Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2013, 12:01   #6
dejmien25
 
Reputacja: 1 dejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znany
Gdy Baldrik wyruszał z miasta Nuln w którym się wychował, liczył że odnajdzie to o czym zawsze marzył.. przygody, chwałę, przyjaciół z którymi będzie walczył ramię w ramię i wspólnie odnosił z nimi rany. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że to wszystko znajdzie w Karak Azul i tam właśnie się udał. Teraz siedział w jednej z nielicznych karczm w Karak Azul, popijał rozcieńczone piwo i zastanawiał się nad tym, czy dobrze uczynił przybywając tutaj. Miasto było oblegane przez armię orków a jedyną przygodą na jaką mógł teraz liczyć to czekanie, aż orkowie wedrą się do miasta. Gdy usłyszał, że jakiś lord szuka zgrai szalonych krasnoludów , którzy wejdą do splądrowanego miasta Izor Khazid by odszukać dwie
zaginione kobiety, zgłosił się na ochotnika nie przemyślając dokładnie swojej decyzji…


Baldrikowi szumiało w uszach na skutek potężnej eksplozji jaką zgotowali orkom wspólnie z Galebem i Dorrinem. Znajdował się w zniszczonej stajni, wszędzie unosił się dym i słychać było pojękiwania rannych orków. Niektórzy z orków zaczynali już dochodzić do siebie nie było czasu do stracenia, musiał odnaleźć resztę oddziału nie chciał walczyć sam przeciwko zielonoskórym. Zaczął szukać drogi odwrotu, przez gęsty dym udało mu się dostrzec wyjście ze spalonej stajni a tuż obok miejsca w którym stał wejście do kanałów. Pomysł podróży przez ciemne i śmierdzące kanały nie wydał mu się dobry. Kiedyś słyszał opowieści o szczurach wielkości dorosłego człowieka, które mieszkają w kanałach i zabijają każdego kto ośmieli się wejść do ich śmierdzącego królestwa... nie był do końca przekonany, czy opowieści są prawdziwe i wolał tego nie sprawdzać.
Udało mu się dostrzec Galeba wychodzącego z ukrycia, prostymi znakami ręcznymi przekazał mu że już do niego zmierza i wybiegł ze spalonej stajni.

Izor Khazid nie było bezpiecznym miejscem.. wszędzie grasowali zielonoskórzy z każdych kierunków można było usłyszeć krzyki mordowanych krasnoludów. Baldrik chciał tylko odnaleźć dwoje swoich towarzyszy i uciec z przeklętego miasta... ich misja została
wykonana, zadanie odnalezienie kuzynki i żony lorda należało do innych członków ich oddziału. Nie przejmował się specjalnie tym czy udało się reszcie odnaleźć dwie kobiety, jednak miał przeczucie, że coś poszło nie tak...
~ ta misja od początku wydawała mi się skazana na niepowodzenie - rozmyślał krasnolud ~ mam tylko nadzieje, że Galeb zrozumiał moje znaki i będzie na mnie czekał... nie chciał bym tu zostać sam.

Wybiegając ze stajni Baldrik dostrzegł przez dym i ciemność jak Galeb wpada z młotem w dłoni w grupkę ogłuszonych orków i zaczyna młócić wszystko co popadnie... orki padały jeden za drugim pod potężnymi ciosami młota. W powietrzu latały kawałki orczego mięsa i mózgu, sam Galeb wyglądał na zadowolonego, jakby sprawiało mu to ogromną przyjemność...
~ co za szaleniec... jak wydziałem go po raz pierwszy to wydawał się być przy zdrowych zmysłach - pomyślał krasnolud ~ w sumie wydawał się najbardziej normalny z całego oddziału.
- Baldrik, Dorrin, cyce jedne, wycofujemy się według planu!!! - usłyszał wołanie Galeba.
Baldrik natychmiast pobiegł w stronę walczącego towarzysza, biegł przez gęstą chmurę dymu, oczy mu łzawiły, słabo widział ale biegł dalej, naglę poczuł jak zderza się z czymś wielkim i twardym... siła uderzenia odrzuciła go do tyłu... zadarł głowę do góry i zobaczył wielkiego orka, największego jakiego kiedykolwiek widział. Serce mu stanęło na moment.. jednak ork stał i nie reagował... jak się okazało z jego klatki piersiowej i głowy wystawał pokaźny kawał stali. Baldrik już brał zamach swym toporem aby zakończyć żywot orka, gdy niespodziewanie stal która była wbita w głowę zielonoskórego wyszła cała na drugą stronę, gdy ork runął na ziemię Baldrik zobaczył Galeba całego we krwi orków.

Razem zaczęli się wycofywać w stronę bram Azul. To właśnie tam cały oddział po wykonaniu lub niepowodzeniu misji, miał się przegrupować. Baldrik chciał już się znaleźć bezpieczny za murami Karak Azul, nigdy wcześniej nie miał do czynienia z orkami, walczył już z ludzkimi bandytami, wilkami ale nigdy z orkami... Czuł przed nimi strach, były ogromne silne i brutalne... pokonany nie miał co liczyć na łaskę. Mimo to młody krasnolud potrafił panować nad swoim strachem, potrafił świetnie walczyć dzięki naukom swojego już zmarłego ojca.

Baldrik kompletnie nie znał miasta, biegł 5 kroków za swym towarzyszem, który podobno znał drogę do Azul. Młody krasnolud cały czas wytężał swój słuch.. słyszał odgłosy walki, szczęk broni, krzyki, ryki i odgłos szybkich kroków... Baldrik rozejrzał się i zobaczył orka z wielką nabijana kolcami maczugą biegnącego w stronę Galeba. Bestia była już bardzo blisko a starszy krasnolud zdawał się nie zauważać zagrożenia...
- uwaga ork!!!!!! - krzyknął krótko Baldrik jednocześnie wskazując toporem kierunek z którego nadciągało zagrożeni.
Ork runął na Galeba i wyprowadził potężny cios maczugą, całe szczęście krasnoludowi udało się zablokować uderzenie tarczą jednak siła jaką włożył ork w cios była tak duża, że Khazzad zwalił się na ziemię. Baldrik wziął rozpęd i zaszarżował w stronę orka, w prawej ręce trzymał topór bojowy a w lewej tarczę, 2 kroki od napastnika wykonał skok jednocześnie biorąc zamach toporem... bestia zawyła przeraźliwie... broń krasnoluda wbiła się w ramię tak głęboko że nie dało się go wyjąć, krew lała się strumieniami z rany, ale ork nie chciał odpuścić i nadal trzymał w drugiej ręce wielką nabijaną kolcami maczugę. Baldrikowi pozostała tylko tarcza, jego topór tkwił w ramieniu przeciwnika a Galeb nadal leżał na ziemi. Ork zaatakował... młody khazad z trudem parował jego ciosy tarczą, przy każdym uderzeniu sypały się drzazgi i wydawało się, że tarcza zaraz pęknie na pół. Nie mógł bronić się w nieskończoność musiał atakować... czekał na odpowiedni moment... wreszcie wielka rana dała o sobie znać orkowi i ten po ciosie zachwiał się na nogach. Baldrik natychmiast wykorzystał swoją szansę, wziął ogromny zamach i gruchnął zielonego tarczą wprost w bok klatki piersiowej... atak był potężny... ork jeszcze raz zawył z bólu i upadł na ziemie.... żebra bestii był połamane i przebił się przez skórzany pancerz. Młody wojownik nie zdawał sobie sprawy dotąd ze swojej siły... nabrał pewności siebie... był to jego pierwszy ork którego zabił.
Po wszystkim przybiegł Galeb a Baldrik wyciągnął topór z ciała ofiary. W myślach cieszył się że żyje, jednak szczęście nie trwało długo.... obaj byli otoczeni przez cztery ranne orki, dla krasnoluda były to o cztery orki za dużo.

Pierwsze ruszyły do ataku zielone stwory... młody tarczownik zwinnie unikał kolejnych ataków, był trudnym celem do trafienia, ale nie mógł się cały czas bronić... przeszedł do kontrataku, lecz ork również wykazał się zwinnością i uniknął trafienia... krasnolud nie odpuszczał wykonał szybką serię ataków w celu zmylenia przeciwnika i wykonał silny cios wycelowany w rękę przeciwnika... przez chwile ranny ork nie wiedział co się stało, dopiero gdy chciał spojrzał na rękę okazało się że jej nie ma... osunął się na ziemie trzymając się za kikuta... z rany tryskała masa krwi....

Baldrikowi został już tylko jeden ork... walcząc dostrzegł kontem oka jak Galeb walczy z pozostałymi dwoma i obrywa paskudnie w bok... padł na kolana a ork wyprowadził cios z pięści tym samym powalając krasnoluda na ziemię. Sprawy przyjęły niekorzystny obrót, Baldrik był teraz sam a przeciwko niemu trzy orki. Zielonoskórzy zasypali go gradem ciosów nie był w stanie parować ani unikać wszystkich w końcu jeden dosięgną celu i trafił w szyje, szczęście w nieszczęściu ostrze osunęło się po metalowej osłonie nie wyrządzając większej krzywdy. Krasnolud nie pozostał dłużny.. ciął precyzyjnie orka w rękę, lecz tym razem nie udało mu się jej odciąć... jego pobratymcy na widok rannego kompana wpadli w szał i zaczęli ciąć na oślep, tarczownik z łatwością uniknął ciosów i sam zaatakował bliższego orka zadając cios prosto w gardło... krew prysnęła w górę i ofiara padła na ziemię, powoli wykrwawiając się. Ranny w rękę ork starał się dosięgnąć przeciwnika bronią, jednak utracił już zbyt dużo krwi i chybiając utracił równowagę co krasnolud natychmiast wykorzystał zadając mu cios z obrotu w plecy... tego już nie był w stanie wytrzymać i wyzionął ducha chwile po tym jak otrzymał cios... Baldrik natychmiast obrócił się do kolejnego przeciwnika, było za późno tasak orka zmierzał w prost w jego.. stronę... czasu starczyło tylko na lekkie odchylenie... poczuł w prawej dłoni straszny ból, spojrzał na nią, była cała we krwi a palce nie były w stanie utrzymać topora... broń upadła na ziemię... dziś już drugi raz stawał twarzą w twarz z orkiem nie mając broni. Wróg przyszykował się do drugiego ataku, wziął szeroki zamach... i tylko wydał z siebie ciche pisknięcie, gdy Galeb od tylu wyprowadził mu swoim młotem cios w krocze. Nie był to przyjemny widok... Baldrik już wolał patrzeć na poucinane kończyny niż na to co zostało z dolnej partii ciała orka po uderzeniu młota.

Po śmierci ostatniego z orków zrobiło się wyjątkowo cicho o a chmura dymu opadła. Wokół leżały porozrzucane ciała orków, ziemia cała pokryta była krwią. Nie było powodu aby zostawać tutaj dłużej... Baldrik pomógł iść swojemu towarzyszowi i razem udali się do bramy Karak Azul. W myślach modlił się do Bogów o szczęśliwy powrót nie mieli żadnych szans na przetrwanie ewentualnego kolejnego ataku.

Całę szczęście Galeb doskonale znał drogę do twierdzy Azul a także wiedział gdzie znajduje się tajemne przejście. Gdy obaj wreszcie dotarli do celu, trzeba było poszukać reszty drużyny, Baldrik nie wiedział czy wszystkim udało się przeżyć i czy misja się powiodła. Priorytetową sprawą była wizyta u medyka, dłoń bardzo go bolała i nie wyglądała za dobrze....
 

Ostatnio edytowane przez dejmien25 : 19-07-2013 o 23:50.
dejmien25 jest offline