Ren wzruszył ramionami.
- Może być - odparł. Nie lubił podejmowania decyzji strategicznych, więc wolał po prostu przystać na propozycję alchemika. Dopiero po chwili zorientował się, że właściwie "może być" nie jest żadną odpowiedzią.
- Wszystko mi jedno. Nie boję się Dewils dena i nie potrzebuję ochrony. Ale i tak najpierw udam się na miejsce porwania, zanim trop ostygnie do reszty.
Przyklęknął na podłodze i wyciągnął rękę w kierunku psa, pozwalając mu się obwąchać. Ten zbliżył się trochę niechętnie, a nawet dał się podrapać za uchem. "Musi wystarczyć" pomyślał Ren. W końcu nie musieli zostawać przyjaciółmi, byle każdy zrobił to, co do niego należy. To samo zresztą tyczyło się tego człowieka. Wstał i otworzył tylne drzwi samochodu.
- Właź, Blak Hajati - rzucił. Gdy pies posłusznie, choć wciąż niechętnie, ulokował się na tylnej kanapie, Ren zatrzasnął drzwi z dość dużym impetem, po czym... wlazł na dach i tam kucnął.
- To co? Jedziemy?
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |