Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2013, 10:02   #8
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Chyba mamy dyskusję, którą oczekiwali moderatorzy LastInn

Przeczytawszy Twoją odpowiedź zgadzam się z wieloma uwagami, ale dalej pozostaje kwestia, według mnie, konieczności poszerzenia, albo uzupełnienia pewnych elementów. Nie jestem całkiem pewny, ale odnoszę wrażenie, że piszesz do określonego typu gracza, który bawi się przede wszystkim tym właśnie, iż może opisywać swoją postać w jakiejś nietypowej sytuacji. Natomiast rodzaj akcji, współpraca, tempo etc stanowią dla niego mniej istotne kwestie. Przy wspomnianym założeniu zgodziłbym się właściwie ze wszystkimi Twoimi tezami, ale przy innych graczach, już niekoniecznie. Temu postaram się poświecić swoją odpowiedź.


Cytat:
No i co to za zwycięstwo, kiedy wygrywasz wojnę nie przegrawszy żadnej bitwy? Nie za łatwo? A jeżeli przegrałeś wojnę wygrywając wszystkie bitwy to już w ogóle w łeb sobie strzelić? Można i tak. Byle dobrze to odegrać i cieszyć to się trzeba, że takich ciekawych wydarzeniach brało się udział odgrywając bohatera. Czasem ważniejsze jest w jakim stylu się przegrało niż wygrało, ale już nie przesadzajmy. Nie piszę o tym, żeby gra polegała i opierała się tylko na klęskach... Far from it.

Gdzieś jest na LastInn rozmowa, po co ludzie grają. Ogólnie, grają bo lubią, ale strukturalnie szukają wewnątrz owej gry rożnych niewątpliwie podniet Osobiście gram dla fajnych, lajtowych przygód, które mnie bawią. Rzecz jasna nawet lajtowa przygoda bez jakichś trudności jest mdła, ale jeśli nie wyjdzie jakaś pierwsza, druga, trzecia to zaczyna mnie trafiać. Nie dlatego, że coś nie wyszło samo z siebie, tylko dlatego, że ja nie mam z tej zabawy jakiejkolwiek przyjemności. Tymczasem dalej, właśnie w temacie wspomnianym, wprost sporo osób mówiło, że grają dla nowych leveli. Mają więc jakiś kolejny inny cel, bowiem chcą po prostu czuć awans postaci, rozwój, nowe szanse, mozliwości, umiejętności. Pozostaje więc grupa, która bawi się przeżywaniem trudnych sytuacji. Do nich właśnie pisałeś. Przyznaję, ze jest to pewnie duża grupa, ale stanowczo nie są to wszyscy gracze.

Co do strzelania sobie po jakichś klęskach bitewnych oraz uciesze, że brało się udział. Jeśli ktokolwiek ma przyjemność tak grając, proszę bardzo. Jeśli nie, bowiem przykładowo ja bym nie miał, to właściwie po co komukolwiek sesja, która nie daje uciechy. Bowiem jedynie przyjemność jest jedynym wykładnikiem, czy sesja jest dobra. Gra jest zabawą, czyli powinna bawić. Jeśli coś bawi, jest ok, jeśli nie bawi, to jest do kitu dla tej konkretnej osoby. Bardzo podobna zresztą dyskusję toczono co do jednolinijkówek. Moje podejście było takie: nie gram tak, ale jeśli ludzie się tym bawią, to super, zaś krótkie teksty wcale nie muszą być gorsze od długich wypocin.

Odnosząc to do filmu: są osoby które oglądają komedie romantyczne oraz przygodówki, są takie, które zajmują się dramatami psychologicznymi. Należę do pierwszej grupy i tak w filmie, jak podczas gry mam swoje oczekiwania, które wedle mnie wcale nie są gorsze od tych innych. Cały więc problem wedle mnie jednak nie polega na niespinaniu się, czy dystansie, ale znalezieniu gry, którą się lubi oraz ludzi, którzy lubią podobne granie. Równie dobrze można bowiem znaleźć osoby, które lubiąc takie ciężkie sytuacje, jak opisałeś, trafiają do Toona i zaczynają marudzić, ze to głupie oraz bez sensu.

Dlatego dla mnie spinanie się gracza to znak dla GMa, że coś jest nie tak. Dobry bowiem GM, to dla mnie ktoś, kto dba o graczy oraz stara sprawić się wedle możliwości, żeby oni dobrze się bawili. Wiadomo, bywają gracze niereformowalni, albo tacy kompletnie nie pasujący do stylu sesji, jednak wtedy to już rola GMa, żeby albo pomógł, albo podziękował za granie takiej osobie.


Cytat:
Chodzi o to, aby złe emocje nie manipulowały graczem. Bo zacznie szukać we współgraczu lub prowadzącym zagrożenia, czuć antypatię, bo inna postać ośmieszyła/skrzywdziła/źle potraktowała mojego nietykalnego, etc.. Wtedy dystansu nie ma, bo boli ego gracza. Utożsamił się z postacią na tyle, że poczuł się sam skrzywdzony, ośmieszony, wykorzystany, oszukany.�-
Podpisuję całkowicie się pod pierwszym zdaniem, ale reszta ... bywa różnie. Bowiem naprawdę bywają gracze, których się traktuje gorzej od innych. Ponadto właściwie dwa style grania istnieją:
- drużyna się względnie lubi oraz jako tako współpracuje,
- drużyna ma się gdzieś, zaś GM wręcz prowokuje do wzajemnego podkładania sobie świń.
Plus cała gama pośrednich, ale ogólnie dwie są wspomniane drogi. Twój tekst odnosi się do sytuacji bliższej tej drugiej koncepcji, której bardzo nie lubię, ale jeśli ktoś lubi, proszę bardzo. Gracz taki powiedzmy jak moja osoba, znajdując się w sytuacji, kiedy ktoś mu podkłada raz za razem świnie lub próbuje ośmieszyć poczułby się niezwykle niemiło, bowiem utraciłby przyjemność grania. Nie postać będąca fikcją, tylko właśnie realny gracz stracił przyjemność. Zaś właśnie, powtórzę, przyjemność jest celem, granie zaś jedynie próbą realizacji. Osobiście jakoś mam tyle doświadczenia, że pytam GMa, jaki będzie klimat, jak to widzi etc., chociaż przecież także bywa, że się mylę. Jednak gracz trochę mniej doświadczony mógłby się nadziać jeszcze łatwiej.

Podsumowując: uważam, że na owe spinanie się należy spojrzeć nieco ostrożniej, niżeli przedstawiłeś to przy swoim, naprawdę dobrym, tekście. Bowiem istnieją sytuacje, że gracz po prostu nie potrafi podejść ze zdrowym rozsądkiem, ale bywają, że przyczyna trudnej sytuacji leży we wzajemnym niedopasowaniu, lub niezrozumieniu przez GMa potrzeb gracza. Przy nierozumieniu, sprawa jest prosta. Wystarczy się dogadać, zaś dobry GM postara się jak najlepiej pomóc. Ale przy niedopasowaniu rada „baw się trudną sytuacją” po prostu nie zadziała, gdyż przypomina radę „baw się oglądając film klasy horror” osobie, która horrorów nienawidzi.

Przy okazji, całkowicie podpisuję się pod słowami uznania Aschaara, czego zresztą moja wczorajsza reputka była dowodem.
 
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem