Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 12:03   #13
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Po dość przyjaznej i sympatycznej rozmowie z Roranem, przyszedł czas na odpoczynek. Wszak ciepła zupa, którą zjadł tarczownik była syta i zapychająca. Musiał położyć się wygodnie, rozprostować nogi i dać organizmowi powracać do pełni sił. Ciekaw był jak długo potrwają przygotowania do wojny i kiedy o dziwo zorganizowani orkowie w końcu ruszą do otwartego ataku. Syn Torrina wypalił całą zawartość fajki i ułożył się na boku obserwując resztę krasnoludów przebywających w tej zapyziałej piwnicy. Co począć, jak się nie ma co się lubi... Rudy tarczownik sięgnął ręką do kieszeni gdzie znajdował się mieszek z kośćmi. Już miał proponować któremuś z kompanów grę, w której jedynie kilka srebrników miałoby być stawką. To przecież nie wiele, szczególnie, że po wyprawie do Izor zarobili tyle ile niejeden imperialny wieśniak przez rok nie zarabia. Na schodach zabrzmiały ciężkie buciory jednego ze strażników posesji Gervala.
-Który to Glandir?- spytał chłodno. Ten, który nosił te dumne imię skinął gwardziście głową.
-Szef wzywa.- oznajmił sucho, po czym wrócił na górę.

Tarczownik zrobił niezadowoloną minę. Wszak zakłócono mu zasłużony odpoczynek. Dysząc ciężko w oznace niezadowolenia pozbierał się i ruszył niespiesznie na górę do komnaty, gdzie niedawno rozmawiał z starym lordem zdając mu raport z poszukiwań w zgliszczach Izor. Gdy wszedł do komnaty od razu dostrzegł niepokój na twarzy szlachetnie urodzonego brodacza. Trudno było opisać uczucia, które malowały się na facjacie starego brodacza, lecz żadne z nich nie należało do pozytywnych. Gerval kręcił się po izbie nerwowo, ścierając co chwila rękawem krople potu kwitnące na łysiejącej skroni.
-Chciałeś mnie widzieć.- burknął khazad zamykając za sobą drzwi. Gerval wskazał jeden z kilku stołków znajdujących się w kwaterze.


-Glandirze. Widzę że ci dzielni khazadzi sa pod twą komendą. Jednak sprawa jest bardzo delikatnej natury. Od razu powiem że tego nie pochwalam, ale wiesz co jest ceną za to? Wolność moja i mojej rodziny. Jeśli dobiję z tobą targu, górnicy Kazadora wyprowadzą mnie z Azul, z resztą mego klanu. Wysłuchasz?-
-To nie moi ludzie, marny ze mnie dowódca. To tylko towarzysze, którzy chcą zarobić tak jak ja. Nie mogę im nic rozkazać. Ale Ciebie wysłucham.- założył ręce na piersi oczekując słów Gervala.
Gerval potarł dłonią długą brodę. - Rozumiem. Zatem nie będę cię okłamywał w sposób żaden. Mam listę. Za każdy podpis na niej ty dostaniesz pięćdziesiąt złotych koron, z tych piećdziesięciu dasz temu kto ją podpisuje ile uważasz. Jeżeli dasz radę wciągnąć na tę listę tę dziewiątkę która u mnie pomieszkuję i siebie... to dam pięćset sztuk złota. Pokaźna sumka, co? - Gerval zasłaniał swymi słowami prawdziwą istotę listy, nie dał odpowiedzi po co ona, jedynie silił się na uśmiech. Szlachcic zdawał się być uczciwy, ale to co miał powiedzieć był bardziej niż haniebne. Za wszelką cenę nie chciał by pewne słowa opuściły jego usta.

-Prosty ze mnie wojak i na polityce ani handlu się nie znam. Wybacz, ale nie mam pojęcia po co miałbym się wpisywać na jakąkolwiek listę. Może byś mi coś o niej opowiedział?- spytał unosząc nieznacznie brew.
Gerval spuścił wzrok, niecodzienny był widok u kogoś kto jest takim szanowanym arystokratą. Podszedł do stolika na którym stały różne karafki i butelki. Nalał jakiegoś alkoholu do dwóch pięknych szklanic z rżęniętego kryształu górskiego i wrócił do rozmowy. - Widzisz Glandirze, sprawa jest delikatna, nawet bardzo, tak bardzo że jeśli ktoś się dowie to zetną mi pewnikiem łeb. Zaryzykuję jednak bo jesteś honorowym krasnoludem i poszedłeś szukać mej ukochanej żony. Wciąż płaczę nad jej losem, ale mam dzieci, oraz dzieci mych dzieci, którymi muszę się zająć. Dlatego to co powiem będzie bardzo ważne i musi zostać tylko między nami. Usiądźmy. - Gerval zaprosił gestem dłoni do pięknego stołu z czernionego dębu.

Kiedy tylko usiadł kontynuował. -Widzisz. Muszę się stąd wydostać. Proszę, oszczędź mi mowy o honorze, ma rodzina jest dla mnie wszystkim. Jak już wspomniałem wyprowadzić może mnie tylko kilku górników którzy znają tunele pod twierdzą. Ci jednak odpowiadają przed swoimi szefami, dowódcami i głowami klanów. Klanów które nie opuszczą Azul bo tu jest ich całe bogactwo. Jednak cena za to by te głowy klanów pozwoliły mi na ucieczkę jest okrutna... to mój honor. - Gerval zrobił pauzę. Chciał coś powiedzieć, otworzył usta, po czym je zamknął wstał i podszedł do biurka. Po chwili wrócił i położył na stole dużą, skórzaną torbę.
- [i]To jest sporo złota... czystego. Cała suma. Pięćset jednostek minerału. Przetopionego w sztabki, z przymusu gdyż wcześniej były monetami z różnymi znakami klanowymi, a nikt nie może wiedzieć od kogo masz to złoto. Dobra do sprawy, -[i]Gerval był już cały mokry od potu na policzkach i czole. - Sprawa jest prosta. Klany muszą wystawić swych wojów do hirdu, ale nikt z lordów nie chce puszczać swych kuzynów, nie chodzi o walkę ale o wojny między klanami... chodzi o władzę. Zatem nikt nie pozwoli osłabić krwi klanu. Ja mam znaleźć takich którzy pójdą w szeregi hirdu za nich.- Szlachcic wykrzywił usta i wypił całą zawartość szklanicy od razu...zaraz nalał sobie drugą porcję mocnego trunku.

Glandir potarł dłonią rudą brodę unosząc lekko brew. -Czy dobrze rozumiem? Chcesz, żebym to ja i moi towarzysze reprezentowali te klany?- spytał bo wciąż nie był pewny o zamiary lorda.
Gerval posmutniał do reszty. Przetarł dłońmi twarz i odetchnął głośno. - Wybacz Glandirze że cię tak zwodzę, ale zaraz zrozumiesz czemu tak trudno mówić mi otwarcie. - Teraz Gerval wstał i zaczął chodzić po komnacie od ściany do ściany. -[i] Powiem wprost, bo rozgadałem się jak przekupka na targowisku. Chodzi o to że... że... że ja z rodziną wyjdę z miasta jak zadowolę głowy tych klanów, a zadowolić ich mogę tylko w jeden sposób. Muszę zrobić tak by znaleźli się ochotnicy, którzy wejdą w skład hirdu, zamiast członków ich klanów... oczywiście z honorami, nie za darmo jak wspomniałem. Ot, po prostu pójdziecie do wojska zamiast tych khazadów. -[i]To była poważna i bardzo dyshonorowa dyskusja i Gerval to wiedział, dlatego tak kręcił słowami, po prostu nie wiedział jak to powiedzieć by Glandir nie posądził go za obrazę i by nie doniósł jeszcze do zwierzchnich władz.

- Streszczę ci krótko jak i dlaczego to tak wygląda. Ci założyciele i głowy klanów, mają synów i kuzynów... takich khazadów których nie chcą tracić... ze względu na wojnę między klanami albo że strachu. Zresztą, powód jest mało ważny. Wedle prawa, miejsce jednego woja z wysokiego domu może zająć inny, także niższego statusu, jeśli tylko sam się do tego zgłosi. Ci, których mielibyście zastąpić, zmuszeni są wejść w skład oddziału pod czarnym sztandarem... i wcale tego nie chcą. Panowie ich klanów nie mogą prosić nikogo by ktoś zajął miejsce ich synów i kuzynów, jest to wielkim dyshonorem. Tu pojawiam się ja... to ja mam wyszukać ochotników by zastąpili ich synów. Ja muszę stracić honor by ratować resztę rodziny jaka mi została. Zatem proszę cię byś został ochotnikiem, byś zgłosił się pod czarny sztandar, ty i kilku którzy także się zgodzą za opłatą. Wtedy król musi odpuścić i zostawi tamtych w domu, w twierdzy, nie ruszą na wojnę. - Gerval nie wiedział co robić... Usiadł, wstał, przeszedł się po komnacie, napił się i znów usiadł. Spojrzał na Glandira.
- Powiedz że co... nie myśl że nie wiem o co cię proszę, bo wiem to doskonale. Zresztą, niechaj się dzieje wola Grungniego. - Lord odchylił się w fotelu i przyłożył dłoń do rozpalonego czoła.

Niespodziewanie, Glandir wstał bez słowa wyjaśnienia, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Przez chwilę Gerval miał prawo myśleć, że to co powiedział gościowi tak bardzo go uraziło, że ten postanowił z goryczy i żalu donieść królowi, czy jego bezpośrednim podwładnym o całej tej rozmowie.
-Przemyśleć to muszę.- odrzekł jednak zatrzymując się na sekundę pod drzwiami izby, słysząc w odpowiedzi odetchnięcie z ulgą. Glandir nie spojrzał na starca, wyszedł zamykając za sobą drzwi. Kroki skierował w bliżej nie określonym kierunku. Ot maszerował przed siebie. Niespiesznie. Słowa, które powiedział mu Gerval były niczym zatrute ostrze dla żonglera. Mógł na swym występie zarobić sporo złota i zyskać sławę, lecz jeden nieprzemyślany ruch mógł sprawić, że cały występ poszedłby na marnę a kuglarzowi zostałoby kilka chwil życia.

Glandir rozważał propozycję Gervala nie na żarty. Czy było to honorowe? A czym był honor dla kogoś kto patrzyłby bezczynnie jak jego rodzina czeka na śmierć? Czy pozwalając im czekać na niechybny koniec nie próbując ich ratować Gerval postąpiłby honorowo? Raczej nie, a już na pewno niezbyt mądrze. Gdyby tutaj chodziło o honor Glandira to pewnie nawet by się nie zastanawiał. Lecz on w tej sytuacji był tylko najemnikiem. Opłacanym mordobijem, który miałby zrobić to co i tak chciał zrobić. Bo celem jego było wstąpienie do ochotniczej armii, by walczyć z orkami. Przystając na propozycję lorda zrobiłby dokładnie to samo ale za większe złoto, które wszak było jednym z trzech zasadniczych celów, przybycia do Karak Azul. Glandir maszerował kolejnymi uliczkami bijąc się w głowie z myślami. Minęły dobre trzy godziny. Glandir spalił w tym czasie cztery porcje ziela fajkowego i wypił całą resztę z piersiówki. W końcu jednak powrócił do posiadłości Gervala, gdzie od razu udał się do komnaty starego lorda.
Glandir zamknął za sobą drzwi, patrząc chłodnym i bezuczuciowym wzrokiem na krasnoluda.
-Przyszykuj listę, kałamarz i pióro.- rzekł bez wzruszenia napawając rozmówcę radością i szaleńczym wręcz entuzjazmem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline