Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2013, 00:41   #7
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Ruppert podziękował bardzo miłemu mężczyźnie, który przeczytał mu ogłoszenie. Musiał się nieco naprosić, ale ostatecznie mieszczanin się zgodził. Łachmaniarz zupełnie nie rozumiał dlaczego ten mężczyzna starał się jak najszybciej odejść od Rupperta. Niemniej jednak śmieciarza bardzo zainteresowała treść tego obwieszczenia. Ruppert zawsze chciał poznać jakiegoś króla. Skoro obiecywał fortunę i chwałę, to musiał być bardzo dobry król. Nie czekając zdecydował się udać do wspomnianej oberży. Droga była dość długa, ponieważ prowadziła do jednej z lepszych dzielnic miasta. Na szczęście (powiedzmy) zaczął padać rzęsisty deszcz i nikt nie zwracał uwagi na wózek pchany po ładbie wybrukowanej ulicy. Drogę oświetlały olejne lampy. Za jednym z zakrętów Ruppert dostrzegł pokaźny, murowany budynek. Większość okiem na piętrze pozostawała ciemna lecz z jednego z nich bił w miarę jasny blask, przebijający sie przez okiennice. Z obiektu dochodził głosny gwar. Gdy wędrowiec znalazł się bliżej, mijając jeden z zaułków po bokach karczmy dostrzegł w nim ładowany mimo pogody wóż.

Po chwili pukania drzwi oberży “Pod Turem Hrabiego” otworzyły się. Do środka wszedł niskiego wzrostu łachmaniarz. Rozejrzał się spod swojego opadającego na twarz kaptura tak jak to było możliwe. Następnie podszedł do lady i wykrzywając twarz karczmarza z powodu ciągnącego się za nim zapaszku zapytał:

- Szukam tu-tu-tutaj kogoś od przyszłego k-k-króla. Gdzie on jest? Gdzie? - piskliwy głosik jąkały zabrzmiał cicho w oberży.

Musiał niestety powtórzyć ponieważ w pierwszym momencie karczmarz nie usłyszał go. Gwar powodował.....tłum. Tłum słuchający jakowegoś pieśniarza bardzo niskiej postury, który grał i śpiewał rzewne melodie na podwyższeniu z przodu sali. Karczmarz po chwili jednak skojarzył chyba skąd padło pytanie a może nawet jego brzmienie, gdyż zapytał głośno obracając się w stronę przybysza:

-A czegoż ci trzeba?

- Spotkać się z-z-z p-przyszłym królem, który napisał na słupie ogłoszenie! Tak tak! Ruppert bardzo chce go poznać!
Postawny rozmówca spojrzał na niego sceptycznie, po czym skinąwszy na któregos z posługaczy rzucił :
-Poczekaj chwilę, zobaczymy co on na to. Młody chłopak pobiegł na piętro, przybysz zaś miał okazję posłuchać przez moment twórczości niziołczego jak się zdawało grajka. Grał on (i śpiewał) właśnie jakowąś balladę romantyczną, wyjątkowo bretońskiej prowieniencji. Po kilku chwilach chłopak wrócił i podbiegłszy do karczmarza wyszeptał cos do niego. Ten rzucił mocno zniesmaczony

- Na górę i pierwsze drzwi na prawo.

- Och! Zgodził się przyjąć Rupperta?! Naprawdę?! Ale Ruppert jest teraz szczęśliwy! Już idę idę! Już już! - powiedział niemal w podskokach udając się na górę. Oczywiście tak, jak mu tylko starcze kości pozwalały. Łachmaniarz bardzo cieszył się z dwóch powodów.
Po pierwsze zaraz pozna samego króla, po drugie już nie musi słuchać tego wyjca na dole.

Na górze zastał pokaźnych rozmiarów korytarz. Stanął przed wskazanymi drzwiami.
Z początku nieco się bał. Zastanawiał się jak ma się odezwać do samego króla. Myślał przez krótki moment, ale w końcu stwierdził, że musi się przełamać. Zapukał trzykrotnie w drzwi.

- Wejść rozległ się chrapliwy głos ze środka.
Ruppert delikatnie pociągnął za klamkę i otworzył drzwi na taką szerokość, aby mógł się wśliznąć do środka. Stanął i czekał aż król pozwoli mu powiedzieć.
Pokój był nieduży. PO jego środku znajdował się pokaźny stół, na nim zaś lampa. Zasiadał przy nim pokaźny, groźnie wyglądający krasnolud. Miał długie ciemne włosy i obszerna brodę. Jego czujne zdawało by się oczy wpatrywały się w przybysza. Kątem oka wędrowiec dostrzec mógł drugiego osobnika, stojącego przy oknie, który jakby...coś własnie przez nie wypchnął. Siedzący przy stole krasnolud odezwał się

-Siadaj, cóż cie do nas sprowadza?

Ruppert usiadł na wskazanym krześle i powiedział:
- Jestem Ruppert. Poszukiwacz skarbów i mistrz z Kataju. Z głębokiego wschoda. I ja czytał ogłoszenie, że przyszły król szuka sobie no... ludzi. I że król obiecuje bogactwo i sławę! Więc Ruppert stwierdził, że to musi być bardzo dobry król. Więc przyszedł tutaj.

Osobnik pozostający przy oknie odwrócił się i zdaje się, zaczął się wpatrywać w przybysza. Ten zza stołu zaś rzekł powoli

-Z Kitaju powiadasz. A jakżeś dotarł od swych siedzib, cny Ruppercie? Na pewnoś wiele fascynujących rzeczy po drodze widział, czyż nie?

- Tak tak! Oczy-wiw-oczy... oczywinście! Ruppert trochę źle rozmawia po Reikspiel. Wybaczy. A tutaj dotarł raz na nogach, raz na wozach. Tak! Podróżował dużo. Wszędzie już chyba był! Wie jak się leczy, znalazł też dużo skarbów! Tak tak!

-A powiedz no mi, to ty wielki traktem handlowym jechałeś? kontynuował khazad. Czujne ucho mogło wychwycić że usłyszawszy o wielce sie podekscytował...na tyle na ile to możliwe dla kamiennogębego krasnoluda,z wielką brodą zasłaniającą twarzy i opanowanym głosem.

- Nie nie! Trakty dopiero w Imperium! Tak tak! Taki mnich starożytnej tradycji jak ja nie potrzebuje traktu! Przez dzikie góry nieraz podróżował! I przez lasy! Tak! Nie trzeba takich wygód!

-I to dobrze, przydać się może ktoś znający te terytoria. A powiedz mi, co chciałbyś ze swych talentów znieść do naszej wyprawy? - przepytywał nadal krasnolud, wróciwszy do poprzedniego tonu.

- Ruppert mówił! Przecież Ruppert mędrzec i mnich starej pięknej tradycji z głebokiego wschoda! Tak! Na leczeniu się zna! I wie dużo i często widzi to czego inne oczy nie dostrzegajo! Tak tak! - mówił łachmaniarz wesoło machając nogami, którymi nie był w stanie dotknąć podłogi.

- A więc przewodnik i lekarz. wiele słyszałem o wschodniej medycynie. Hmmmm. zamyślił się jego rozmówca. Tymczasem stojący pod oknem człowiek, wysoki, barczysty mężczyzna w czyms co zdawało sie być mundurem podszedł do stołu i włączył się do “dyskusji”:

-A co wiesz o naszej wyprawie? Dopytywałeś się coś, słyszałeś już coś?

- Ruppert przyszedł prosto tutaj! Żeby nie słuchać plotków złych i nieprawdziwych! A skoro król jest dobry i mądry to na pewno będzie to piękna wyprawa i Ruppert się królowi przyda! Tak tak! - powiedział kiwając głową bardzo szybko.

- A więc tak... wrócił do rozmowy krasnolud, chyba przetrwawszy to co usłyszał:

-Pierwszym naszym celem będzie zebranie solidnej grupy na tą wyprawę, drugim zaś etapem - marsz na wschód, w stronę twierdz Ośmiu szczytów, Drahz i Zorn. Nie będzie ani łatwa, ani prosta.

- Ruppertowi nie straszne góry! W głębokiem Kitaju gór dużo! Bardzo dużo!

- Świetnie. W takim razie cóz, podpiszemy umowę? zapytał krasnolud.

- Oj... ale Ruppert nie zna literek z Imperium. - powiedział jakby zasmucony.

- Oj, to narysujesz krzyżyk, albo oznaczysz palcem zaproponował rozmówca wcale nie zasmucony. Chyba przywykł....

- Dobrze dobrze. To ja chętnie podpiszę! Z królem? Tak? Z królem umowa?

-Tak odparł krasnolud kładąc przed nim dwie karty papieru zapełnione jakimiś zawijasami -Tu na dole się zaznacz
Ruppert złapał za pióro, które trzymał bardzo niezręcznie w swoich kościstych dłoniach. Następnie narysował dwa krzyżyki w miejscu, które wskazał mężczyzna.

- Świetnie kontynuował krasnolud -Oto twoja dieta na utrzymanie sie póki co, kopia umowy i medalion który ja gwarantuje podając sakiewkę, srebrny liść i kartę papieru.

-Zbiórka pojutrze, wieczorem, pod ratuszem.

- Dobrze dobrze! Ruppert będzie ze swoim wózeczkiem! Tak! Już idzie sobie żeby królowi nie przeszkadzać. Tak tak! Dziękować pięknie, że Ruppert może być ludek króla! Tak! A teraz idzie zjeść i napić!

Gdy wychodził dwa jego rozmówcy cicho rozmawiali.
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 04-07-2013 o 00:48.
Aeshadiv jest offline