Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2013, 14:37   #11
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W końcu któregoś wieczora, po załatwieniu swoich spraw i tuzina cudzych, Roran zdołał powrócić do “kwatery” jak to szumnie określano, wcześniej niż zwykle. Zastał tam nad zupą Glandira, syna Torrina, którego to poznał w czasie owej zadymy z ostatnich dni. Podszedł więc i zagaił:

- Witaj Glandirze, jak twój dzień? Wybacz że nie było okazji zamienić kilku słów lecz zajęty dość byłem

-Bądź pozdrowiony Roranie.- odrzekł z życzliwym uśmiechem na ustach rudy brodacz -Zasiądź, niech ci nie wisi.- zażartował, poklepując dłonią drewniany stołek obok -Nie chowam urazy. Ja nie z tych stron, zatem nie mam tu zbyt wielu spraw do załatwienia. Wolałem zostać tu i odpoczywać.- dodał po chwili.

Roran faktycznie przysiadł i poprawiwszy swoją świeżo umytą i wyczesaną brodę odparł: -I ja nie tutejszy, z gór Szarych jestem, ale z dziesięć lat w tych okolicach krążę, jeśli mnie pamięć nie myli. A ty skąd się wywodzisz plemieniem?

-Mój pradziad, dziad i ojciec urodzeni w Karak Norn.- odrzekł tarczownik, odsuwając dłońmi misę z zupą -I ja tam na świat przyszedłem.- wyjaśnił po chwili wyciągając zza pazuchy swoją ukochaną fajkę i tytoń, którym zaczął ją nabijać.
-Resztki kajdanów na twych nadgarstkach dostrzegłem kiedy wtedy biegłeś w moją stronę...- rzekł ściszonym tonem.

- A Norm, piękne miasto. Dziadek zabierał mnie tam gdy jechał z transportem dumortierytu. Dobre wspomnienia mam stamtąd rozmarzył sie na chwilę GenAzul, wyjmując z torby długą na dłoń laskę jasnego koloru i wkładając ją do ust. Słysząc pytanie pożuł ją chwilę, po czym odparł normalnym tonem: -W orczej celi siedziałem, ale udało mi się je zerwać, drzwi wywalić i zapierdolić strażników. No i was później spotkałem.

-Dobrze, że ci się zbiec udało.- rzekł brodacz -Masz jakieś plany Roranie?- spytał już normalnie.

- Tu się z tobą zgodzę. Dobrze że udało mi się zbiec. A co dalej zobaczyć przyjdzie. Zauważ - wojna się zaczęła, wątpię by dali komukolwiek się nudzić, nawet obcym. Zapewne zrobię to co przez większość życia - sprawdzę co los i bogowie dadzą.

-Słusznie towarzyszu niedoli. Wojna to dobry czas by zbudować legendę o sobie i swych przodkach...- odrzekł nieco zadumany rozpalając fajkę. Brodacz pyknął kilka razy, przełknął ślinę po czym wyciągnął zza pazuchy piersiówkę, odkręcił i wręczył rozmówcy.

Ten wyjąwszy na chwilę ssaną laskę z ust, pociągnął solidny łyk po czym zwróciwszy właścicielowi odparł:
- Może i tak, lecz pamiętaj. Legenda ma to do siebie że się rozmywa, uwierz komuś kto wiek świata już widział, lepiej budować fakty niż legendy, one przemijają, fakty pójdą za tobą wszędzie.

-Złych słów dobrałem. Masz rację.- poprawił się tarczownik -Dumę memu ojcowi chcę przynieść. Tylko odważnymi czynami tego dokonam.- wzruszył ramionami.

- A to już słuszny wybór. Ojcowie zawsze są dumni ze swych dzieci, inaczej nie bywa. Lecz pokazać im że mieli racje warte jest największych czynów. Sam pamiętam dumę mego ojca gdym poprowadził swych przyjaciół i rówieśników do pierwszej bitwy. Wszyscy się ostali żywi, wielki to był sukces a i wygraliśmy co też do minusów nie poczytuje. Dobrze czynisz, wierzaj

Glandir zamyślił się na chwilę. Nie do końca było jak myślał Roran, gdyż do tej pory dumy ojcowi nie przynosił, lecz nie miał zamiaru teraz o tym opowiadać. Z resztą co to obchodziło starszego krasnoluda? Miał z pewnością swoje zmartwienia.
-Oby nam się udało Roranie.- rzekł życzliwie podając znów piersiówkę.

- Będzie co bogowie dadzą. I co sami weźmiemy, kierując naszym losem. odparł syn Ronagalda ponownie pociągając z podanej mu piersiówki - A ty masz już jakoweś plany? Myślałeś w które koło dziejów wetkną kij?

-Chciałbym być kiedyś tak wielkim i znanym wojakiem jak mój ojciec i jego przodek. By moi kamraci mogli z dumą stwierdzić “Walczyłem u boku Glandira Torrinssona”. By me decyzje były rozsądne i roztropne a ich skutki nie posłały na śmierć żadnego z mych kamratów. Tylko wysiłkiem i pracą do tego doprowadzę. A to oznacza, że będę miał wiele roboty...- rzekł po czym sam napił się z piersiówki -Zacznę od urżnięcia kilku orczych łbów w czasie obrony Azul.- dodał z zawadiackim uśmiechem.

- Jest to niezły start - w końcu tego nie da się mieć za złe. Wiesz, trzeba by rozeznać się jak obrona jest planowana, czy ludzi gdzie nie potrzebują jako wsparcia, wtedy zyskasz możliwość pójścia tam gdzie chcesz a nie tam gdzie orki same przyjdą. Jak chcesz wybiorę się z tobą, topór się przyda a ja muszę się rozruszać, nudno ostatnio coś było. A nuda zabija szybciej niż nurglicka zaraza. zaśmiał się zbójnik. Zdecydowanie brakowało mu dobrej bitki. - Sądzę że dobrze by było się rozpytać koło koszar czy przy placu czy ochotnika nie biorą.

-To dobry pomysł. Pójdziemy razem, kiedy tylko wyliżę wszystkie rany. Być może któreś z tych zakapiorów też będzie chciało pójść.- Zaśmiał się mówiąc o grupce, która mu pomagała w zrujnowanym mieście.

- Dodatkowy topór nie zawadzi. A i garłacz dobrze robi by ożywić zabawę. Zostaje się zastanowić cóż nam się trafi. Dozbrojony jesteś? Masz wszystko co trzeba? Ja parę rzeczy musiałem dokupić, po paskarskich zresztą cenach. Wyobraź sobie, za te kolcze nogawice trzydzieści sztuk złota dać musiałem. A za buty okute stalą - niezły topór.

Glandir wzruszył ramionami -Na wojnie się zarabia ponoć...- odrzekł nie wiedząc co powiedzieć kompanowi. Nie był handlarzem a broń, którą posiadał dostał z przydziału to też nie orientował się zbytnio w rynkowych cenach tak jak starszy od niego wojak.

Na te słowa Roran roześmiał się szczerze: -Czasem się zarabia, nie przeczę. Ale zwykle im staranniej przyłożysz się do uposażenia się tym dłużej pożyjesz. nie jeden topór pękł bo kupiono pierwszy z brzegu i niejeden wojownik padł przeszyty strzałami, nie odkrywszy że skórznia na nim nie była dość starannie wyprawiana, albo rzemienie puściły bo wiązał je debil. Dobra, to czego ci braknie w wyposażeniu albo co wedle ciebie lepsze by się nadało. Pomogę ci znaleźć co trzeba

-Wdzięczny Ci będę niezmiernie.- odrzekł z uśmiechem -Może i jestem wojakiem, ale wszystko dostałem z przydziału. Nikt nie pytał, czy zbroja dobrze leży albo czy toporkiem wygodnie się włada. A kusza? Jakoś nie mam do niej przekonania ale używam gdy jest potrzeba. Co począć.- machnął ręką po czym pyknął kilka razy z fajki.
- Coś począć zawsze się da. Trzeba się będzie zastanowić i rozejrzeć co się da a czego braknie. Nawet jak czegoś na rynku nie ma to i tak się coś znajdzie. Ale przede wszystkim trzeba ci będzie dopasować skórznie i kolczugę. Znam się trochę na tym, użyczę od kogo narzędzi i ją dopasuje najwyżej. No ale zobaczymy, nie ma co tego robić pókiś opatrzony, to by skomplikowało obmiary.

Glandir skinął tylko głową uśmiechając się życzliwie.
 
vanadu jest offline