę i wrócić do domu.

Tak.
Patrząc w lustro, Jonasz wierzy, że znajduje się to w zasięgu jego możliwości.
Bo w końcu komu może się to udać jak nie jemu?


* * *


Gdy Trójka puka, Jonasz zaczesuje włosy gładko do tyłu i sprawdza mocowanie gwizdka obronnego.
Gdy Trójka kaszle, Jonasz subwokalizuje podręcznej SI kolejne polecenia.
Skupiony na sobie, odpowiada jakby mimochodem, bez pełnego zaangażowania. Nie poświęca nawet myśli temu, że to nie Nobel go wzywa, a Karl. Człowiek, którego poza sporadycznymi kontaktami warto było omijać szerokim łukiem.
Gdy Trójka płacze, Jonasz zapisuje aktualizacje danych i chwyta stojący w kącie niewielki plecak.
Gdy Trójka ma spodnie pełne krwawego gówna, Jonasz minimalizuje wszystkie okna i w końcu powoli otwiera drzwi.

Żal mu tego pokręconego, genialnego człowieczka. Żal mu tego przedziwnego, niesamowicie kreatywnego mózgu. Żal mu, naprawdę. Ale boi się i brzydzi kontaktu z tym osmarkanym, śmierdzącym i dygoczącym ciałem, wokół którego rozlewa się kałuża krwi i rzadkich jak woda odchodów.

Dlatego z miękkim, odrealnionym niemal wdziękiem przechodzi ponad płaczącym Trójką, który niedługo zacznie spektakularnie umierać. Zostawia jednak otwarte drzwi do swojej celi. Nie zamierza przecież tu wracać.

- Wyczyść się, Trójka - mruczy cicho, przestępując z nogi na nogę. - Powiem komuś, że tu jesteś.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 27-06-2013 o 21:40.
obce jest offline