Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2013, 18:15   #7
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
Doczytała rozdział do końca, po czym zamknęła książkę, czule przetarła okładkę i odłożyła lekturę na nocny stolik tuż obok jej przy pryczy. Już prawie dwa tysiące lat temu przepowiadano papierowi rychłe odejście w zapomnienie, ale nigdy do tego nie doszło. Oczywiście, datapady czy elektroniczne czytniki wiodły prym, ale nic nie mogło zastąpić zapachu przekładanych w zaciekawieniu stronic.
Elisabeth przeciągnęła się leniwie i wstawszy z posłania, poprawiła fałdy na pościeli. Zapowiadał się spokojny dzień, mogła wreszcie odpocząć po kilku dniach wytężonej pracy podczas wizyty przedstawicieli rasy opiekunów. Otworzyła szafkę i właśnie muskała przed lustrem pomadką ochronną górną wargę, gdy do jej pokoju bez zapowiedzi wtargnął nieznany jej sierżant. Zaczął bez ogródek, nie zważając na jej rozwarte w zdziwieniu usta i wybałuszone oczy:
- Pani porucznik, jest pani pilnie wzywana na akcję.
Beth z samego tonu mogła wyczytać, że nie chodzi o rutynowe zadanie, a właściwie o nic, do czego była przyzwyczajona. Mina mężczyzny tylko ją w tym upewniała. Nie mogła darować sobie pytania, które wypowiedziała jakby z automatu:
- A co z porucznikiem Stevensonem? – To właśnie on zajmował się takimi sprawami. Był żołnierzem z krwi i kości, zaprawionym w boju. Kule – czy laserowe wiązki – świszczące nad uchem nie były jej działką, a dziwne kłucie w żołądku było znakiem, że właśnie tego należy się spodziewać.
- Wiem tylko, że to panią mam przyprowadzić i to czym prędzej – w głos podoficera wdarła się lekka irytacja, dając jej do zrozumienia, że lepiej będzie nie przedłużać bezczynności. Trzasnęła drzwiami szafki i poszła razem z mężczyzną.

Nie zdążyła na całą odprawę. Widocznie decyzja o jej udziale w akcji była podjęta w ostatniej chwili, co było o tyle niepokojące, że tak naprawdę nie miała pojęcia, co się dzieje. W ogóle musiało to być jakieś nieporozumienie, ale wszelkie próby uświadomienia o tym otaczających ją ludzi spełzały na panewce. W końcu musiała pogodzić się z myślą, „że rozkaz to rozkaz”, a broń wydana jej w zbrojowni jest jak najbardziej przeznaczona dla niej.
- Potrafi pani z tego strzelać? – zagadnął żołnierz po jej lewej z nieukrywanym rozbawieniem obserwując jej zakłopotanie.
- Na ćwiczeniach szło mi całkiem nieźle – stwierdziła lakonicznie.
Po chwili dobiegł ją śmiech, a jawna kpina w słowach mężczyzny dotknęła ją do żywego.
- Czyli nic pani o tym nie wie – powiedział, szczerząc się, jej rozmówca.
- A ty, szeregowy, najwyraźniej nie wiesz nic o tym, jak należy się zwracać do oficera – zniżając głos wwierciła surowe spojrzenie w żołnierza. Ten w odpowiedzi wzruszył tylko obojętnie ramionami i odszedł z uśmiechem jak gdyby nigdy nic.
Ktoś położył jej dłoń na ramieniu i Beth nieomal podskoczyła z zaskoczenia. Odwróciła się i spostrzegła tego samego sierżanta, który nawiedził ją w pokoju.
- Kolej na pani grupę, pani porucznik – oznajmił poważnym tonem.

To, co ukazało się jej oczom po teleportowaniu się na pokład, przebiło wszelkie oczekiwania. Minęła dłuższa chwila, nim ochłonęła na tyle, by wykonać rutynowe czynności, wpajane jej na szkoleniu. Kucnęła, włączyła tarczę i zamknęła hełm. Została zaatakowana masą informacji, która wyświetliła się tuż przed jej oczami, wprowadzając tylko jeszcze większy mętlik w jej głowie. Oczywiście nauka obejmowała również i to zagadnienie, ale miało ono marginalne znaczenie dla kogoś, kto większość czasu spędzał za biurkiem lub wystrojony w mundur galowy.
- Weź się w garść, weź się w garść, weź się w garść – powtarzała szeptem sama do siebie. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i powoli wypuściła. Wreszcie poczuła w sobie gotowość do oceny sytuacji. Rozejrzała się…
Tutaj wszystko wyglądało spokojnie, ale wiedziała, że poprzednia grupa trafiła na zgoła odmienny widok. A skoro tak, to co ona tu, do cholery, robiła? Przecież podobno była to zwykła rzeź. Z kim ona miała tu rozmawiać, skoro każdy napadał każdego i nawet opiekunowie zamienili się w jakieś krwiożercze potwory?
„Co tu się dzieje?” – pytała samą siebie, odczuwając narastające przerażenie. Nie chodziło tylko o możliwość zostania ranną lub zabitą. Była w końcu chroniona, otaczali ją zawodowcy. Nie chodziło też o to, że brak jej umiejętności, bo jej zadaniem nie było przecież strzelać. Problem leżał w tym, że póki co nie widziała dla siebie w tym wszystkim miejsca, czuła się bezużyteczna i zagubiona, bo wszakże to była jakaś krwawa farsa. Kiedy jednak się zastanowiła, dotarło do niej, że znalazła się tu być może dlatego, że była specjalistką od języków wszystkich zgromadzonych tu ras, co nie zdarzało się często. Zaraz… jeden rodzaj obcego widziany był tu po raz pierwszy… Serce znów zaczęło jej szybciej bić. Najgorsze z tego wszystkiego było przeczucie, że natrafiła na ciszę przed burzą.
Siłą rzeczy musiała porozmawiać z negocjatorem. Tak, on był teraz najlepszą opcją – nie dość, że powinni ze sobą ściśle współpracować, to jeszcze dowódca na pewno nie miał teraz dla niej czasu. A ona bardzo, bardzo potrzebowała teraz drugiego człowieka. Obejrzała się w poszukiwaniu. Komunikator był oczywiście podstawowym narzędziem do wykorzystania w tej chwili, ale kontakt wzrokowy stanowił dla niej wyjątkowo ważny element. Jednak teraz musiała być przede wszystkim ostrożna i trzymać się wytycznych dowódcy.
 

Ostatnio edytowane przez Ali : 19-07-2013 o 14:21. Powód: dostosowanie do poniższego postu mg
Ali jest offline