Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2013, 01:08   #6
Sniei
 
Sniei's Avatar
 
Reputacja: 1 Sniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znanySniei nie jest za bardzo znany
[Sesja] Aut. D&D/FR Storytelling "Oblicza Chaosu"

Wysokie Wrzosowisko


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ci9DbTn6b9E[/MEDIA]

Siła, szybkość, brutalność. Drzewo runęło, kroki, wiele kroków. Zielone stopy pokryte wieloma bliznami rozbryzgały błoto. Któryś z potworów zawył, złowieszczy chichot. Skowyt umierającego psa. Ciągłe kroki, szelest liści. Błoto szybko wciągnęło jednego potwora, który ledwo zdążył zawyć w przestrachu. Okrzyk bitewny, szarżujący wieśniacy, uciecha zielonkawych istot. Jeden z wieśniaków przeszył pierś potwora na wylot lecz ten jedynie się uśmiechnął, złapał widły i przyciągną go do siebie. Śmierć, okrzyk bólu, siła, szybkość, brutalność. Bitwa nie trwała długo, krew ludzi wypełniła kałuże wrzosowiska i gardła trolów. Potwory wydawały się mieć jakiś cel. Szły wyraźnie w kierunku Wysokiego Lasu. Stado ptaków wzniosło się z drzewa i poleciało na północ.

Ptaki zatrzepotały skrzydłami i nagle znalazły się daleko od potwornej armii. Muszą ostrzec druidów wysokiego lasu, myślały sobie. Ptaki zobaczyły jednak piękne jeziorko gdy wyleciały z wrzosowiska, i nie mogły się mu oprzec. Wylądowały i zaczęły się poić. Słońce grzało im piórka a one śpiewały radośnie zapominając o troskach przeszłej godziny. Jeden, z wyjątkowo kolorowymi piórkami podleciał do samicy i zaczął się popisywać. Ptaszki goniły się nawzajem radośnie na około małego jeziorka, aż w końcu wylądowały na kamyku ogrzanym słońcem. Dzień był cudny, wydawało się, że już nic nie może zakłócić magii tego miejsca. Wiatr zawiał i pomasował podskakujące radośnie ptaki. Samiec podskakiwał wciąż na kamyku w górę i spadał jak kamień aby rozwinąć skrzydła i wylądować przed wybranką w ostatniej chwili. Samica przystawała z nużki na nużkę i przyglądała się mu.

Nagle coś zaczeleściło za ptakami. Samica obruciła szybko główkę aby zobaczyć co to jest i wzbiła się do lotu gdy ujrzała długą, zielonkawą rękę zmierzającą w jej stronę. Nie zdążyła. Krew polała się zaczerwieniając zęby potwora a ten uśmiechnął się stając jedną nogą na kamieniu. Za potworem z lasu wyszło coraz to więcej podobnych istot. Wszystkie wskoczyły do jeziora i zaczęły płynąć na drugą stronę. Siła, szybkość, brutalność. Płynęły z zadziwiającą prędkością i zwinnością. Jezioro zaczerwieniło się od krwi gdy kilka troli złapało w nim ryby i rozszarpało ostrymi zębami płynąc. Siła, szybkość, brutalność. Jezioro było pełne zielonkawych figur, jedna przepychająca się przez drugą, często dochodziło do wymian ostrych pazurów, lecz rany goiły się zbyt szybko aby w jakiś sposób potworom to przeszkodziło. “Nadchodzi śmierć.” Pomyślał Grauk, dowódca i największy obecny osobnik w armii. “Wasza śmierć.” Uśmiechnął się wyobrażając sobie ludzką kobietę rozrywaną w pół.

Cormanthor


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EQoVrFe1GZ8[/MEDIA]

Liartharel skradał się przez las nie zauważony. Liście i liczna roślinność przeszkadzała mu na początku, lecz w krótce zaczął na nią zwracać większą uwagę. Przemieszczał się po lesie bezszelestnie. Malutkie światła w oddali kłuły go lekko w oczy. Wiedział, że niebieska kula na niebie to nie słońce, lecz już i to przeszkadzało mu niezmiernie. Na szczęście nie był zmuszony walczyć z żadnym elfem faerie. Porzucił swoich kompanów gdy zapadł zmrok, a ucieczkę głównie zawdzięczał magicznemu płaszczowi, który sprawiał go niemal niewidzialnym. Czarodzieje wroga wykryli go zbyt późno aby zorganizować pościg. Liartharel nie miał wyboru, musiał uciec na powierzchnię, kapłanka złapała by go i zabiła gdyby zdecydował się wyruszyć w drugą stronę.

Nagle Liartharel zobaczył parę figur w oddali. Zamarł bojąc się, że został wykryty, jednak istoty wydawały się być zrelaksowane. Elfy szły z rękami na rękojeściach długich mieczy spoczywających u ich bokach. Liartharel wyciągnął małą kuszę i pokrył bełt wielkości strzałki paraliżującą trucizną. Po chwili jeden elf leżał sparaliżowany na ziemi a drugi z poderżniętym gardłem. Liartharel przyjrzał się sparaliżowanej elfce leżącej twarzą do góry. Była piękna. Wziął kilka rzeczy, które potrzebne mu były do przeżycia i zostawił elfkę w nie charakterystycznym akcie miłosierdzia.

Dolina Lodowego Wichru

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7exPsqt_Z0Y[/MEDIA]

Maer Dualdon, jedno z miast należące do Dziesięciogrodu, płonęło. Nagi pęłzały po mieście mrucząc zaklęcia. Mieszkańcy uciekali w popłochu. Dały się słyszeć okrzyki cierpienia i bólu ze wszystkich stron. Jedna kobieta potknęła się a okrutna naga złapała ją za nogę swymi ostrymi zębami. Po chwili połowa kobiety leżała nieruchoma w czerwonym śniegu a naga, oblizująca zęby z krwi, ruszyła dalej.

“Nie!” Krzyknął czarodziej z wieży do młodzieńca wybiegającego z budynku. Kilka nag rzuciło się w jego stronę z obnarzonymi zębami, jedna zaczęła mruczeć zaklęcie. Zanim dokończyła z wieży wystrzeliła oślepiająca błyskawica. Jej ogromny huk ogłuszył resztę i zabił tą rzucającą zaklęcie. Czarodziej zeskoczył z wieży gestykulując i powoli poszybował w stronę młodzieńca.

“Sanael! Nie! Wracaj!” Krzyczał podążając za zdesperowanym dzieckiem. Chłopiec biegł w stronę dymiącego budynku. “Mamo!” Krzyknął wbiegając do środka. Za chłopcem wpęzła okrutna naga z wizerunkiem wykrzywionym okrutnym uśmiechem. Po chwili dało się słyszeć jej syk gdy uderzyły w nią dwa pociski mocy wypowiedziane przez chłopca. Czarodziej wylądował przed drzwiami aby doświadczyć okrutnej sceny. Naga górowała nad krzyczącym z bólu Sanaelem a jego ręka znajdowała się w jej paszczy. “Nie!” Wykrzyczał czarodziej i wypowiedział słowa zaklęcia. Naga zaczęła syczeć okropnie i wypluła swą ostatnią zdobycz. Odwróciła się w stronę nowego przeciwnika aby ujawnić okropne bąble, które nagle pojawiły się na jej twarzy. Bąble zaczęły pękać a skóra wrzeć od kwasu i ognia a naga przewróciła się z bólu. Zaczęła pęłznąć w stronę czarodzieja jednak kwas wyżarł ją od środka. Czarodziej nie przyglądał się jej tylko rzucił w stronę zapłakanego chłopca. “Sanael!” Krzyczał łapiąc go za kikut ręki. Chłopiec płakał coraz ciszej. “Sanael nie zasypiaj! Walcz!” Krzyczał mężczyzna zdesperowany. Kątem oka ujżał palące się ciało swojej żony. Czarodziej począł płakać gdy ciało młodzieńca zwiotczało mu w rękach. Zaczął udeżać pięścią w podłogę dymiącego się budynku.

Nagle ból wykrzywił czarodziejowi twarz w wizerunek gniewu. Wstał z zaciśniętymi pięściami i odwrócił się do zgromadzonych na zewnątrz nag.

- Akavel si man trrrist! - Zaczął słowa zaklęcia tak potężnego, że pół-mrok nagle nastał w okół niego. Nagi cofnęły się niepewne lecz po chwili zaczęły rzucać własne zaklęcia.

- Maerr tral vim es suavol de hvel muan! - Zaczął krzyczeć czarodziej, jego oczy zaświeciły się białym światłem a kilka pocisków mocy uderzyło w magiczną tarczę, która nagle pojawiła się w powietrzu. Czarodziej, nie zwracając uwagi na zaklęcia kontynuował.

-Savval des miyan der assssel dach tril! - W końcu wykrzyczał. Nagle wszelkie światła zgasły. Nastała nieprzenikniona ciemność i głucha cisza. Nagi rozejrzały się zdezorientowane nie widząc się nawzajem. Poczuły lęk. Nagle usłyszały potworny jęk. Każda z nich zobaczyła coś innego. Każda z nich zobaczyła istotę której bała się najbardziej. Istota dotknęła każdą z nag a one padły martwe z przerażenia.

Czarodziej wyszedł z mroku i skierował się w stronę reszty potworów z łzami w oczach. Potwór zmaterializował się w postać bestii ciągle zmieniającej kształty, i podążył za nim. Kilka nag stanęło mu na drodze ale bestia chaosu szybko się z nimi rozprawiała. W końcu na drodze stanęła mu istota o sześciu rękach i o czarnej twarzy z białymi włosami. Emerle zmrużyła oczy widząc potężnego czarodzieja zmierzającego w jej stronę. Wypowiedział kilka słów lecz zmierzające w nią ogniste pociski odbiły się od tarczy, którą wcześniej przywołała. Bestia rzuciła się na nią i zadała potworny cios, lecz ten nic jej nie zrobił. Z zdziwieniem zauważyła, że tarcza zadrgała. Bestia znikła w nagłym wybuchu ciemności. Emerle wypowiedziała jedno słowo z niesmakiem i wskazała palcem na czarodzieja.

- Muertlosim. - Kościsty palec zmaterializował się przed mężczyzną i dotknął go. Przez chwilę czarodziej zbladł i wydawał się opierać zaklęciu. Po chwili upadł na jedno kolano i ostatnim tchem wypowiedział ostatnie zaklęcie.

- Akval de... sual. - Świetliste światło oślepiło Emerle i gdy odzyskała wzrok, stwierdziła poirytowana, że czarodziej znikł.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mfFQuhWaA_k&list=PL4BCF39E88952A5D9[/MEDIA]

Draugdin

“Co ty...” Jąkneła zszokowana kobieta...

“Zdajesz sobie sprawę że mogłem go poćwiartować na trzy kawałki? Tak ma tylko trzy draśnięcia... Czy chcecie dalej kontynuować tą konfrontację?” Powiedział Draugdin chowając katanę do pochwy.

“Yyy...” Zawachała się barbarzyńczyni. “Murd, co ty k***a od*******asz? On taki mały a tak łatwo cię pokonał?” Kobieta pomachała głową z dezaprobatą. “Jak cie zwą podróżniku? Nie dużo jest takich na świecie, co tak łatwo by zaszlachtowało jednego z moich najlepszych wojowników.” Powiedziała starając się mówić jak najmniej prymitywnie. Najemnik widocznie zrobił na niej wrażenie.

“Nie poznałem waszych imion a pytacie o moje?”

Kobieta zmarszczyła brwi w gniewie ale po chwili się opanowała, “Ja jestem Bersawa.” Powiedziała dumnie i udeżyła rękojeścią topora w pierś. Inni barbarzyńcy również się przedstawili lecz Draugdin ledwo słyszał ich niechętne mruknięcia już nie wspominając o zapamiętaniu tak dużej liczby imion.

“Mnie zwą Draugdin choć prawdopodobnie i tak niewiele to ci mówi.” Przedstawił się będąc więcej niż przekonanym, że jego sława najemnika nie dotarła jeszcze w te rejony Zapomnianych Krain. Domyślał się, że trafił na jedno z wielu plemion barbarzyńców z tego rejonu.

“Draugdin, ta? Dobrze walczysz Draugdinie. Widzę, że jesteś podróżnikiem. Będę miała dla ciebie propozycję, ale zanim przejdziemy do konkretów chciałabym abyś odwiedził nasz obóz. Ugościmy cię i damy ci trochę ciepłych ubrań bo te łachy co masz na sobie może i jeszcze przez chwilę cię przed zimnem ochronią, ale później będziesz miał kłopot.” Kobieta wyszczerzyła zęby.

Draugdin wiele rzeczy już w życiu widział więc nie wiele już go dziwiło, jednak zauważył niezwykle białe zęby przedstawicielki barbarzyńskich plemion. Po chwili zadumy odpowiedział.
“Przybyłem tu zwiedzić tą krainę i chwilowo nie mam pilniejszych zadań więc chętnie skorzystam z zaproszenia i wysłucham twojej oferty.

Kobieta mruknęła coś, po czym ruszyła w stronę obozowiska wskazując Draugdinowi aby za nią podążył. Po godzinie podróży wreszcie dotarli na miejsce. W okół wielkiego ogniska znajdowało się około dwudziestu namiotów o stożkowym kształcie. Kobiety zajmowały się przyżądaniem jedzenia a mężczyźni przyglądali się im, rozmawiali między sobą, lub pracowali nad ulepszaniem broni lub innymi czynnościami należącymi do nich. Widać było, że Bersawa była jakimś wyjątkiem. Wszyscy członkowie plemienia zwracali się do niej z wielkim szacunkiem i niekiedy dało się widzieć, że inne kobiety spoglądały na nią zazdrośnie. Gdy Draugdin wreszcie spoczął przy ognisku na którym piekła się wielka świnia, Bersawa zagadała go.

“Szukamy barda, który zwie się Asver. Straszny z niego laluś ale pięknie śpiewa. Kiedyś schwytaliśmy go aby i nam trochę pośpiewał. On nie dość, że mnie obraził kilkakrotnie, to po jakimś czasie uciekł! Tchórz, zamiast zachowywać się jak mężczyzna uciekł przede mną... Wyglądasz mi na najemnika więc myślałam, że możesz nam go schwytać. Chcę, aby dotarł do mnie przynajmniej w pół żywy, jeśli nie całkowicie... Mam jedynie taką monetę, którą mogę ci zapłacić, ale jest jeszcze wiele innych sposobów, którymi mogę ci to wynagrodzić. - Bersawa pomasowała twarde jak skała mięśnie brzucha Draugdina i wydeła usta namiętnie. Po chwili Murd, jeden z barbarzyńców przyniósł im hełm z rogami kozła.

“Poza tym, moje plemię posiada również ten hełm. Wiemy, że jest magiczny, ale nie wiemy jakie ma właściwości. Jesteśmy gotowi oddać go w twoje ręce, gdy uda ci się schwytać
Asvera.” Dodała po chwili.

Draugdin zastanowił się po cichu czy jest mu potrzebny drugi magiczny przedmiot, którego magicznych właściwości nie zna lub też nie jest pewien? Zastanawiał się gdzie tkwi haczyk że tak łatwo szastają magicznymi przedmiotami.

“Dlaczego tak wam zależy na tym człowieku że jesteście tak chojni w rozdzielaniu nagród? Zanim podejmę się tego zadania chciałbym jednak coś więcej o tej sprawie usłyszeć. Poza tym nie obraź się za bezpośredniość ale chętnie skosztowałbym waszej słynnej podobno gościnności.”

Bersawa spojrzała na Draugdina zawadiacko. “Naszej gościnności powiadasz?” Zaśmiała się głośno po czym zwróciła się do jednego z barbarzyńców.

“Gorthel, przynieś nam trochę Braegh.” Powiedziała i zaczęła się wpatrywać Draugdinowi w oczy z uśmieszkiem na twarzy. “A tak w ogóle to wcale nie jesteśmy tacy chojni. Ten hełm należał do barda, jeden z moich wojowników zdołał uderzyć go pięścią w łeb i mu spadł. Niestety nie udało mu się schwytać uciekiniera... został pogrzebany w Jaskini Przodków.” Uśmiechnęła się dumnie po chwili wachania.

“Braegh dla tego chuderlaka?” Zapytał barbarzyńca, który nie był świadkiem walki Draugdina z wojownikiem Bersawy. “Hahaha,” wybuchła Bersawa, “chciał skosztować naszej gościnności.” Powiedziała z rozdziawioną buzią w szerokim uśmiechu. Barbarzyńca zaśmiał się i odszedł. Bersawa podała kubek Braegh Draugdinowi, podniosła swój w górę po czym przychliła jednym ruchem. Dało się słychać głośne westchnienie ulgi gdy odjęła naczynie na bok.

Brilchan

Magiczny fotel Brilchana niechętnie wzniósł się około jednego metra nad tłumem. Magiczny przedmiot nie był w stanie wznieść się wyżej, mimo wielkiej mocy jaką w niego włożyli arcykapłani. Niekiedy dało się zauważyć wesołą parę wieśniaków idących ulicą lub zatroskaną minę jakiegoś mieszczana. Ludzie wyglądali tutaj na szczęśliwych. Miasto było bezpieczne i działo się w nim relatywnie mało przestępstw. Dzwon oznaczający rozpoczęcie przyjęcia gości do Hali Inspiracji zabrzmiał w oddali. Brilchan uśmiechnął się do siebie chwaląc swoje wyczucie czasu w myślach. Fotel przyspieszył.

Kilka minut później Brilchan lewitował przed wejściem do świątynni. Nie było jeszcze kolejki lecz Brilchan wiedział, iż to się niedługo zmieni. Młody uczony postanowił więc pośpieszyć do środka.

- Witam cię, Brilchanie. - Powiedział jakiś kapłan, którego imienia Brilchan nie znał.

- Co cię do nas sprowadza? - Zapytał.

- Witaj mości kapłanie, właśnie odnalazłem ciekawą wzmiankę na temat pewnych zbiorów, które idealnie nadawałby się do mojego projektu. Problem jednak w tym, że znajdują się na zdradliwym Planie Cienia. Potrzebuje więc zdobyć amulet, który chroniłby mnie przed negatywną energią. Zastanawiam się czy świątynia mojego patrona nie posiadałaby czegoś podobnego na stanie? Jeżeli jest to możliwe z wielką chęcią wyświadczyłbym Hali jakąś przysługę w zamian za otrzymanie tego przedmiotu. Mam nadzieję utrzymać koncept tej wyprawy w tajemnicy gdyż nie wszyscy w tym pięknym mieście są zachwyceni dziełem, które wykonuję na chwałę Pana Wiedzy. -

Kapłan wysłuchał długiej wypowiedzi widocznie podekscytowanego czarodzieja w milczeniu. Na wzmiankę o dużym zbiorze wiedzy podniósł brew z zainteresowaniem.

- Mam na imię Grolsim, panie, i myślę, że lepiej by było, gdybyś porozmawiał z arcykapłanem. Oczywiście zachowam zamiar podróży w tajemnicy. Proszę za mną. - Powiedział po czym udał się żwawym krokiem w kierunku schodów. Po drodze kapłan zaczął mówić.

- Wiele o panu słyszałem. Czytałem pańską publikację na temat sfer. Bardzo zadziwiające, intrygujące, i jednocześnie ciężkie do uwieżenia. Niestety nie podzielam pańskiego zdania, ponieważ nie dostarczył pan żadnych dowodów, jednak myślę, że po pańskiej podróży to się zmieni. - Zauważył kapłan krocząc po, wydawałoby się, nie kończących schodach.

- Twoje umiejętności wnioskowania są wprost doskonałe, właśnie taki mam zamiar. - Powiedział mędrzec ze śmiertelną powagą w głosie. - Czy słyszałeś może o Mechanicznym Skrybie ? Podobno na Mechanusie istnieje machina zdolna kopiować niemagiczny tekst bezbłędnie z dużo większą szybkością niż ludzkie dłonie. - Czarodziej w swoim roztargnieniu nawet nie zauważył, że dotarli do schodów. - Może uda mi się jedną sprowadzić? Choć, wywołałby spore kontrowersje, nie sądzisz? - W słowach młodziana było tyle szczerej pasji, że trudno było stwierdzić czy jest to kpina czy autentyczne pytanie.

W swoim roztargnieniu magiczny fotel Brilchana zachaczył o stopień a ten mało z niego nie spadł. Kapłan złapał czarodzieja w ostatniej chwili i zaśmiał się. - Myślę, że wielu skrybów straciło by pracę gdyby maszyna okazała się być łatwa do wyprodukowania. Głównie jednak interesują mnie ceny książek, które zapewne drastycznie by spadły. Pospólstwo miałoby większy dostęp do zbiorów. Co za tym idzie, mielibyśmy większą ilość osób umiejących pisać i czytać. - Powiedział masując brodę, widocznie zaintrygowany.

- Uh, dziękuję.- Zaśmiał się z własnej niezdarności i poprawił na fotelu, jednak szybko zapomniał o incydencie. - Właśnie, dlatego ta machina wzbudziła moje zainteresowanie! Biedni skrybowie zajęli by się czym innym, na przykład katalogowaniem, albo inną pracą wymagającą ludzkiego pomyślunku ale możliwość dostarczenia woluminów pod każdą strzechę jest warta tych przejściowych trudności! - Rzekł uradowany tym, że ktoś podziela jego poglądy.

Kapłan podrapał się po głowie zastanawiając się nad czymś i stawiając kolejny krok na długich schodach. - Potrzebne by były jakieś instytucje do nauczania pospólstwa czytania i pisania. - Zastanowił się a jego oczy przybrały oddalony wyraz, jakby widział coś, czego Brilchan nie był w stanie zauważyć. - Jednak myślę, że to przedsięwzięcie jest jak najbardziej możliwe. Zajmę się kontemplacją możliwości oraz nowych limitów jakie narzuciłaby ta machina na społeczeństwo. Daj mi znać, jeśli uda ci się coś takiego znaleźć. - Powiedział z powagą mężczyzna.

- Z pewnością tak uczynię, zacząłem już nawet zastanawiać się nad tym jak rozpowszechnić czytanie i doszedłem do wniosku, że można by zorganizować grupki Księgożerców, którzy podróżowali by po wioskach starając się zainteresować pospulstwo czytaniem. Gdyby ktoś chciałby podwyższyć swoje umiejętności ponad podstawy, mógłby skorzystać z infrastruktury jaką już mają świątynie Oghmy. Jeżeli chętnych byłoby więcej można by zakładać kapliczki w których by nauczano. Napotykam się jednak w tej kwestii na dwa problemy: Po pierwsze należałoby stworzyć zupełnie nową gałąź literatury, która nie odstraszyłaby prostaczków swoim skomplikowaniem, drugim problemem jest zaś to, że wiele bibliotek odstraszyłoby potencjalnego czytelnika wysokimi opłatami i tym, że cenią los zbiorów nad wygodę czytelnika. Rozumiem, że często jest to konieczne, dla przetrwania Księgozbioru, jednak stoje na stanowisku, że pozyskanie czytelnika jest warte tego aby od czasu, do czasu, poświęcić wolumin albo dwa. Oczywiście trzeba zachować zdrowy umiar. - Dodał bojąc się, że zostanie uznany za heretyka lub wariata.

Kapłan spojrzał na mędrca z zaniepokojeniem. - Myślę, że lepiej było by zostawić ocenę wartości czytelnika w porównaniu do ksiąg na inną datę. Jesteśmy już blisko, arcykapłan zapewnie nie doceniłby takich konwersacji. - Wyszeptał wskazując na drzwi. - Miło mi było, panie Brilchanie. Pozostawiam cię tutaj, arcykapłan nie jest w tej chwili zbytnio zajęty. Życzę powodzenia. - Uczony w Oghmyt wyciągnął dłoń w geście porzegnalnym w stronę młodego czarodzieja.

- Ach, tak, tak ma Pan racje, Panie Grolsim. Trochę mnie poniosło, jak zwykle w dyskusji. Będę lepiej ważył słowa. - Rzekł lekko zawstydzony mędrzec. - Dziękuję za pomoc i rozmowę, z pewnością będę o Panu pamiętał przy sprawie Mechanicznego Skryby. - Obiecał i uścisnął dłoń kapłana wychylając się z fotela.

Brilchan zapukał do wielkich, dębowych drzwi i otworzył je. Ujrzał komnatę niezmiernie czystą, pęłną pięknych relikwi, ceremonialnych pucharów i pachnących kadzideł. Gdy czarodziej rozejrzał się po komnacie oczy mu zaświeciły gdy zobaczył półki ksiąg, które nie pozostawiały nawet kawałka gołej ściany. Wonny aromat wanili unosił się w powietrzu a lekka mgiełka unosząca się w pomieszczeniu wskazywała na kadzidło znajdujące się na biurku z polerowanego oraz woskowanego drewna. Przy nim siedział siwy mężczyzna piszący coś piórem na kawałku pergaminu. Kaligrafował zamaszyście a jego pomarszczone wiekiem ręcę poruszały się z pewnością, którą można zyskać jedynie po wielu latach doświadczenia.

Arcykapłan podniósł głowę gdy Brilchan podleciał na fotelu do biurka i zajrzał mu w oczy surowo. - Potrzebujesz czegoś?” Odezwał się nagle. - Proszę... wyląduj przed biurkiem. - Powiedział z niesmakiem i spojrzał się w oczy czarodzieja oczekująco gdy ten wykonał polecenie.

+50 Doświadczenia (150/2000)

Rasheed

Podróż powrotna trwała całą noc i dopiero w okolicach świtu Rasheed dojechał do pałacu. Była ona żmudna, męcząca i wyjątkowo bolesna dla nie przyzwyczajonych do konnej jazdy kości doradcy królewskiego. Po drodze prawie się nie zatrzymywali, jednak Rasheed ani razu nie zszedł na ziemię, bo nie wierzył aby był wtedy wstanie wejść spowrotem. Chcąc nie chcąc żołnierze przyznawali między sobą, że jest oddany sprawie i zdecydowanie nie należy do kategorii rozpuszczonych szlachciątek.

Gdy w końcu wjechali na dziedziniec pałacu i zeskoczył z konia (w zasadzie bardziej zczołgał się) doszedł do wniosku, że miał rację, bo ledwo był w stanie utrzymać się w pionie. Ponownego wejścia na konia sobie nie wyobrażał. Wysłał jednego ze służących aby czatował pod drzwiami monarchy na moment gdy ten się obudzi i miał wtedy poinformować go o tym, że Rasheed wrócił i prosi o audiencję wraz z resztą doradców.

Kilka minut później (których potrzebował by znów móc w miarę normalnie chodzić) udał się ze Stamlianem do łaźni. “Ostatnią rzeczą o jakiej marzę jest dać Teresimanowi jakikolwiek powód by się przyczepić”,myślał po drodze wyłapując kogoś by przyniósł im czyste ubrania.

Stamlian był zachwycony możliwością kąpieli w królewskiej łaźni. Wspominał jak dawno miał ostatnio okazję porządnie się wykąpać. Jego rana już wyglądała dużo lepiej dzięki wcześniejszemu opatrzeniu, a obecnie całkowitemu wyczyszczeniu jej. Podczas kąpieli nie mógł przestać gadać i wychwalać doradcę. Wyglądał jakby miał zamiar rzucić się na niego i wyściskać serdecznie, jednak tego na szczęście nie zrobił, gdyż obydwoje byli nago.

Gdy wreszcie zostali wezwani przez króla na audiencję,ubrali się w czyste ubrania przyniesione im przez sługę czuwającego całą noc, i udali się na salę.

Król Konrad spoczywał na tronie, sen wciąż szklił mu oczy. Wszyscy doradcy już zajęli miejsca i spoglądali z pod kapturów na Rasheeda.

- Rasheedzie, słyszałem, że udałeś się do Aldanona powozem mojego syna... Powóz nie wrócił wraz z wami i brakuje dwóch żołnierzy. Co się stało? Napotkałeś jakieś kłopoty na drodze? -

- Proszę o wybaczenie za wzięcie tego wozu. Nie miałem pojęcia, że należy do księcia. Po drodze napadli nas bandyci. Żyję tylko dzięki odwadze i poświęceniu tych ludzi. Na szczęście wszyscy przeżyli, ale jeden z nich został okaleczony. Zostawiłem go u Aldanona, wraz z drugim strażnikiem dla bezpieczeństwa, a wóz został z uwagi na wagę informacji które uzyskałem na temat różdżki. Bardzo zależało mi na czasie.

Król podniósł brwi. - Będę musiał wysłać więcej patroli w tamtą okolicę... Gdzie jest ta różdżka oraz raport Aldanona? Wiem, że on zawsze taki wypisuje. Głównie dlatego jest tak znany wśród Pasha Calimportu. -

Rasheed wyciągnął zwój z wewnętrznej kieszeni szaty. Podszedł do króla i wyciągnął go na rękach w stronę monarchy opuszczając głowę.

- Przed tym jak go przeczytasz, panie, prosił bym o szansę dla Stamliana na złożenie swego raportu, aby nikt z nas nie miał wątpliwości co do mojej osoby.

Król Konrad zwrócił wzrok na młodego żołnierza. - Mów chłopcze. - Powiedział surowym głosem.

Stamlian zmieszał się nieco przed obliczem władcy. Po chwili zaczął mówić. - Wybacz nam, za to, że wzięliśmy wóz syna Waszej Wysokości, nie wiedzieliśmy, że należy do niego. Chłopiec na posyłki musiał się pomylić... W każdym razie Doradca Rasheed podczas całej podróży był... bardzo uprzejmy i próbował umilić ją nam jak tylko potrafił. W drodze do wieży wieszcza natknęliśmy się na bandę bandytów lecz udało nam się ich pokonać dzięki niemu. W pewnym momencie krzyknął z wozu i jakoś ich to zaskoczyło. Gdyby nie to to byśmy już nie żyli. Jeden z żołnierzy stracił rękę i został w wieży. Ja sam zostałem lekko ranny, lecz nie jest to nic poważnego. Ranny żołnierz, który został w wieży zawdzięcza życie szlachetnemu Doradcy, który zaoferował wiele pieniędzy w zamian za opatrzenie go przez mędrca. Później udał się do jego biura. Raport powienien zawierać szczegóły spotkania. Sam opatrywałem w tym czasie swoją ranę i nie byłem przy tym. Wróciliśmy wszyscy, oprócz dwóch żołnierzy, jak już Doradca wspomniał, i oto jesteśmy. - Młodzieniec ukłonił się nisko.

- Rasheed wspomniał, że dzięki twojej odwadze wciąż żyjecie, ty mówisz, że dzięki jego ingerencji. - Stamlian zmieszał się nieco. - Faktem jest, że pokonałem wielu bandytów, lecz nigdy bym tego nie zrobił, gdyby doradca nie odwrócił ich uwagi. - Powiedział młody żołnierz.

- Jeśli mogę... - wtrącił się delikatnie Rasheed i kontynuował gdy uzyskał pozwolenie w postaci kiwnięcia głową. - Wydałem z siebie okrzyk. Widać spodziewali się, że będę cicho siedział w powozie i to ich zdziwiło. Ewentualnie twoi gwardziści przypisują mi swoje szczęście. To bez większego znaczenia. Jedynym niepodważalnym faktem jest to, że pokonali wielokrotnie liczniejszego wroga. Ważniejsze jest to co odkrył Aldanon.

Król spojrzał na Stamliana z aprobatą. - Możesz już odejść młody człowieku. Przyjdź, gdy Rasheed opuści salę. Wynagrodzę cie za twoją odwagę odpowiednio. - Stamlian zerknął w stronę doradcy z wdzięcznością w oczach i opuscił salę z uśmiechem na twarzy, lekko kulejąc.

- Powiedz nam, Rasheedzie, co odkrył Aldanon? Myślę, że lepiej nam to zrelacjonujesz niż jego pismo. - Powiedział z nutą rozbawienia w głosie król, spoglądając na pergamin zabazgrany brzydkim pismem mędrca.

- Wieszcz odkrył trzy zastosowania przedmiotu. Bazowo jest to różdżka światła, mogąca wywołać na życzenie zaklęcie światła oraz kolumnę potężniejszego Światła Dnia. Drugie jednokrotnie chroni użytkownika przed nadnaturalną śmiercią, co ją niszczy. Trzecie jest powodem mojego pośpiechu. Głęboko ukryte, pod podstawowymi, jest zaklęcie szpiegujące. - Rasheed zamilkł dając obecnym czas by do nich dotarło co usłyszeli.

Król zbladł. - Bezczelna Alustriel! - Głośno wypowiedział swoje zdanie Teresiman. Król zwrócił swój srogi wzrok w jego kierunku. Doradca skulił się na swoim miejscu, wiedząc, że nia miał prawa głosu.

- Czy różdżka posiada jeszcze jakieś właściwości? - Zapytał z nutą zniecierpliwienia w głosie.

Krótkim zdaniem Rasheed zrelacjonował całą resztę pomniejszych właściwości tyczących zabezpieczeń różdżki i szkatuły.

Król zaśmiał się po chwili nerwowo. - Rzeczywiście bezczelna Alustriel, Teresimanie. Nie dość, że nałożyła restrykcję na przedmiocie, która pozwala jedynie osobą o “czystym” sercu jej użycia, to jeszcze dodała silne zaklęcie szpiegujące... Co w tej sytuacji sugeruje rada? - Zapytał król. Wszyscy zgromadzeni spojżeli się w stronę Rasheeda.

- Ostrożność. Sprawa jest delikatna. Gdy Aldanon tłumaczył mi działanie różdżki ta była w szkatułce, a jeśli dobrze zrozumiałem to szpiedzy niewiele mogli podsłuchać. Potem jej nie wyciągałem, więc jest całkiem prawdopodobne, że nie wiedzą, iż ich przejrzeliśmy, co czyni ją potężnym narzędziem dezinformacji.

- Dobrze więc, pozostawiam ją w twoich rękach. Nie chcę jej więcej widzieć na oczy... - Powiedział król. Po chwili odezwał się Teresiman. - A co zrobimy z wysłannikiem? Może również obdażymy go jakimiś księgami szpiegowskimi? A może po prostu wyślemy jego głowę Pani Alustriel na srebrnej tacy? - Zapytał.

- Czy nie słuchałeś, gdy Rasheed mówił o narzędziu dezinformacji? - Zaakcentował król Konrad z dezaprobatą. - Jednak twoja pierwsza sugestia ma sens. Zajmiesz się tym jutro, Rasheedzie? Odpocznij, jesteś zwolniony z wszelkich obowiązków na dzień dzisiejszy. Jutro zajmiesz się księgami. -
Dodał.

Doradca ukłonił się nisko.
- Jeszcze na wyjściu chciał bym prosić, panie, abyś nie zapomniał o pozostałych gwardzistach, którzy mi towarzyszyli, a szczególnie o tym który w walce poświęcił własne ramię. - powiedział jeszcze w ukłonie i wyszedł z sali i zauważył czekającego na zewnątrz Stamliana.

- Panie, dziękuję ci za wszystko. Nie zapomnę ci tego. - mężczyźni uścinęli sobie dłonie.
- Obaj jesteśmy sługami Calimshanu i króla Konrada. - uśmiechnął się Rasheed - Zawdzięczam wam życie. Jeśli będziesz miał ochotę na partię warcab po służbie, to wiesz gdzie są moje komnaty.

Stamlian uśmiechnął się serdecznie, po czym wszedł na salę.
Rasheed zamknął oczy, gdy na jego twarz wpełzło głebokie zmęczenie. Nie przywykł do unikania snu i wyraźnie było po nim widać, że najlepiej mu zrobi łóżko.
[Ukryj]Arvelus
Rasheed nacisnął klamkę od drzwi do swojej komnaty. Zanim ją nacisnął, jednak, poczuł, że coś jest nie tak... To go ożywiło, co wcale mu się nie podobało. Teraz chciał spać. Rozejrzał się po korytarzu i nacisnął klamkę. W środku było nienaturalnie ciemno.
- Barith ave. - szepnął i cofnął się dwa kroki w tył zostawiając swoją iluzję w szeroko otwartych drzwiach. Jego obraz wszedł do środka, a on przyglądał się wszystkiemu z bezpiecznej odległości.

- Witam cię Rasheedzie - Mruknęła jakaś kobieta egzotycznym akcentem z ciemności. Po chwili czarna mgła rozmyła się nieco aby ujawnić piękną czarnoskórą elfkę o lśniących białych włosach idącą w stronę doradcy kocim krokiem ignorując iluzję. Rasheed machnięciem ręki rozproszył swoje zaklęcie i wszedł do pokoju, zamykając drzwi.

- Ostrożny jak zawsze. - Oblizała wargi namiętnie i położyła dłoń delikatnie na piersi mężczyzny. Otoczyła go i zaczęła masować mu mięśnie kręgosłupa.

Rasheed zamknął oczy i się rozluźnił. Może nie powinien, ale masaż bardzo dobrze mu zrobi po tej jeździe.

- Pajęcza królowa obserwuje twoje poczynania, mój drogi. - Mruknęła mu do ucha. Drowka wciągneła powietrze przez nos odurzając się zapachem czystego Rasheeda. Nagle przed oczami doradcy pojawiła się otwarta dłoń a na niej spoczywał pierścień z rubinem.

- Docenia twoje starania. Oto pierścień, dzięki któremu będziemy mogli się z tobą skontaktować. Jeśli nas będziesz potrzebował wymów słowo aktywacji Raelos a usłyszymy twe myśli gdy pierścień będzie na twym palcu. - Mówiła dalej masując mu plecy.

- Niech Lolth ci sprzyja i chaos panuje po wieki. - Powiedziała w końcu. Rasheed poczuł, że jej dotyk znikł. Obrucił się jeszcze aby zobaczyć jak ona rozpływa się w ścianie z uśmiechem na twarzy. Mgła rozwiała się już całkowicie a Rasheed pozostał w pomieszczeniu sam z rubinowym pierścieniem w dłoni.
[/ukryj]

Jeszcze nim Rasheed położył się spać zawołał służącego by przyprowadził mu jakąś dziewkę. Spał spokojnie.

+300 Doświadczenia (400/2000)

Asver


Asver płynął w ciemności. Obejrzał się w okół siebie lecz wszędzie była ciemność... i spokój. Mężczyzna wyciągnął dłoń przed siebie lecz nic nie ujrzał. Na około znajdowała się jedynie ciemność. Zaniepokojony otworzył usta w okrzyku lecz nie usłyszał własnego głosu. Poczuł jedynie łzy płynące po policzkach. Czuł ich smak, czuł smak strachu. Nagle usłyszał śmiech otaczający go zewsząd. Śmiech narastał i stawał się coraz to głośniejszy. Po chwili zamilkł i dało się słyszeć jego echo. Asver był przerażony.

Ciemność zaczęła się rozpływać i ujrzał mały domek w lesie. Z ulgą stwierdził, że jednak posiada wszystkie kończyny. Ciekawość wygrała ze strachem i bard udał się powoli w stronę budynku. Domek był uroczy lecz zaniedbany. Winorośla zakrywały okna i nie dało się dojrzeć co jest w środku. Pozostawały jedynie drzwi. Asver przeszedł przez dziki ogródek i nacisnął klamkę. Drzwi ani drgnęły lecz ujrzał w zamku zardzewiały kluczyk. Z trudem udało mu się otworzyć zamek i w krótce drzwi otwarły się z piskiem. W środku było ciemno lecz dało się ujrzeć przytulny przedsionek. Gdy Asver wszedł do środka uderzyła go woń stęchlizny. Gdy przeszedł przez przedsionek i otworzył drzwi do następnego pomieszczenia nagle zamarł.

W pokoju nie było nic oprócz wielkiego drewnianego stołu. Na stole leżało ciało śmierdzące zgnilizną z pokaleczonymi kończynami. W okół stołu leżały porozrzucane narzędzia często pokryte zaschniętą krwią. Asver zmusił nogi do posłuszeństwa i, zakrywając nos, zbliżył się do stołu. Głowa istoty nagle podniosła się. Zsztywniałe usta wykrzywiły się w groteskowym uśmiechu a oczy zapłonęły jakby ogniem. Asver cofną się w przerażeniu a w okół niego nastała nagła ciemność a wraz z nią potworny śmiech. Bard poczuł nagły ból na szyi. Poczuł jak krew po niej spływa lecz cokolwiek zadało ból już tam nie było, gdyż Asver nic nie poczuł gdy zaczął okładać powietrze gołymi pięściami.

“Gdzie jest moja broń?” Nagle pomyślał z przerażeniem, lecz gdy pomacał swój bok w jej poszukiwaniu nie poczuł nic, nawet dotyku własnego uda. Śmiech znów dał się słyszeć a Asver popadał w coraz to większą panikę.

“Kochanie! Kochanie obudź się!” Wykrzyczała czerwono włosa kobieta trzęsąc mężczyzną. Bard zerwał się z łóżka dysząc ciężko. Pot spływał mu po czole.

“To tylko sen.” Powiedziała piękna nieznajoma i przytuliła się do Asvera. Bard odwzajemnił czułość ciągle pamiętając. “To tylko sen.” Powiedziała czerwono włosa sciskając mężczyznę z nieludzką siłą. Asver został nagle rzucony na łóżko a kobieta obezwładniła go trzymając jego ręce. Bard szarpał się lecz siła kobiety była tak wielka, że nie był w stanie jej nawet ruszyć.

“To tylko sen...” Zamruczała rozkosznie i obtarła się o Asvera kusząco. Jej świecące na czerwono oczy hipnotyzowały mężczyznę a ten rozluźnił się. “To tylko sen...” Powtórzył.

+25 Doświadczenia (125/2000)

Saenan

Gdy kapłani zanosili mężczyznę do domku gościnnego druidka miała dziwny wyraz twarzy. Była jakby zniesmaczona. Zapewne był to widok rany ale Saenan nie mógł pozbyć się wrażenia, że znała tego człowieka.

Saenan przydzielił jednego kapłana do opieki nad mężczyzną. Wiedział, że prawdopodobnie się odrazu nie obudzi. Infekcja zapewne już dawno się wdała do rany i człowiek będzie musiał z nią walczyć. Ważne było, aby ktoś przy nim czuwał i upewnił się, że nie ma żadnych innych dolegliwości. Ufał swoim kapłanom, gdyż wiedział, że znają się na różnego rodzaju dolegliwościach.

Następnego ranka pierwsze co elfki kapłan zrobił to udał się do domku gościnnego aby sprawdzić, jak się trzyma człowiek. Gdy wszedł do środka odrazu wiedział, że coś jest nie tak po minie swego ucznia.

- Co z nim? - Zapytał z nutą zaniepokojenia w głosie. - Wiercił się przez całą noc, panie. Musiałem wielokrotnie go poić bo pocił się cały czas. Niepokojące są jednak tylko dwie rzeczy... Kilka razy powtarzał “to tylko sen” a niedawno odkryłem ślady ludzkich zębów na jego szyi... - Powiedział widocznie wstrząśnięty kapłan. Saenan przyjrzał się szyi mężczyzny. - To rzeczywiście niepokojące. - Zadrżał nie mogąc sobie wyobrazić jak mogły wcześniej tam trafić. Poprzedniego dnie przecież obejrzał jego ciało bardzo ostrożnie, upewniając się, że człowiek nie jest ranny również w innych miejscach. - Proszę zajmij się nim. Potrzebuje odpoczynku. Będę musiał dowiedzieć się co za tym stoi... - Wskazał na już powoli znikające ślady zębów.

Gdy wyszedł z budynku prawie wpadł na druidkę. Gdy ujrzała jego poważną minę zbladła i skierowała się w stronę drzwi. Saenan zatrzymał ją. - Potrzebuje wypoczynku. - Powiedział. Druidka zawachała się po czym kiwnęła głową. - Jesteś gotowy do podróży? - Wydukała po chwili. Saenan przytaknął.

+100 Doświadczenia (200/2000)

Liapoa

Liapoa nie pamiętała kiedy ostatnio widziała słońce. Dni i noce zlewały się a ona siedziała w lochach jedynie o świetle pochodni znajdującej się na końcu korytarza. Czekała na następny posiłek zkładający się z kawałka chleba i wody. Czekała na wyrok śmierci... Ciemność i rozpacz stała się codzienną częścią jej życia. Jej ojciec zapewne już zmarł po nieudanej akcji. Próbowała ukraść świętą relikwię, artefakt, który był zdolny wyleczyć jej ojca z wyjątkowo paskudnej choroby. Bezsilność niziołki przyprawiał ją o gniew i niekiedy waliła pięścią o ścianę aż ta zaczęła krwawić.

Po chwili usłyszała brzęk kluczy i do korytarza wszedł strażnik z posiłkiem. Położył posiłek przed kratami beznamiętnie po czym obrucił się. Liapoa natychmiast zajęła się konsumowaniem jedzenia. Po chwili zamarła gdy usłyszała łoskot uderzającego ciała o zimną ziemię. Pochodnia zgasła.

- Witaj moja droga. - Powiedział ktoś z mroku. - Maska widzi twoje cierpienie i oferuje nowe życie w zamian za przyjęcie go jako swego jedynego boga. - Liapoa zamarła. Po chwili złapała za kraty.

- Przysięgam. - Powiedziała chorowitym, nie przyzwyczajonym do mowy głosem. W powietrzu pojawiło się wątłe światło i ujawniło mężczyznę ubranego w czarne szaty z szarą maską na twarzy. Mężczyzna trzymał w ręku klucz do celi.

- Wyruszamy natychmiast. - Wyszeptał i wziął krok w stronę drzwi. - Podróż do nowego
życia... -
 
__________________
Jakość, nie prędkość.

Ostatnio edytowane przez Sniei : 07-07-2013 o 10:46.
Sniei jest offline