Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2013, 20:05   #1
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post [D&D 3.5 FR] Opowieści z Królestwa Pięciu Miast. Opowieść trzecia

Opowieści z Królestwa Pięciu Miast.
Opowieść trzecia



Właściciel ‘Srebrnej Strzały’ sam nie wiedział, czy ma się cieszyć ze wzmożonego ruchu w interesie, czy też raczej gotować pachołka by leciał po straż. Stężenie magów, mieczników, kuszników, pospolitych poszukiwaczy przygód i innego tałatajstwa na metr kwadratowy osiągnęło już punkt krytyczny i nadal rosło. A gapie kręcili się nawet pod oknami i próbowali wleźć przez kuchnię, kradnąc przy okazji mięso przygotowane na obiad. Jedynie wokół długiego stołu w głębi gospody było luźno; wszystkie spojrzenia - zarówno te ciekawskie jak i wyczekujące - kierowały się właśnie tam.

- Powiedz mi raz jeszcze - że kim oni są? - karczmarz skierował swe pytanie do chuderlawego barda sączącego jedno i to samo piwo od kilku godzin. Mężczyzna tolerował darmozjada tylko dlatego, że jego informacje zwykle były pewne. A na dobrej informacji zarabiało się nieraz więcej niż na butli elfiego wina.
- Bohaterowie z Pyłów. Tak na nich mówią adepci z Gildii Magów; przynajmniej ci, którym po kilku kielichach rozwiązuje się ozór - rzekł cicho bard. - Podobne plotki krążą w półświatku. Pamiętasz jak na jesieni jakiś szalony paladyn szukał ludzi, by ruszyć na Pyły? No to ci tam - wskazał na rzeczoną grupę - to ci, którym udało się wrócić.
- Wierzysz paplaniu zapijaczonych wyskrobków i przechwałkom morderców? - prychnął karczmarz, poganiając kuksańcem jedną ze służebnych, by szybciej roznosiła piwo i od razu inkasowała należność.
- Właśnie w tym sęk, że oni się nie przechwalają. Nie chcą gadać; potwierdzić ani zaprzeczyć. Nic nie mówią - ze sporym zdumieniem skonstatował bard. - Magusy mówiły, że ich tajemnica państwowa obowiązuje, hehe. No ale jakiej tajemnicy nie wydobędzie kielich dobrego trunku czy chętna dziewka? - roześmiał się obleśnie.
- No to co wiesz? - zirytował się właściciel ‘Strzały’.
- Nooo... w sumie niewiele - rozmówca oklapł wyraźnie. - Że byli daleko w głębi Pyłów, i to zimą, to na pewno. I ponad połowę ich wybito. Ale po co tam poleźli - rozłożył ręce w teatralnym geście - to nie wiem. A teraz szukają grupy, żeby na północ. Chcą prześlizgnąć się do dworu de Crowfieldów, a ten od miesięcy oblegają zieloni.
- To gówno wiesz - obraził się karczmarz, ze złości omal nie wyrywając bardowi kufla. Ogłoszenie przybite na drzwiach własnej karczmy przecie widział. Lubił wiedzieć kto u niego interesy załatwia, a ta osobliwa grupa przykuła jego uwagę. Mężczyźni co prawda nie wyróżniali się niczym szczególnym (obaj koło trzydziestego roku życia), ale kobiety - zbyt młode na awanturniczki - już tak. No i wokół nich pętało się pełno zwierzyńca wskazując, że przynajmniej jedno para się magią. Pewnie ta ze smokiem. Poza tym z brodaczem wykłócił się o przechowywanie w stajni młodego gryfa - a raczej jego zakaz - i teraz bał się, że mu ptaszysko nasra na dach. Zarośnięty półelf wyglądał na takiego co to byłby zdolny do każdej podłości. Poza tym wydawało mu się, że w tłumie rozpoznaje wysłanników Gildii Złodziei, i to też nie poprawiało mu nastroju. Jak Gildie miały oko na kogoś, to szykowały się kłopoty. Obojętnie jakie gildie. Znów zastanowił się, czy warto trzymać pachołka w pogotowiu. Chyba jednak tak - jakby doszło do bitki to mu pół gospody rozwalą.


***

Tymczasem nieświadoma rozterek gospodarza grupa spokojnie spożywała obiad. Spokój był raczej pozorny, bo wszyscy byli aż nadto świadomi wbitych w nich spojrzeń. Atmosfera wprost tętniła podnieconym oczekiwaniem. Dla nich zaś to wcale nie była przyjemność; zwłaszcza dziewczęta nie mogły pozbyć się myśli, że dobierając sobie nowych towarzyszy skazują ich tym samym na śmierć. Poza tym w głowach huczało im od informacji zebranych przez ostatnie trzy dni, gdy rozmawiały z ludźmi zainteresowanymi podjęciem się ich zlecenia. Za to Helfdan miał nieodparte wrażenie deja vu - tak samo jak w przypadku rekrutacji Raydgasta wszystko co umiało porządnie robić mieczem i nadawało się do czegoś więcej niż pasanie krów dawno już wybyło na północ tłuc orki... i pewnie samo zostało zatłuczonym, sądząc po docierających na południe raportach. Czyli summa sumarum też się do niczego nie nadawało. A srał to pies - poradzili sobie raz, drugi poradzą i trzeci.
- Nie, piesku? - pogłaskał po łbie olbrzymiego mabari, który energicznie obgryzał wołową gicz, ponuro spozierając na potencjalną konkurencję w postaci miejskich kundli szwendających się ludziom i nieludziom pod nogami.
- Sherin! - syknęła Tua. Pseudosmok wzbił się w powietrze, najwyraźniej mając zamiar polatać sobie po jadalni, ale na jej głos potulnie (wyjątkowo jak na niego) wrócił i usiadł jej na ramieniu. Mimo ze był już duży, ktoś na pewno by się pokusił o kradzież. Aesdil kiedyś stwierdził żartem, że nosi worek złota na szyi, gdy jeszcze trzymała małego Sherina w nosidełku. Wspomnienie półelfa dodatkowo przygnębiło czarodziejkę.
- Kończymy czy nie? - Maeve też dręczyły wspomnienia, ale nie miała zamiaru dać się im zdominować. - Mam dość tego hałasu.
Tua westchnęła i wstała, po czym przywołała kilka jaskrawych kul, które przeleciały przez pomieszczenie przyciągając uwagę zgromadzonych.
- Dziękujemy za tak liczne przybycie. Przeanalizowaliśmy wasze kompetencje. Zatrudnimy następujące osoby... - dziewczyna wzięła do ręki listę, którą sporządzili w czasie posiłku i zaczęła wyczytywać nazwiska.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 21-07-2013 o 20:13.
Sayane jest offline