Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2013, 02:12   #3
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Trzeba było przyznać, że brama do wielkiej świątyni Ulryka trzymała się bardzo długo. Trzeba było jedenastu uderzeń tarana, do obsługi którego zapędzona ósemkę gorów.

- Raz! - zakomendował Eckhardt w mrocznej mowie, a zwierzoludzie w tym momencie zaczęli ciągnąć za uchwyty przy kłodzie, którą wyważali drzwi.

- I dwa! - upuścili ją. Grube oczy łańcuchów zazgrzytały o siebie, a następnie w okolicy dało się słyszeć uderzenie zakończonego stalowym ćwieka o bramę.

- Jeszcze raz i ich ostatnia osłona pęknie! Wlejemy się do tego przybytku ich słabego Imperialnego bożka! Zrobimy z tego miejsca świątynie krwi! - zakrzyknął wojownik Chaosu, a ryk gorów zatwórował.

Jak powiedział Schwatrzhaut tak się stało. Dębowe deski trzasnęły. W bramie pojawiła się szczelina. Zza pleców khornity w stronę wyrwy poleciało kilka bełtów. Oczy Eckhardta zapłonęły gniewem. Nie miał pojęcia kto był na tyle głupi aby walczyć jak tchórz w obecności wyznawcy Pana czaszek. Wojownik Chaosu odwrócił się. Ujrzał dwojkę mutantów uzbrojonych w kusze. Nie byli świadomi tego jak wielki błąd właśnie popełnili. Khornita zbliżył się do nich. Spojrzał na ich ciała, na których mieniły się znaki Władcy Much. Podniósł głowę i niebu i nie patrząc na nich wykonał dwa proste cięcia. Jedno każdym z mieczy. Mutanci zamarli już na zawsze ze strachem w oczach.

Gdy tylko marne żywoty tchórzy zostały zakończone wojownik Chaosu zbliżył się do swoich.
- Zaraz zasmakujcie krwi kapłanów! Tych, którzy podtrzymują kult fałszywego bożka! Tych, którzy myślą, że ich domeną jest walka! Dziś udowodnimy im, że się mylą! Ujrzą prawdziwych wojowników! Tych, którzy służą Khornowi! - zakrzyknął Eckhardt.

Czwórka potężnych gorów cofnęła się o kilka metrów i z impetem natali na bramę świątyni, która uległa. Ze środka rozległ się mowa kapłana:
- Oto godzina próby dla nas! Bracia, walczcie z okrzykiem naszego pana na ustach! Niechaj was błogosławi i pozwoli wam zabrać ze sobą jak najwięcej tych pomiotów Chaosu!
- Ulryk! - zakrzyknęli kapłani i ruszyli do szarży na zwierzoludzi, którzy wlewali się do środka świetego miejsca.

Eckhardt słysząc przemowę zaśmiał się. Uniósł jeden z mieczy i wskazał nim na tłum Ulrykan.
- Krew dla Boga Krwi! - wrzasnął i sam pobiegł za swoją mała armią.
- A czaski pod Tron Czaszek! - zawołali ci, którzy spośród wojowników Eckhardta potrafili mówić.

Rozpoczęła się rzeź. Zastępy zwierzoludzi zaczęły przedzierać się do wnętrza katedry. Nastąpił jednak krótki moment zawahania wsród mutantów. Widząc szarżującą linię kapłanów Ulryka wojowników Schwartzhauta ogarnął strach. Gdy kilku z nich obróciło się i ich spojrzenie spotkało się z gniewem buchającym z oczu wojownika Chaosu, prawdopodobnie stwierdzili, że wolą zginąć od młotów wojów Białego Wilka. Pierwsze trupy padły. Niestety większe straty w tym starciu odnosiły siły Chaosu. Widząc to Eckhardt stwierdził, że nie ma nic lepszego do podniesienia ducha walki wśród swoich jak udanie się samemu w bój. Tak też zrobił.

Gdy tylko nadażyła się okazja Khornita wbiegł między swoich. Dwa dwuręczne miecze rozpoczęły swój taniec. Kolejne litry krwi zaczęły wypływać na marmurową posadzkę świątyni. Tym razem padali już też kapłani. Zwierzoludzie widząc, jak ich pan rzucił się w wir walki, tak jak się Eckhardt spodziewał, zaczęli skuteczniej machać swoją bronią.

Po długich minutach symfoni pojękiwań, krzyku i syku stali obydwie ze stron cofnęły się o kilka metrów. Byli zmęczeni, ale cały czas wymieniali nienawistne spojrzenia.
Spomiędzy kapłanów wyłonił się stary wojownik. Długie, zlepione od krwi włosy opadały mu na twarz i naramienniki. Bogato zdobiona symbolami wilka zbroja miała już na sobie kilka wgnieceń i sporo rys. Z pewnością starzec znał się na walce i nie miał zamiaru tutaj polec nie posyłając do demonicznej odchłani wojownika Chaosu. Tak się jakoś ułożyło, że Schwartzhaut miał podobne zamiary co do jego osoby.

Wyszli naprzeciw siebie. Uśmiechnęli się do siebie. Bogowie wiedzą dlaczego.
- Stawaj plugawcze do uczciwej walki!
- Stoję przecież błaźnie. - odpowiedział Eckhardt prychając.
- Zaraz sprawdzimy tego twojego bożka... Ulryk tutaj zatryumfuje!
- Ulryk? Ulryk wraz z wami umiera. Dopilnuję, aby wszyscy jego wyznawcy z tym mieście zginęli. Jego kult upadnie tak samo jak upada ten nędzny przybytek. Z waszych czaszek ułożę na dziedzińcu piękny stos chwalący Khorna.
- Spróbuj tylko! Moja głowa nigdy ...
- Twoja błazeńska głowa trafi dziś pod tron czaszek. Kończ paplać starcze, bo śmierć właśnie szepcze ci do ucha moje imię. - zakończył rozmowę Wojownik Chaosu i ruszył do szarży.

Początkowo Eckhardt bawił się. Jednym z mieczy atakował na głowę kapłana. Ten jednak mimo swojego wieku zręcznie unikał ciosów. Kilka razy było blisko. Zmęczenie dawało się we znaki. Młot mu ciążył, zbroja utrudniała każdy ruch. Kilka kosmków brody Ulrykanina upadło na posadzkę. Jego podopieczni przyglądali się pojedynkowi kierując modły do Pana Zimy, aby zesłał łaski na ich mentora. Zwierzoludzie natomiast stali i uderzali rytmicznie bronią w swoje tarcze lub podłogę świątyni.
Kapłan przeszedł do kontry. Jego ciężkie i powolne cepy młotem nie były żadnym problemem dla Khornity. Starcie powoli go nudziło. Dwoma wolnymi rękoma włożył jeden z mieczy do pochwy na plecach.

- Kończymy ten taniec starcze. Nudzisz mnie. - powiedział patrząc z pogardą na kapłana.

Szybki cios dwuręczniaka pozbawił Ulrykanina czterech palców lewej dłoni. Młot upadł z hukiem na marmurowe płyty. Starzec pozostał bezbronny. Eckhardt nie miał zamiaru zaszlachtować Ulrykanina szybko. Schował drugi z mieczy i zbliżył się przypominając o sobie ciosem w twarz zszkokowanemu z powodu utraty palców kapłana. Mężczyzna upadł. Schwartzhaut podniósł go nad głowę.

W tym momencie jeden z młodszych akolitów rzucił się na wojonika Chaosu z toporem.
-Ulryyyk! - wrzasnął.
Był to zgubny dla jego mentora okrzyk. Eckhardt zorientował się co się dzieje i w porę zareagował. Zasłonił się starym kapłanem jak tarczą. Topór wbił mu się głęboko w klatkę piersową masakrując żebra. Koniec. Śmierć dopadła go z ręki własnego ucznia, nie doświadczył zaszczytu bycia zabitym przez Khornitę.

W oczach Schwartzhauta zawrzała furia. Odebrano mu jego trofeum. Chaota rzucił truchłem kapłana w akolitę przygważdżając go do ziemi. Następnie jednym ruchem wyjął swój miecz i cisnął nim prosto w gardło młodzieńca.
- Zdychaj psie...
Następnie odwrócił się do swoich i rzekł.
- Dokończcie dzieła.
Miał jeszcze jedną drobną uwagę. Odezwał się do największego ze zwierzoludzi, który towarzyszył mu od początku jego życia kultysty:
- Uma, po wszystkim przynieś mi mój miecz. Możesz nim teraz chwalić naszego pana!



Sypały się kończyny...
Głowy...
Łamały się kości...
Umierający wydawali ostatnie tchnienia...
Jęki...
Krew barwiła wszystko dookoła barwą Khorna...
Tutaj, w katedrze Middenheim malował się demoniczny obraz potęgi Boga Krwi...
A Eckhardt Schwartzhaut podpisał się pod tym dziełem...
 
Aeshadiv jest offline