Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2013, 16:32   #6
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Paskudna pogoda... - mruknął Ragnar i spojrzał w zasnute szarymi chmurami niebo.

Krople deszczu leniwie, acz gęsto zlatywały z nieba na miasto Nuln. Stojący na ulicy krasnolud z Gór Szarych oraz jego zwierzęcy kamrat - niedźwiedź Baragaz byli przemoczeni już do suchej nitki, jednak nie było to coś co mocno by im dokuczało. Zbyt wielcy z nich twardziele, aby się przejmowali jakimś tam deszczykiem.

- No nic... trzeba ruszać do tego “Hrabiego-Tura” czy jak tam mówił ten dziad przy słupie...

Niedźwiedź wydał z siebie miękkie potakujące ryknięcie. Krasnolud podrapał swoimi wielkimi paluchami miśka po łbie i chwycił pewniej łańcuch na którym trzymał Baragaza. Ruszyli powolnym krokiem w kierunku wskazanym im paręnaście minut temu przez żebraka.

Po niedługim czasie, w strugach coraz ulewniejszego deszczu ukazała się postawna budowla. Solidny, piętrowy budynek, oświetlony lampami. Drzwi frontowe wieńczyła kolatka.

Krasnolud spojrzał na miśka i pogroził mu palcem.

- Nie widzę stajni... będzie trzeba wejść pewnie do izby wspólnej. Masz się zachowywać, jasne? - powiedział stanowczo Rangar.

Niedźwiedź przechylił łeb i spojrzał w oczy swojemu opiekunowi.

- No. - mruknął brodacz, chwycił za kołatkę i przywalił nią trzy razy w drzwi.

Po chwili uchwyliła się klapka, zza któej dojrzeć dało się jakowegoś, zapewne, ochroniarza. Drzwi zostały otwarte, a krasnolud wpuszczony do środka. Sala była przestronna i wypełniona szczelnie ludźmi, jak i przedstawicielami innych ras. Na znajdującym się na końcu sali postumencie dostrzec mozna było niziołczego minstrela. A przynajmniej dostrzec można go było w tych momentach kiedy ludzie nie stali. Przy prawej ścianie znajdowała się dłuuga lata. Na jej koncu zaś schody na górę i zawarowane drzwi, zapewne do bocznej sali. Gwar był porażający.

Ragnar pociągnął nosem i spojrzał na odźwiernego. Nabrał więcej łańcucha na dłoń.

- Spokojnie... to dobrze wytrenowany zwierz. - mruknął widząc zaskoczone i nieprzychylne spojrzenie ochroniarza - Gdzie znajdę.... Rodriga Eservauna Krainghorsta lub Gerhard Bauer? Przybyliśmy na ich wezwanie.

Ochroniarz spojrzał na niego uważnie, po czym po chwili namysłu wskazał schody prowadzące na górze: -Pierwsze drzwi. Trzeba pukać. po czym spojrzał raz jeszcze na miśka.

Proste skinienie... krasnolud nie uważał, aby coś więcej było potrzeba.

- Chodź Baragazie...

Brodacz ruszył naprzód przez salę do schodów. Niedźwiedź wydał z siebie głośne burknięcie. Nie podobało mu się to zatłoczone miejsce. Było wybitnie nieniedźwiedzie.

Bo i dostosowane do niedzwiedzi nie było. Misiek z trudnością wdrapał sie po schodach. Korytarz na górze był właścwie nieoświetlony. Ciągnął się tam po obu stronach długi ciąg drzwi.

Brak światła niespecjalnie im przeszkadzał. Krasnolud podszedł do najbliższych drzwi i zapukał. Miś w tym czasie bez skrupułów zaczął otrzepywać futro z nadmiaru wody.

Musiał chwilę poczekać, lecz po krótkiej chwili rozległo sie donośne: - Wejść.

Rangar nacisnął klamkę i otworzył drzwi na oścież. Wszedł do środka ciągnąc lekko za sobą niedźwiedzia, który niechętnie wszedł do pomieszczenia. Brodacz zamknął za sobą drzwi i dopiero teraz przyjrzał się dokładniej pomieszczeniu.

W pokoju zastał wysokiego, postawnego mężczyznę siedzącego i piszącego coś przy stole. Obok niego zasiadał krasnolud, właśnie odsuwający tależ, z którego najwyraźniej dopiero co skończył jeść. Skinął głową przybyszowi, czy raczej przybyszom i spytał: - Z kim mamy przyjemność?

Ragnar zaczął się niepokoić. Wprowadził niedźwiedzia do karczmy, a nikt nie zareagował na to krzykiem, darciem mordy czy próbami wypędzenia go.

Krasnolud spojrzał na niego zachęcająco, po czym wskazał krzesło przy stole.

Oswajacz niedźwiedzi podszedł do stołu, ale nie spoczął. Jego kamrat podczłapał do jego nóg i zaczął przyglądać się z obu osobnikom.

- Jestem Ragnar, syn Ragniego “Obieżyświata” z rodu Galvlingów z Angaz Krom w Górach Szarych, a to mój towarzysz i podopieczny Baragaz. Przybyliśmy na wezwanie, które rozwieszono po mieście.
Syn Ragniego grzecznie zaczekał aż starszy od niego krasnolud zechce wyciągnąć dłoń czy coś. Zawsze to starszy pierwszy wyciąga rękę.

-Witaj zatem Ragnarze odparł krasnolud podnosząc sie i wyciagając dłoń przez stół: -Zgaduje że wiesz kim jesteśmy, skoro do nas przybywasz.

Ragnar uścisnął dłoń po czym szarpnął lekko miśka do góry za obrożę.

- Przywitaj się Baragazie.

Ten wstał na całą swoją imponującą wysokość i klepnął krasnoluda w dłoń.

- Wiemy. Treść ogłoszenia była bardzo zagadkowa, ale jest tylko jeden sposób na spełnienie waszych obietnic, panowie... - rzekł góral - Która? - spytał.

-Wiele....bardzo wiele. Jeśli bogowie naszych ras zechcą, wliczając Karak Zorn. odpradł tylko krasnolud.

Rangar przekrzywił lekko głowę w jedną i w drugą stronę.

- Rodrig Eservaun Krainghorst... pochodzisz z Imperium, jeżeli dobrze interpretuję? - spytał uprzejmym tonem.

- Nie całkiem ale niemal blisko, pochodzę z gór Szarych, z kopalni u stup lasu Loren.

odpowiedział krasnolud uśmiechając się.

- To można powiedzieć, że jesteśmy sąsiadami. Siedziba mojego klanu znajduje się na północ od Karak Norn. Cóż... Karak Zorn z tego co opowiadał mi ojciec, a i mój brat, który jest kowalem run, jest to twierdza położona... naprawdę daleko. Taka ekspedycja...

Rangar pogładził się po brodzie.

- To piekielnie ryzykowne, kosztowne i niebezpieczne przedsięwzięcie. Z pewnością potrzeba by do tego znacznie bardziej doświadczonych... Ale nie gdybajmy. Mówiłeś że jak “bogowie zechcą”... w takim razie jakie są najbliższe cele?

- [i]Cos zdaje się kojarzyć. Zaraz czy aby to nie twój ojciec zasłynął tą podróżą z Kastorem Schwarztem? W każdym razie daleko, owszem. Niezwykle daleko, ale cóż to,nie jest to droga po pustkowiach...a przynajmniej nie całkiem.Na ten moment werbuje pomocników, którzy pomogąnam ową wyprawę przyszykować, i z poruczeniami pomogą. Wyruszymy mniej więcej za rok, do tego czasu powinnismy zebrać około pięciu tysięcy zołnierzy. Po drodze, jak wspomnielismy w ogłoszeniu zawadzimy o kilka innych twierdz. Odwiedzimy również Karak Azgal, by zabrać zapasy, z którymi będzie czekał jeden z mych krewniaków, Firem Firebear. A co do woli bogów....zobaczymy, nie czas rozmawiac o tym. [/] wyjaśnił rozmówca nabijając fajkę. Mam nadzieję żę tytoń nie przeszkadza twemu towaryszowi? Może nalać mu miodu?

- Baragaz został wychowany po krasnoludzku. - stwierdził Ragnar - Sądzę, że nie obrazi się na taką odrobinę szczodrości.

Na sam dźwięk słowa miód, niedźwiedź oblizał się.

- Rozumiem... przygotowania. Sądzę, że mógłbym “ściągnąć” pewne wsparcie dla tej ekspedycji. - krasnolud potarł swoją wybieloną brodę - Król Thorgrim wie o tej wyprawie? Posłaliście gońca do Karaz-a-Karak?

Człowiek podniósł się ze swojego siedziska i ruszyl w kierunku skrzyni. Po kilku chwilach powrócił z miską pełną bursztynowego płynu, który postawił przed niedźwiedziem. Krasnolud zas zapalił fajkę, po czym pyknąwszy kilka kułek z dymu rzucił: -Wie. , po czym sięgnął do sporej tuby na zwoje z której wyciągnął pokaźny dokument zwieńczony masą pieczęci lakowych. Połozył go ostrożnie przed krasnoludem.

Ragnar aż zagwizdał widząc szereg pieczęci na papierze.

- Wyprawa ma... dużo inwestorów jak widzę. - krasnolud chwycił się za pas i poprawił go.- Raczej duzo osób dobrze jej życzy sprostował uprzejmie krasnolud.

Jak zwał tak zwał, pomyślał Ragnison, w końcu to ty musisz cały ten majdan trzymać za pysk i takie tam.

- Nie zmienia to jednak faktu... że tak liczna armia będzie miała wielkie trudności pokonać taki dystans. Jeżeli mnie pamięć nie myli właśnie Karak Azgal jest ostatnią pewną twierdzą na południu. Sądzę że taniej i szybciej byłaby podróż morska, chociaż z wiadomych przyczyn, może być równie ryzykowna, jednak wybrzeża Arabii i szlaki morskie pełne są portów i kupców od których można wszystko co potrzebne kupić, a nawet nająć ich do wyprawy.

Oswajacz niedźwiedzi przyjrzał się jeszcze raz pieczęciom.

- Ale jeżeli dobrze kalkuluję... siedem tysięcy... - pokręcił głową - Tak. Droga lądowa może być jednak bardziej opłacalna, ale tylko jeżeli wyruszy na tyle dużo specjalistów, aby po drodze móc uzupełniać zapasy inaczej trzeba by zabrać dwa razy więcej ludzi którzy zajmowaliby się wyłącznie sprawami zaopatrzenia.

- Nikt nie mówi żę wyruszamy w małej gromadce. Po za tym są powody które zmuszają nas do drogi lądowej, wybacz lecz nie mogę jeszcze o nich rozmawiać dorzucił krasnolud pykając fajkę.

- Jasna sprawa. - mruknął Ragnar - W sumie to nie moje zmartwienie. - wzruszył ramionami - Z pewnością znajdziecie tęższe głowy do takich problemów niż ja... dlatego przejdźmy może do rzeczy. Zapłata za robotę będzie solidna tak czy tak. Teraz pytanie co będzie trzeba zrobić w ramach tej roboty.

- A więc dobrze, co do konkretów. krasnolud wyjął z tuby dwa kolejne dokumenty. - Jeśli wyprawa sie nie powiedzie, a tobie Ragnarze, uda się przeżyć, jako jeden z pierwszych uczestników a więc nasz, nazwijmy to poruczony czy adiutant, otrzymasz dziesięć tysiecy sztuk złota od naszych spadkobierców. Jeśli się nam powiedzie - pięćdziesiąt tysięcy. Sądzę że to uczciwa suma, za, jeśli dobrze oceniamy, pięć lat starań. Trudno mi dokładnie wyszczególnić co któremu z was przyjdzie robić, aczkolwiek będa to zadania tak związane, a przynajmniej do momentu samego zebrania sie wyprawy i jej wymarszu, związane z poborem, aprowizajcą, załatwianiem spraw, kurierstwem. Sprawy wyprostują sie i utrudnią gdy będziemy w drodze. Jedna kopia dla ciebie, druga dla nas. Póki co dostaniesz dietę, która pozwoli ci na pierwsze potrzeby i zbiórka pojutrze pod Ratuszem, gdy zajdzie słońce. Zgadzasz się Rangarze synu Raniego z Angaz Krom?

Krasnolud zastanowił się. To było naprawdę coś. Nie byle wyprawa, nie bawienie się w poszukiwacza przygód, a prawdziwa ekspedycja na drugi koniec świata. Zarobek też godny... pewnie z łupów też będzie sporo.

- A niech mnie Przodkowie w dupsko kopną. - mruknął Ragnar - Zgadzam się.

- Wołabym żeby jednak sie powstrzymali od kopania, jeśli nie masz nic przeciwko burknął siedzący obok człowiek odzywajac się pierwszy raz. Gdy sie poruszył dostrzec dało się że jest w mundurze. Krasnolud tylko parsknął śmiechem i podsunął dokumenty wraz z piórem i atramentem.

Rangar spojrzał na dokument, pióro i atrament. Nie umiał czytać i pisać... jeszcze. Jedynie swoje własne imię, nazwisko i tak dalej.

Oswajacz niedźwiedzi zamoczył pióro w kałamażu i podpisał się pod dokumentami.

Krasnolud zabrał jedna kopię, na jej miejsce kładąc sakiewkę i srebrny listek, zdjęty z ich naręcza na szyi. -To będzie potrzebne by odebrać pieniądze wyjaśnił.


***

Ragnar poczochrał wybielone włosy na głowie, wstał i wyszedł z boksu. Żaden karczmarz przy zdrowych zmysłach nie wynająłby pokoju krasnoludowi z niedźwiedziem i nikt by nie miał mu tego za złe. Ragnar jako prawdziwy krasnolud z gór i syn szacownego rodu Strażników Gór był wyjątkowo odporny na wszelkie niewygody, dlatego też wykupił miejsce w stajni i spał zawinięty w koce u boku Baragaza.

Krasnolud spojrzał w wiadro z wodą i zobaczył w niej swoje odbicie. Ach... dawno nie miał okazji oglądać swojej gęby. Twarz miał typową dla Galvlingów - zahartowaną wichurami i trudami życia codziennego. Jego oczy były prawie cały czas zmrużone, a kurze łapki widoczne pomimo młodego wieku. Jego włosy i broda, niegdyś kasztanowe dziś były białe jak śnieg, wynik dosyć niefortunnej przygody, która napędziła mu niezłego strachu. Pozostało mu co prawda sporo pasm naturalnego koloru, ale zafarbował je, aby po prostu dostojniej wyglądać.

Bez dalszych ceregieli Ragnar nabrał wody w dłonie i przemył twarz. Miał pięć i jedną trzecią stopy wzrostu, a jego ciało było porządnie umięśnione - wynik zostania treserem miśków, jak to kiedyś ujęła matka... W końcu byle słabeusz nie zdoła zapanować nad niedźwiedziem.

- Wstawaj Baragazie... przed nami długi dzień!

***

- Mamo, mamo! Spójrz! Krasnolud prowadzi misia na łańcuchu!

Nowy dzień przyniósł rozpogodzenie i ilość ludzi na ulicach zwiększyła się. Oznaczało to też zwiększenie się puli gapiów i wszelakich zaczepek względem krasnoluda.

- Szalony krasnolud.

- Wprowadzać dzikie zwierzaki do miasta. Kto to widział?!

- Ludzie... wzywać straż miejską! Tak nie może być.



Potem przyczepił się do niego jakiś czarodziej w brunatnej szacie i zaczął smęcić o tym że miejsce zwierząt jest na wolności i zaczął coś mówić do niedźwiedzia, ale po chwili kiedy Baragaz odwarknął i jęknął parę razy po misiowemu, czarodziej przeprosił grzecznie i poszedł sobie precz.

Plan był prosty. Wykorzystać zaliczkę w srebrze, aby zdobyć jedzenie dla nich oraz napitek na czas najbliższych zleceń. Broni nie potrzebował, miał dobry topór z kuźni swojego wuja, poza tym nikt wolał nie zaczepiać szaleńca z niedźwiedziem na łańcuchu, który był najwyraźniej tresowany. Potwierdziło to paru opryszków, którzy widząc że dziwny jegomość pakuje się do ich wąskiej uliczki, czmychnęli co prędzej i pozwolili obu przybyszom w spokoju załatwić swoje potrzeby za jedną ze skrzyń do których mieszkańcy pobliskiej kamienicy wrzucali śmieci.

Potem niezwykły duet dalej przemierzał miasto. Zatrzymali się a paru karczmach, gdzie krasnolud starał się targować i zakupić prowiant. Dopiero kiedy przyszła kolej na napitek, trzeba było poświęcić trochę więcej czasu na szukanie krasnoludzkiej karczmy, w której mogli zakupić odpowiednie napoje. Przytroczywszy dwa pełne kegi do uprzęży Baragaza ruszyli dalej na obchód miasta.

Zszedł im tak cały dzień, i chociaż dla postronnego mogło się wydawać, że krasnolud i niedźwiedź kluczą bez sensu, to Ragnar miał w swoim działaniu ukryty sprytny plan, który miał zamiar wcielić w życie dnia nastepnego, jeszcze przed zbiórką pod ratuszem. Dodatkowo poznawał teren i zapamiętywał go, tak jak przykazał mu ojciec, aby potem nie zgubić się.

Kiedy zaczynało zmierzchać krasnolud i jego pupil udali się na spoczynek do znajomej już stajni.

***

- Co to za zbiorowisko!?

- Krasnolud się z niedźwiedziem siłuje!

- Że co?! Co to za cyrki?!

- Stawiam dwa srebrniki na niedźwiedzia!

- Trzy na krasnoluda! Patrzcie jaki mięśniaty!

- Chuja! To niedźwiedź! Tego na gołe klaty nie pobijesz!



Na rynku furorę zrobiło prawdziwe widowisko. Krasnolud, w samych portkach i buciorach, siłował się z niedźwiedziem. Oba kudłate stwory stały naprzeciw siebie, trzymając się za bary niczym dwójka zapaśników. Choć mogłoby się wydawać, że to tylko taka poza to gapie niezaprzeczalnie widzieli że potężnie umięśniony krasnolud napinał się ile mógł, aby miś go nie powalił.

Po chwili walka stała się bardziej dynamiczna. Niedźwiedź popchnął krasnoluda na ziemię i rzucił się na niego, jednak brodacz szybko przetoczył się, wstał i założył miśkowi chwyt.

Tłum przekrzykiwał się i robił zakłady. Do wystawionej przed walczącymi miski wpadały monety, kiedy widzowie dopingowali swoich faworytów.

Walka trwała długo, kikanaście minut i miała parę dramatycznych zwrotów, ale w końcu dobiegła końca. Posiniaczony i podrapany krasnolud przycisnął miśka do ziemi, a ten już nie miał siły się podnieść. Ludzie zaczęli wiwatować i wznosić okrzyki. Do miski sypnęło się więcej grosza, kiedy krasnolud skłonił lekko głowę i podrapał za uchem niedźwiedzia, który ciężko podniósł się z ziemi.

- E! Panie! Toż to ustawione było wszystko! - zawołał z tłumu jakiś dryblas, a nikt jakoś nie miał odwagi mu zaprzeczyć.

Krasnolud spojrzał na niego srogo i splunął pod nogi.



- Taki cwany to chodź tutaj i zmierz się z moim niedźwiedziem.
- odparł Ragnar.



- Głupich nie ma! Każesz mu mnie rozszarpać!

- To się ze mną zmierz!
- odparł wojowniczo krasnolud

Po tłumie poszły szmery. Kark zaczął się przeciskać przez tłum z głupawym uśmiechem.



- Panie krasnoludzie! Pan jesteś zmęczony i obity i jeszcze chcesz pan tego zbója położyć!
- rzuciła jakaś przyjaźniejsza dusza - Olej go pan! To tutejszy chuligan, pięściarz i cholernik!

Głos ten zaraz jednak został zagłuszony przez ludzi, którzy zaczęli po raz kolejny stawiać zakłady. Widać było że brodacz spodobał się ludowi, ale rozsądnie większość wolała stawiać na kogoś wypoczętego i w pełni sił.

***

Ragnar z nonszalancją przeliczył monety jakie zdołał zarobić. Połamanie drabowi kości nie było trudne, wystarczyło go pochwycić i przytrzymać, bo widać było że zbój walczył pięściami, ale o chwytach i przytrzymywaniu wroga to co najwyżej uczył się od swoich pijanych kumpli. Krasnolud odliczył nadmiar gotówki i wsypał ją do paszczy kamiennego gargulca, który spełniał rolę skrzynki na datki w Świątyni Grungniego. Trochę go dziwiła obecność takiego miejsca w Nuln, ale po chwili zastanowienia uznał, że w końcu imperialna stolica myśli inżynieryjnej musi mieć takie miejsce dla khazadów, którzy są potężną podporą dla gospodarki ludzkiego państwa. Tylko przez krótką chwilę z Baragazem zawitali w środku, a Ragnar pomodlił się krótko w podzięce za zdobycie tak dobrej pracy. Obiecał też że da z siebie wszystko, aby sprostać zadaniom, które go czekają.

Po skończonych modłach nalał do kamiennego kufla zakupionego wcześniej piwa i postawił go na ołtarzu w ramach ofiary. Powoli, prowadząc za sobą niedźwiedzia wyszedł z przybytku wiary.

Zapasy z niedźwiedziem to nie był spacer po parku. Ragnar prawdę powiedziawszy nie ułożył z Baragazem żadnej “choreografi”, więc każdy pojedynek to było dawanie z siebie wszystkiego. Obaj kończyli walkę zmęczeni, dlatego dalszą część dnia spędzili na regenerowaniu sił piwem i jadłem. Krasnolud popijając ze swojego kufla zastanawiał się spoglądając na uliczki Nuln co mógłby uczynić, aby wyciągnąć więcej pieniędzy z tych przedstawień. Jakby nie patrzeć będzie od nich zależeć ich majątek w czasie podróży, bo wątpił, aby ich pracodawca dawał im co tydzień kieszonkowe. Trzeba umieć sobie radzić, mawiał ojciec.

***

Czekający pod Ratuszem ludzie i nieludzie ujrzeli wychodzącego z jednej z uliczek na plac krasnoluda potężnej postury. Zaraz za nim wyszedł niedźwiedź prowadzony przez khazada na łańcuchu. Obaj szli dosyć swobodnym krokiem, bez jakiejś pompatyczności czy nerwicy. Jakby był to po prostu zwykły spacer.

Widać było iż brodacz pochodził z gór. Potężne buciory, długa kurta, stalowe karwasze na przegubach, czarne futro okalające ramiona i opadające na plecy oraz uszata czapka z herbem na przednim uchu (hełm żelazołamacza z błyskiem w wizjerze na księdze ze skrzyżowanymi pod spodem młotem, buzdyganem i lunetą na których skrzyżowaniu umiejscowiono osobliwą runę) wskazywały na kogoś z szacownego, chociaż niezbyt bogatego rodu. Dla ludzi wyglądał jak starzec, jednak inne krasnoludy mogły dostrzec że jest dość młody. Wrażenie to rodziło się z tego iż jego broda była całkiem biała i spleciona w trzy warkocze sięgała aż do pasa do którego przypięto kilka mieszków, sakiewek i za który zatknięto topór. Spojrzeniem piwnych oczu spokojnie z nadzwyczajnym opanowaniem lustrował otoczenie.

Jego niezwykły towarzysz natomiast był porządnie wyrośniętym górskim niedźwiedziem o brunatnym futrze. Miś jak miś, wyróżniał się jednak solidną, kolczastą obrożą zdobioną krasnoludzkim motywem i wisiorem w herbem, takim jaki miał jego opiekun. Na grzbiecie miał zapiętą uprząż na której dźwigał juki oraz dwie metalowe baryłki.

Widząc że póki co jest tylko jeden przybyły - krasnolud i to widać weteran jakiś lub prawdziwy wój, podszedł do niego i przywitał się skinieniem głowy oraz uściskiem dłoni.

- Witaj. Też na Wielką Wyprawę? - zagaił - Zwą mnie Ragnar, Syn Ragniego, z klanu Galvlingów, z Angaz Krom w Górach Szarych. - rzekł powoli bez pośpiechu - A to mój wierny towarzysz i podopieczny Baragaz. Baragaz, przywitaj się.

Niedźwiedź spojrzał na drugiego krasnoluda obwąchał go i stanął powoli na tylne łapy, a jedną z przednich wyciągnął do krasnoludzkiego woja.
 
Stalowy jest offline