Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2013, 22:48   #9
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Trzeba było uciekać. Banda zielonoskórych była tuż za plecami. Na szczęście Roran zbyt wiele lat przeżył by dać skasować tak łatwo. Nie był młodym krasnoludem. Dożył wieku w którym mówiono o nim – długobrody. Był doświadczony przez życie, przez zielonych i przez wiele innych rzeczy, w tym okazjonalne boleści w wątrobie, i chwilową biedę. Był postawny, pokryty bliznami i solidny. Tak solidny jak drzewo które wrosło korzeniami w glebę, osiadając na swym miejscu. Nie zmieni się już, na to za późno ale trwa i trwa, choć mijają ery. Długa broda, w kolorze brudnego piasku, obijała się o jego kolczugę.


Hełm kołysał się, gdy iście gonieckim tempem khazad szarżował główną ulicą, mijając spalone domy, szczątki i ruiny. Wypadł w końcu na plac i dostrzegł ruiny barykady i innego khazada,- z kuszą na plecach i toporami w dłoni. Roran ruszył ku niemu dłonią wskazując za siebie i krzycząc: -Uważaj, nadchodzą. Chwytaj kuszę. po czym biorąc w ręce topór do rzucania, ostatnim zrywem zmęczonego ciała rzucił się ku niemu. Zmęczenie nie pozwalało jednak odskoczyc dostatecznie szybko.

Z trudem utrzymywać udawało się niklom przewagę odległości. Dobiegłszy na skraj skrzyżowania, zbójnik zatrzymał się dysząc. Dość. Ani kroku dalej. To ponad niego. Po lewej jakiś krasnolud siekał orka. Blokowało to drogę uskoku w tamtą stronę. Roran zawrócił więc i zrobił jedyne co mógł. Zaatakował. Jego topór poszybował i wbił się w orka, który ruszył dalej. Wielu ich było. Za wielu. Mimo tylu uników i pięknych parad dwa ich ciosy wchodzą rozcinając klatkę piersiową Rorana. Kolejne dwa bydłozieloniaki obeszły go i otoczyły. Dezorientacja utrudnia walkę. Ośmiu wrogów i jeden krasnolud. Jego topór tnie lekko jednego z napastników, uszkadzając mu rękę. Kolejny atak rozłupuje jakiemuś orkowi głowę, kolejny dobija rannego. Trzy orki próbowały dosięgnąć krasnoluda, lecz ten wywinął się wspaniale niczym jakiś akrobata.

Śmiech Rorana rozedrgał się pomiędzy ruinami. U jego boku pojawił się towarzysz, pancernie ubrany krasnolud, atakujący część przeciwników. Nie wyrzekł ani słowa. Roran wprost przeciwnie. Z dzikim rykiem rozpoczął szarżę. Ciosy przeciwników odbijają się od niego, gdy rzuca się na wielkiego brzydala. Niestety pudłuje. Kop orka posłał rozbójnika na glebę. Jego towarzysz rozciął Roranowi udo swym masywnym cięciem. Cięcie toporem niewiele ponad ziemię odcina jednemu z upierdliwców stopę, posyłając i jego na bruk. Khazad który włączył się do walki pomógł na szczęście się Roranowi podnieść, i już po chwili obaj cofali się szybko. Orki zatrzymały się. Szybko dotarli w strone barykady. Orkowie napływają wciąż nowi. Na szczęście pojawiają się i nowe krasnoludy, w tym ranne. Jednemu z trzymających się gorzej zbójnik wręczył miksturę leczniczą. Zielonoskórzy ruszyli ponownie. Garłacz wypalony z małego tłumku obrońców poharatał napastników. Po krótkie i ostrej szarży krasnoludów wrogowie rzucili się do ucieczki. Roran zaś za nimi. Khazad! Dobijać

Dobijanie okazało się korzystne. Roran odzyskał topór, zabrał drugi, a także zagarnął kilka krasnoludzkich wisiorków, broszek, złoty kielich, srebrną pieczęć – same fajne graty. No i pamiątkę, oryginalny kształtem orczy hełm. Opuścili ruiny, wróciwszy do Karak Azul. Po kilku dniach rozglądania się udało się opchnąć brosze, wisiory i pieczęć – starczyło akurat na solidne kolcze nogawice, przepłacone ponad nadmiar. Topór pozyskany wymienił na wojskowe wysokie, podkute stalą buty co spadły z wojskowego transportu i tłuszcz do ich smarowania chyba dołączony do spadającej paczki. Eligancki kubek i dziwny hełm zatrzymał. Było nieźle. Po zapłaceniu za naprawę zbroi, opatrzenie i leki starczyło akurat na styk. Zostawało poczekać.
 
vanadu jest offline