Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2013, 15:17   #9
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Oi! Kuzynie, piękna bestia. - Helvgrim podał dłoń wpierw niedźwiedziowi, skoro ten już ja wystawił. Zwierzę emanowało potęgą, nawet nie skrytą pod wspaniałym futrem... moc dało się wyczuć, choć uścisk był w miarę uprzejmy to widać że kontrolowany w zupełności przez khazada który był mu panem.

- Jestem Helvgrim, syn Svergrima z linii Torvala. Przybyłem z Norski, z gór Skadi w krainie Ejsgardu. Widać gołym okiem żeś i ty nietutejszy jest barcie. Zatem jak się rzeczy mają w Angaz Krom? - Tym razem Helvgrim podał dłoń Ragnarowi, uścisneli sobie przedramiona.

- Cóż... Można powiedzieć że to spacer dla mnie przybycie tutaj. Siedziba klanowa mieści się na północ od Karak Norn. - rzekł spokojnie Ragnar i odczepił jeden z kegów z uprzęży niedźwiedzia, który stanął z powrotem na czterech łapach i legł obok swojego opiekuna - Ot nic wielkiego... pasterstwo, zbieractwo, polowania, uprawa i wychowywanie nowych pokoleń Strażników Gór. A co słychać w Górach Norski? Słyszałem co nieco o was, ale w życiu nie myślałem, że kogokolwiek z tamtej linii spotkam.

Ragnar z wprawą odbezpieczył beczkę i nalał do swojego drewnianego, ukutego kufla, najprzedniejszego Brodatego Portera. Nalał też do miski niedźwiedziowi, nadstawił keg do nowopoznanego.

- ...ach.. u nas podobnie, dzieje się niewiele... choć ni pasterstwa, ni zbieractwa, jedynie lód i mróz, to jak nie polowanie się trafi, to transport dóbr jakichś od normseńskich plemion. Góry w czasie wojny są z daleką pólnocą. Kraka - Dum w opałach. Dobrze się nie dzieje, nie ma dnia zmarnowanego bezczynnościa. - Sverrisson spojrzał smutno w niebo, chwilę później rozpromienił się już nieco... odpiał hełm i pozwolił by przyjazny kuzyn nalał mu do niego przedniego piwa, a takie było wnioskując po zapachu.

- Brodacz taki pienisty? Hmm, zacnie warzony. - Helv powąchał raz jeszcze i wypił duszkiem połowę zawartości hełmu. - Urazy nie miej że spytam, ale cóż cię ściągneło w te strony z tą nielichą bestyja? Ja powiem że kuzyna szukam, imię jego Skerif, syn Gundara. Poznał żeś może kogo o takim imieniu?

Ragnar pokręcił głową i upił z kufla spory łyk ciemnego, prawie czarnego piwa.

- Przykro mi jednak imię to nie jest mi znane. - rzekł - Jeżeli zaś się tyczy celu... rzeknę skróconą wersję. Mój ojciec to obieżyświat i lokalny bohater. Będąc młodszym ode mnie wyruszył do Arabii, a potem do Indu. Przywiózł niezwykłe skarby i rzeczy, o których w życiu nam się nie śniło. No i nawet czarnoskórego człowieka, który mieszka po dziś dzień w naszej osadzie. I w ten czy inny sposób ukuła się nam taka mała tradycja, że każdy z synów Ragniego wyrusza w pewnym wieku w podróż, tak jak nasz starszy, aby poznać świat i wywalczyć sobie własny los i sławę. - tutaj Ragnar zaczął oginać palce wolnej dłoni - Przykładowo najstarszy został kowalem run i jest najprawdopodobniej najmłodszym mistrzem z tego fachu. Najmłodszy jest tak szybki jak nasz prapradziad i spokojnie przegania spiczastych. Reszta rodzeństwa jeszcze niewiele pokazała, ale każdy ma potencjał. No a ja... ja przygarnąłem Baragaza, kiedy mu mamuśkę gigantyczny pająk zabił. Wychowałem go, wytrenowałem i jest teraz moim najlepszym przyjacielem i najwierniejszym towarzyszem. - khazad podrapał niedźwiedzia po łbie - Tylko że jak usłyszałem o celach wyprawy... sądzę, że ojciec i bracia wypędziliby mnie gdybym im nie dał znać o tej ekspedycji. Swego czasu wspominał o zaginionych twierdzy południa i chęci wyprawienia się w tamte okolice drogą morską.

Helv dopił czarny płyn ze swego helmu i wytrząsnął z niego resztę na brukowany plac. Pokiwał głową w zrozumieniu i rozważał każde słowo przyjaznego krasnoluda. - Zatem powiadasz że jest u was w domu czrnoskóry człek? To niesłychane, raz... no może dwa razy z górką, żem słyszał o takich ludziach, ale nigdy na własne oczy ich nie widziałem. Mówisz ze skórę ma czarną jak... jak węgiel... jak to piwo? - Helvgrim był szczerze zaskoczony. Widać brodaty kuzyn sporo wiedział o południowych krainach i nie jedną ciekawą historię by się zdało od niego usłyszeć.

- Jego skóra jest dokładnie tak czarna. Jest wychudzony i bardzo wysoki. Głowę ma bardziej krągłą w porównaniu do tutejszych człeczyn, a stopy wielkie od ciągłego chodzenia boso. Jego usta są bardzo wydatne, a nos krótki, o szerokich nozdrzach. Pochodzi z dzikiego plemienia Ebonów z Arabii i jak mówi... Przodkowie zechcięli, aby podróżował po świecie i pokazał im odległe lądy. - Ragnar wolną ręką gestykulował, niczym wytrawny bajarz opowiadający o różnych cudach - Im, bo Ngoma według tradycji swojego ludu nosi czaszki swoich Przodków na bandolierze. Dziwak z niego. Mówi, że potrafi z nimi rozmawiać. Ale nam tam nie ma co się mieszać do dziwacznych kultur i zwyczajów. Nie jest chaosytą, ani czarnoksiężnikiem i to jest najważniejsze.

- Aye, prawda, to najważniejsze zawsze jest. Toć widzę że rodzinę masz sporą i chwały rządną... u mnie jeno ja się ostałem żyw. Ojciec zaginął, lat temu wiele, w kazamatach Azkarh. Odnajdę go jednak, przysięgałem. Powiedz lepiej mi Ragnarze, o jakiej to wyprawie wspomnieć raczyłeś, bo i ja się na jakowąś zaciągnąłem. Odbijać khazadzkie umocnienia z łap zielonoskórych i pomiotów kaosu. Pod sztandarem króla Rodriga. A ty? - Dopytywał Helvgrim.

- No to ja przecież o tej właśnie wyprawie żem wspomniał jak się z tobą witał. Wątpię, aby kto inny zbierał o takiej porze kamratów pod ratuszem. - rzekł Ragnar dopijając swoje piwo - A przykro mi słyszeć o ponurym losie twojego rodu. Do nas Bogowie Przodkowie się uśmiechnęli. Mogę ci życzyć tylko powodzenia, abyś podczas tego odbijania naszych utraconych twierdz, w chwałę wielką obrósł i siłę, coby jeżeli nie uwolnić swojego staruszka, to go pomścić z pełną premedytacją.

- Za dobre słowa masz me dzięki synu Ragniego. Coś się zaś wyprawy tyczy tom nie wiedział że ją już Wielką zwią... na razie ponoć wielu się nie zaciągneło... ale i ja jestem dobrej myśli. Wszak khazadzi muszą odpowiedzieć na wezwanie króla. Nasze ziemie muszą wrócić w nasze ręce. Bogowie nie darują tym dawi którzy odmówią pomocy w tak chwalebnym czynie. - Sverrisson poczał się unosić nico za barzdo. Uspokoił się i dodał po chwili. - Dobrze że i ty Ragnarze będziesz szedł na tę eskapadę. Zacny z ciebie druh, tak czuję, to i lepiej nam razem ten cały znój upłynie, a i ramię w ramie przyjdzie stanąć. Zaszczyt to będzie wielki dla mnie móc z tobą walczyć przeciw zatępom wroga. - Łysy khazad połozył ręka na ramieniu kamrata w przyjacielskim geście.

Ragnar pokiwał głową i zaczął znów drapać Baragaza po łbie.

-Ano cel jest chwalebny, jednak nie wolno nam za bardzo głową w chmurach siedzieć. O ile Drazh i Osiem Szczytów są jak najbardziej osiągalne i w zasięgu ręki o tyle Zorn to wielka niewiadoma, dlatego wolałbym się skupić na najbliższych celach. Osobiście mam nadzieję, ze Rodrig pośle mnie gdzieś w rodzinne strony, abym mógł swoich ziomkom wieść przekazać. Wielu by się z chęcią zaciągnęło, bowiem w Szarych Górach mało się dzieje i jest w miarę bezpiecznie. Właśnie... może jeżeli wyprawa ta taka wielka będzie to uda się znaleźć sobie nawet żonę. - dźgnął łokciem Sverrissona w bok - Jakąś taką bojową i charakterną, he he.

- Har har... może, może... oby bogowie ci sprzyjali kuzynie w tej misji. - Helvgrim również się zaśmiał. - Jeśli Rodrig będzie słał ludzi by robili zaciąg to w głowę zachodę gdzie mnie może posłać, wszak przecież nie w me rodzinne strony. Jedyne, gdzie mam swych ziomków, miejsce to Azgal... może tam. Wiem jednak że tam też cała ekspedycja się kieruje by zapasy uzupełnić. Wtedy khazadzi spod znaku Skalfa na pewno rusza do boju. Inaczej nie mogą. Wszak wszystkie te twierdze to ich sąsiedzi najbliźsi. Tobie jednak życzę byś do domu wrócił, choć na chwilę przed ostateczną szaradą. Dobrze że masz gdzie wracać. - Sverrisson spochmurniał.

- Tylko bez takich smentów mi tu. Masz tu jeszcze piwa. - rzekł Ragnar polewając kolejną porcję, również Baragazowi, który swoją poprzednią wypił momentalnie - Jeżeli będziesz się zadręczał tym co daleko przed tobą, to będziesz popełniać błędy teraz, kiedy trzeźwy umysł jest najbardziej potrzebny. Jak nie masz domu, stwórz sobie nowy. Jak ród wygasa, to trzeba go odbudować.

- Prosto w twoich słowach wszystko wygląda, a i pociesznie. Rację masz, nie teraz czas by się troskać. Jedynie wiedz, że abym mógł rodzinę założyć to błogosławieństwo starszego rodu potrzebne jest. Jeśli ojca nie odnajdę to i rodu nie wskrzeszę... jeno głowę wtedy będę musiał ogolić. Tak też linia krwi Torvala wygaśnie. - Ponury grymas wystąpił na twarz Helva. - ...ale co tam, nie teraz tym głowę trzeba mi sobie zawracać. Rację masz. Dobrze że z ciebie Ragnarze jest dusza wesoła i nie zmącona troskami. Podróż u twego boku minie szybciej... har! Cóż zatem... czekamy króla Rodriga i niech zacznie się już ta Wielka Wyparawa. Twierdze czekają na nasze topory. - Sverrisson uśmiechnął się, ale słabo... mało przekonywująco, wszak ból był ogromny i brak ojca doskwierał potwornie. Khazad z Norski chciał równiez pogłaskać niedźwiedzia, tak jak właściciel bestii, ale wstrzymał dłoń... nie chciał jej stracić w przepastnej paszczy rosłego stworzenia z gór.

Ragnar tylko pokiwał głową i wykonał bliżej nieokreślony gest zezwalając kuzynowi na dotknięcie futra Baragaza. Miś nawet nie protestował, pociągnął tylko nosem, chrząknął i przymknął oczy z zadowolenia.
 
Stalowy jest offline