Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2013, 08:57   #4
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Trzecia Praca Konkursowa

Dla młodego chłopaka imieniem Al Sullivan, życie zmieniło się diametralnie. Jeszcze dwa lata temu posiadał świetlane widoki na przyszłość. Kończył trzeci rok studiów, miał stypendium naukowe, pracę na pół etatu, nawet plany wzięcia ślubu z Jenny. Wszystko układało się idealnie. A potem Martin podsunął mu na imprezie saszetkę chromu i cały świat przesypał się między jego palcami. Każdy kolejny dzień był pozbawiającym go oddechu koszmarem, a jedyny promień nadziei stanowił błysk strzykawki znikającej w przedramieniu. Tylko, że ta nadzieja zawsze okazywała się podłym kłamstwem. Następnego ranka cały szajs zaczynał się od nowa. Teraz Al stał w deszczu, pod ołowianym niebem. Uniósł lewą podeszwę i przyjrzał się mętnie zabłoconej holo. Reklamowała Gorączkę Sobotniej Nocy, jakiś happening w miejscu do którego się udawał. On też miał gorączkę. Pewnie blisko czterdzieści stopni, co potwierdzały drgawki oraz zawroty głowy. Ściskał w garści kilka pomiętych banknotów, które ledwie starczyłyby na jednego drinka i paczkę orzeszków. Albo na kolejną działkę... Nie! Odskoczył od tej myśli jak poparzony. Przyszedł tu dzisiaj szukając pomocy, ratunku. Ratunku? W miejscu takim jak to? W retro klubie, oazie kiczu i tandety, będącej zlepkiem najgorszych cech dekady wypełnionej po brzegi takimi ćpunami jak on? Równie dobrze mógł szukać rozgrzeszenia w piekle. Spojrzał na podświetlany neon z nazwą lokalu. Mimo podłego nastroju, wydął spękane wargi w uśmiechu. Może to faktycznie była jego szansa? Chciał uwierzyć. Dać wiarę miejskim legendom o cudownych ucieczkach ze szponów nałogu. Trzymając się tej płochliwej myśli jak tonący brzytwy, Al chwycił za klamkę.

Nie zachwiał się widząc linie białego proszku znikające ze stolików. Nie poddał się kiedy losowa dłoń zaoferowała mu garść świecących tabletek. Parł naprzód, torując sobie drogę przez gąszcz na wpół nagich ciał, kołyszących się zgodnie z rytmem narzucanym przez Bee Gees. Jego przejście znaczyły podświetlane płyty parkietu oraz halogenowe wiązki. Zatrzymał się dopiero na przedsionku prywatnej sali. To jej zawartość obdarła go z resztek złudzeń. Gdzie okiem sięgnąć, powykręcane sylwetki zaśmiecały sobą sterty poduszek. Wypalone oczy obserwowały purpurowy air dance, rozgrywający się pośród narkotycznej mgły. Jęki i postękiwania nie kojarzyły się z upojeniem. Przypominały bardziej zrozpaczone prośby o dobicie. Al poczuł nagle zapach chromu wymieszanego z opium. Zrozumiał, że zaraz przegra swoją walkę, że będzie to ostatnia porażka w jego życiu. Ręce zaczęły dygotać jeszcze bardziej, przetrzepując ubranie w poszukiwaniu lufy i zapalniczki. Nie mógł się już dłużej powstrzymać. Szczęśliwie, ktoś inny zrobił to za niego. Smukła porcelanowa dłoń przebiła się przez szarówkę, opadając na prawy bark Sullivana.

Siedział teraz w maleńkim pomieszczeniu, z dala od zgiełku, tłoku i używek. Moment słabości minął, pozostał tylko wstyd. Z naprzeciwka wpatrywała się w niego para spokojnych bursztynowych oczu. Były niezwykłe, bo nie dostrzegł w nich pogardy ani prześmiewstwa. Czuł, że gdyby zaszła taka potrzeba, powierzyłby ich właścicielce wszystkie swoje sekrety. Ale wiedział, że nie musi. Ona słyszała tę historię już dziesiątki razy. Pewnie potrafiłaby wyrecytować ją z pamięci. A mimo to, nie sprawiała wrażenia cynicznej, czy zdystansowanej. To chyba właśnie dlatego Al jej zaufał. Niepewnie zaczął wykładać pomięte banknoty na stół, przepraszając za to, że nie ma ich więcej. Dopiero teraz zauważył coś niepokojącego w tym złocistym spojrzeniu, jakby urażoną dumę. Jej dłoń wzgardliwie wytrąciła oferowaną zapłatę, posyłając pieniądze ku podłodze. A nim zawładnął strach. Lęk, że za chwilę przegonią go stąd w diabli i straci swoją jedyną szansę na powrót do normalnego życia. Spanikował. Rzucił się na kolana, skamląc u jej stóp. Miało to jednak efekt odwrotny od oczekiwanego.

Pojedyncza żarówka zaczęła powoli gasnąć, natomiast Al Sullivan nie mógł oprzeć się wrażeniu, że na jego przedramionach zacisnęła się para imadeł. Nozdrza wypełnił mu elektryzujący zapach, a jedyne źródło światła stanowiły dwa czerwone punkty, oddalone o kilka centymetrów od jego twarzy. Czuł się tak, jakby właśnie lądował na powierzchni słońca. Pot lał mu się po całym ciele, ktoś zamienił jego kręgosłup na rozpalony do czerwoności pręt. Gorączka była teraz najmniejszym z jego zmartwień. Chciał wrzasnąć, jednak stać go było tylko na niewyraźny jęk. Próbował się wyrwać, ale to też okazało się mrzonką. Głód narkotyczny odezwał się znikąd, silniejszy niż kiedykolwiek. W tym momencie nie liczyła się godność. Zrobiłby wszystko, nawet za parę granulek. Falujące od temperatury powietrze przecinały prośby, błagania, nawet groźby. Pozostały bez odzewu, jeśli nie liczyć kolejnej wiązki ciepła, przy której czaszka prawie pękła mu na pół. A kiedy nie mógł wytrzymać już ani sekundy więcej, cierpienie ustało. Kobiecy palec dotknął udręczonej skroni. Jego opuszek był zimny, niósł ukojenie. Płomienie przygasły. Kakofonia przekleństw stała się odległa, niemal niemożliwa do odnotowania. Potem zniknęła zupełnie. Dźwignięto go na równe nogi, ale nie miał siły żeby na nich ustać. Upadł ponownie i zwrócił pod siebie czarną breją. Nim stracił przytomność, wyszeptał jeszcze pojedyncze „dziękuję”. Nie czuł już głodu. Teraz wypełniał go tylko spokój i świadomość, że wszystko skończy się dobrze. W odpowiedzi, pod bursztynowymi oczyma wykwitł delikatny uśmiech.
 
Aschaar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem