Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 21:02   #15
wysłannik
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Wszystko miało miejsce na dzielnicy tkaczy. Hargin biegł ile sił w nogach, uważając i wyglądając za każdego zakrętu. W mieście nie było teraz bezpiecznie. Mykanie przez zaułki i małe, ciemne uliczki wcale nie było dla niego prostą sprawą. Targał ze sobą wszystkie swoje rzeczy, a tych mało nie było, bo przecież musiał się na nich opierać gdy pozostawił Imperium, gdy wyruszył ponownie w góry. W krainie Sigmara dało się jeszcze jakoś podróżować, bo co jakiś czas była karczma albo miasto czy wioska, gdzie można było uzupełnić zapasy albo odpocząć po dłuższej podróży. Czasami bywało i tak że ktoś umilił podróż podwożąc krasnoluda, do najbliższych zazwyczaj, przystanków. Czasami dodatkowo mógł ktoś uraczyć go jakąś opowieścią lub miejscową legendą, co sprawiało że podróż wcale nie była ciężka i nudna. Oczywiście nie oznacza to że można zignorować zagrożenie ze strony goblinów, bandytów, mutantów czy zwierzoludzi kryjących się głęboko w ciemnych lasa i atakujących przejezdnych. Jednak mimo niebezpieczeństw Harginowi udało się powrócić do gór, do Karak Norn. Stamtąd dopiero zaczynała się prawdziwa wędrówka. Góry bywają o wiele bardziej niebezpieczne niż imperialne trakty, szczególnie zimą. Jednak Hargin, jako były żołnierz, tarczownik wiedział jak poradzić sobie w niegościnnych górach, a do tego znał parę podziemnych przejść, które dzięki tarczownikom z Karak Norn były bezpieczne. Sam brał kiedyś udział w jednej wyprawie, której celem było oczyszczenie starego tunelu z plugastwa jakie się tam zalęgło. Od snotlingów i zębaczy po pająki. Zwiadowcy nawet mówili coś o wiwernie w tunelach. Ale z tym na całe szczęście już się nie zmagali. A teraz z tarczą na plecach, wypchanym plecakiem, parą jednoręcznej broni, kuszą i w zbroi pomykał przez uliczki krasnoludzkiego miasta. Przez dość długi dystans szło mu całkiem nieźle, dopóki nie zauważył broniących się na środku drogi grupy krasnoludzkich wojaków, dzielnie stawiających opór zielonoskórym. Nie wiedział czy dobiec do nich czy może biec dalej w swoją stronę, opuścić skazane, wydawałoby się, na zagładę miasto. Jego rozważania zostały jednak przerwane w chwili, kiedy zobaczył wyłażących z mijającej strażnicy gobliny. Nie jednego, nie dwóch, ale z kilka dziesiątek. Nie było czasu na liczenie i przyglądanie się. Jedno było pewne: to było tylko mięso armatnie zielonych. Gobliny ci nie byli wyposażeni do tego by bardziej uszkodzić miasto lub jego mieszkańców. Ale jako liczna grupa mogli się śmiało do tego przyczynić. Trzeba było działać. Mógł wejść i schować się w strażnicy lub biec dalej. Postanowił się nie zatrzymywać. W międzyczasie jakiś odważniejszy, albo głupszy, goblin rzucił się na niego, tylko po to, by dostać z krasnoludzkiej buławy w łeb. Padł na miejscu, nawet nie było czego zbierać. Nagle zobaczył że kolejny z goblinów padł, tym razem od bełtu. Ktoś najwyraźniej starał się pomóc Harginowi.
W głębi drogi dostrzegł krasnoluda przygotowanego do walki. Hargin zdjął z pleców tarczę, co wyszło mu zresztą nieco komicznie, bo najpierw musiał zdjąć plecak a później tarcze, następnie znów ubrać plecak, a to wszystko w biegu! W końcu się udało. Chwycił pewnie okrągłą, okutą żelazem tarczę i dobił do prawej strony drogi, by uchronić się przed ewentualnym deszczem strzał.
Bieg wyczerpywał z sił 143-letniego krasnoluda. Gobliny miały się świetnie i były w świetnej formie, dlatego ucieczka była niemożliwa. Uwzięły się na nich. Dobiegł do krasnoludzkiego brata.
- Położymy tyle, ile będzie się dało. Nie damy się tak łatwo tym pomiotom - wysapał do towarzysza i odwrócił się w stronę wroga. Przerażająco większa liczba goblinów biegła dziko na dwóch średnio opancerzonych krasnoludów. Dobiegł pierwszy goblin. Hargin natychmiast zrobił zamach buławą i walną goblina po żebrach. Dało się słyszeć tylko ich trzask. Krasnolud przykucnął nieco z tarczą i czerwonooki stwór wbiegł mu na tarczę, po czym ten wyrzucił go za siebie. Gobels pofrunął a przy lądowaniu uszkodził sobie kark. Trzeci już był gotowy by skoczyć z niewielkim, pordzewiałym sztyletem na krasnoluda, ale Hargin wystarczająco szybko zamachnął się tarczą i walnął goblina jej metalową częścią w głowę. Goblin opadł do tyłu i natychmiastowo został zadeptany przez pobratymców. Atakują kolejni. Tarczownik z zaciśniętymi zębami nawala ich buławą, czasami tarczą, po łbach, brzuchach i wszędzie gdzie się da. Pada spora liczba goblinów. Jednak zielońców było zwyczajnie zbyt dużo. Jakiś garbaty goblin dźgnął kawałkiem włóczni w dłoń Hargina, tak że ten wypuścił buławę. Kolejny skoczył mu na plecy i zaczął okładać paskudnymi dłońmi po hełmie. W końcu goblinom udaje się przygwoździć krasnoluda do ściany, tam robią z nim co chcą, krasnolud już prawie że nie może się bronić. Gobosy przykuwają mu ręce do ściany. Dźgają gdzie się tylko da. Ich ciosy nie są mocarne dla Hargina ale są liczne, a to bywa czasami gorsze. Po krótkim czasie siłowania tarczownikowi udaje się uwolnić jedną rękę. Jednak pokurcze reagowali natychmiast gryząc, kując, kopiąc, dźgając ją. Ostatecznie jeden z goblinów wykonał dwa cięcia mieczem po jego brzuchu. Krasnolud splunął ciemną krwią na zacieszony ryj oprawcy. Ból był okrutny. Hargin opadł z sił. Nie docierało już do niego nic prócz bólem. Nie stawiał już oporu. Miał świadomość, że nadeszła zima jego życia, jego wędrówki. Tarczownik opadł na ziemię, a gobliny rzucił pastwić się nad kolejnym długobrodym.

***

Gdy się ocknął zobaczył że jest w jakimś zamkniętym pomieszczeniu. Nie czuł nic bo zaschnięta krew zalegała mu w nosie. Poruszyć się też nie mógł. Nie miał sił. Czuł jednak że ktoś zajął się jego ranami. Żył, a to już oznaczało wiele, między innymi to, że dla niego wojna albo przynajmniej bitwa już się skończyła. Był w tragicznym stanie i dojście do siebie zajęłoby mu pewnie ogrom czasu.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline