Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2013, 14:47   #7
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
***



***
Ysassa "Morderczy Głos" Moisurdottir z klanu Dębowa Tarcza, tak się zwała khazadka, o której miały być za niedaleki czas wyryte słowa w historii. A przynajmniej tak uważała ona sama. Córka Moisura „Głośnego Rogu” Horninssona i Elindy „Wypukłej tarczy” Karowndottir, była khazadką z krwi i kości. Była piękna, choć tylko na swój specyficzny sposób. Nie chodziło wszak o piękno zewnętrzne, tylko wewnętrzne. A tam wszystko to, co cechowało prawdziwą służkę Grimnira: siła, zadziorność, odwaga, chęć udowodnienia swej wartości bojowej, a do tego też zgryźliwość i chamskość.

Jeśli jednak chodzi o „piękno” zewnętrzne, to była ona 50 letnią, 75 kilogramową, 132 centymetrową… Helgą. Tak przynajmniej mogliby ją nazwać mężczyźni w Imperium. To określenie mówiło wszystko. Rude, splecione w warkocz włosy, brązowe oczy i potężny… cyc, ale cyc, którego chroniły równie potężne łapy. Lepiej więc się na cyc było nie patrzyć, gdyż łatwo było wtedy oberwać między swe gały. Twarz Helgi, to jest Ysassy, rzadko zaznawała uroczego śmiechu. Zdarzało się, bo zdarzało, ale zwykle to było po jakiejś solidnej bitce, sklepaniu komuś twarzy, czy jakimś epickim zbesztaniu.

Atrybutem Ysassy, jak i z resztą pozostałych członków jej klanu, była dębowa tacza. Poza tym uwielbiała ona swój garłacz. Mimo iż Ysassa była bardzo dobrym strzelcem, to jednak właśnie garłacz sobie upodobała. To była iście krasnoludzka broń, a nie jakieś łuki dla korożerców. W sumie to ten garłacz został stworzony specjalnie dla niej, a jego stwórca otrzymał za niego dość ciężką nagrodę… odbitą piąchę ponad brodą! Nieszczęśnik myślał, chyba, że Ysassa po takim podarku będzie jego. Nieśmiało o to zapytał… poprosił o buziaka… Śmiało jednak dostał w pysk za swe zaloty. No tak, Morderczy Głos, do rozrodu się nie nadawała. Nie w myśl było jej osiedlenie się w jednym miejscu, rola khazadzkiej kobiety. Może przyjdzie na to czas… kiedyś… na pewno nie teraz. W sumie to lubi, jak jest adorowana, ale tylko dlatego, by szybko zdeptać czyjeś marzenia i chęci. Prędzej adoratora pobije, niż pozwoli zagościć w swym sercu. Ale może, który kiedyś się znajdzie. Niewykluczone…

A skąd jej przydomek? Morderczy Głoś? A no stąd, że córka Moisura często sobie podśpiewywała. Mimo swojej natury była ona umuzykalniona, ale tylko do pewnego stopnia. Miała dudy i o dziwo potrafiła na nich grać. Miała głos, ale jego za to używać już nie potrafiła. To już była masakra, gdy zaczęła swym basowym, męskim głosem, śpiewać. To już była tragedia! Tragedia, na którą jednak często inni musieli się godzić. Wszak to była przecież dla khazadów wciąż… kobieta.



***

Była w ogrodzie, blisko spalonej posiadłości, kilka kroków od ściany... Rozejrzała się…Widziała wejście do ziemianki, studnię...zawalone ogrodzenie i zniszczoną bramę... I orki…Orki! Między drzewami! Biegły! Biegły na nią!
- Na brodę Grimnira - wydobyło się z jej ust. Nawet nie zdążyła dokładnie zaobserwować ilu ich było. A było ich zbyt wielu… Trzeba było wiać! Ruszyła w boczną drogę co sił.

Orki wyczuły szansę. Z ogromnym pędem pognały za swoją „ofiarą”. Wbiegły za Ysassą w wąską uliczkę.

Morderczy Głos uciekała, przebierała swymi króciutkimi nóżkami. Wybiegła na główną drogę. Szybka ogarnięcie terenu. Po prawej Skalli i jakiś nieznany krasnolud. Jakieś trzydzieści kroków od nich, nadciągała fala zielonoskórych ścierw. Po lewej kolejny nieznany jej khazad, a za nim grupka orków
- Pieprzone w zad zieleńce! Chędożone wybryki natury! Już ja wam nakopię do waszych pierdzieli! - zaklęła sobie, jednak ochota, by paru z nich poubijać musiała jeszcze poczekać. A nie! Nie będzie czekać! Odwróciła się, zdjęła garłacz z pleców i wypaliła całą lufą siekańców w wąską uliczkę, którą była goniona. Nie podziwiała efektu swego strzału, acz do uszu dochodziły bardzo przyjemne, pełne bólu, pojękiwania.

Odwróciła się i pobiegła przed siebie, tam gdzie jeszcze niedawno był Glandir. Ten już jednak biegł w kierunku kolejnej grupki zielonoskórych. Ale namnożyło się tego tałatajstwa!

Nim dotarła do Glandira, ten zaczął już się „bawić” z zielonoskórymi. Takiej zabawy Ysassa przegapić nie mogła!
-Whoawhawhaaaaaaa!- wykrzyczała co się, przyśpieszyła jeszcze w bardziej i wpadła z pełnym impetem w grupę orkasów. Młot latał na lewo i prawo, siepacze sielonoskórych też. Trafiła jednego! Za słabo! Ysassa!? Na Grimnira! Przyłóżże się! Rzuciła się na kolejnego, ściągając go z Glandira. Ork, odwrócił się, wyszczerzył swe paskudne zęby i rzucił się na khazadzką kobietę. Próba uniku… ból… krew… przeraźliwy ból. Teraz nie było nawet czasu zastanawiać się, czy szrama zostanie i doda jej jeszcze większego uroku. Teraz nie było czasu sprawdzać, czy ucho się ostało. Teraz trzeba było walczyć o życie! Ork nacierał, atakował. Pudło… Kolejny ból… mniejszy jednak.

-Grrrragh!- zawarczała złowrogo, przed próbą kontry, tak że zielonoskóry mógł się chwilę zastanowić, czy to nie w jego gardłowym dialekcie. Nie, jednak nie, Ysassa była tak wkurwiona, że już po prostu już nie wstrzymywała furii! Skoczyła na orka i zaczęła go okładać trzonkiem topora. Oko się wylało. Fajnie! Jeszcze drugie! Okładała go bez ustanku, aż padł nieruchawy na ziemię. Jeszcze żył. Ale już niedługo. Kolejny cios spadł na jego głowę, tym razem z całej siły, w pełnej agresji!

Splunęła sierczyście, a jej przekrwione oczy dojrzały kolejną grupkę. Tą grupkę, która ją wcześniej goniła. Splunęła kolejny raz. Przetarła policzek marząc całą swą twarz krwią. Ucho było!
- Chodźcie tu śmierdzące pyrtasy! - zaklęła siarczyście. Grupka jednak nie atakowała. Czyżby czekała na pomoc?
- Zielonoskóre tchórze! Pomioty elfie! - nie ustawała, cofając się powoli za Glandirem w kierunku barykady, spoglądając tylko jak zielonoskórzy łączą się w większą grupę.

Czekali zbyt długo, bo i khazadów zebrało się więcej. Z rykiem ruszyli naprzeciw siebie. Było pewnym, tylko jedni ostaną na nogach. No nogach ostaną się khazady! Prawdziwa rasa wojowników! Prawdziwi wojownicy! Tak też się stało, chwilę później większość zielonoskórych leżała już w swoich flakach. Paru próbowało uciec. Nie zdołali jednak…

Wkurwienie Ysassy jednak jeszcze nie opuszczało. W głowie pojawiła się pewna kalkulacja… Niezbyt skomplikowana, więc i ona ją prosto wyrachowała. Raz wystrzeliła z garłacza, potrzebowała więc amunicję na kolejny wystrzał. Spojrzała na te zielonoskóre maszkary i od razu wiedziała skąd ją zdobyć. Nie kamienie, nie gwoździe, nie tym razem… Podeszła do najbliższego trupa, chwyciła młot i zdzieliła nim truchło w szczękę. Zęby posypały się od razu. Podniosła jeden, obróciła dokoła i
- Nada się idealnie - z radością rzekła. Następnie zebrała około pięćdziesięciu takich ząbków. A jednak zielonoskóre łajzy się przydają czasem…

***

Wrócili do twierdzy. Obolali, z ubytkami, bez niektórych kompanów, ale wrócili. Ubili trochę tego ścierwa, to się liczyło. Nie ubili wszystkiego, ale może i na to przyjdzie kiedyś pora. Teraz trzeba się wykurować. Ysassa musi sobie umocnić ucho i ogólnie zawitać u medyka. Jednak nie to było teraz najważniejsze. Nie zdrowie, nie wygląd, ale co innego… Trzeba było odebrać zapłatę za ich misję. Nieudaną, bo nieudaną, ale zapłata się należała. Jako dowód Ysassa da jedną z biżuterii znalezionych przy martwych kobietach. Resztę wcześniej schowa. W ten sposób pokaże, że tam byli. Byli, ale było już za późno. A to, że byli za późno, to już nie ich wina. Zapłata się należała, przynajmniej częściowa. Miała nadzieję, że nikt jej nie będzie usiłował wmówić, że jest inaczej, a przy okazji jej znowu wkurwić. Zrozumie, że ktoś stracił cenne istoty, ale ona nie narażała też darmo swego życia, a także życia kompanów…

Później jeszcze dodatkowo sprzeda krasnoludzkie wisiorki ze złotymi motywami, znalezione przy orczych zwłokach, a także odda do naprawy zbroję.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 19-07-2013 o 21:20.
AJT jest offline