Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2013, 14:18   #20
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
W czasie, kiedy część kompanii bawiła się wesoło w kuźni, a druga część lizała rany, Detlef osuszał kolejne kufle chmielowego trunku. Jasne pszeniczne, ciemne o wyraźnym korzennym posmaku - wszystko to wlewało się w przepastną gardziel brodacza, popychane niekiedy przez pajdę żytniego chleba, ułomek jęczmiennego placka lub, coraz rzadziej, pieczone kurczę. Zapasy twierdzy ograniczały, zdałoby się, niemożliwy do zaspokojenia apetyt Detlefa. Objawy oblężenia pierw dostrzegł w coraz mniejszym wyborze piw, pojawiały się też jakieś chrzczone, przez co smakowały niczym szczyny górskiego trolla. Ponadto świeże mięso stało się rarytasem. Suszona wołowina, paski peklowanej wieprzowiny - Detlef miał już tego serdecznie dosyć. Trzymana w tutejszych chlewikach trzoda i rogacizna była rezerwowana na wysokie stoły miejscowych notabli. Na taką sprawiedliwość krasnolud tylko zgrzytał zębami.

Po zainkasowaniu zaliczki za zastąpienie tchórzliwych gołowąsów ze szlacheckich rodzin w realizacji obowiązku służenia w królewskiej kompanii, Detlef wpiew zamówił, a później poszedł odebrać nowe elementy uzbrojenia - dobrany na wymiar kolczy kaftan pasował idealnie do zwalistej sylwetki brodacza - jego bank piwny był należycie chroniony, a stalowe ogniwa nie uwierały zbytnio. Podobnie było z nogawicami wykonanymi z tego samego materiału - pierwotnie chciał zakupić skórzane, ale szybko okazało się, że wyprawiona skóra może być towarem mniej dostępnym, niż stal - ale w końcu to krasnoludzka twierdza była, a nie Kraina Zgromadzenia.

Wracał właśnie od płatnerza, kiedy na zatłoczonej niemożebnie ulicy wpadł na niego jakiś szczurowaty człowieczek. Namnożyło się ostatnio niekrasnoludów w twierdzy strasznie. Nawet elfickie cioty przygnało, psiekrwie jedne. W każdym razie Detlef nawet nie zwrócił uwagi na przepraszającego go ludzia, kiedy kilka kroków dalej naszło go jakieś przeczucie. Namacał sakiewkę. Nie było!
- O żesz kurwa! - warknął oburzony. Tego jeszcze brakowało, żeby ludziowy przybłęda okradał uczciwego (no, prawie zawsze...) krasnoluda w krasnoludzkiej twierdzy!

Szczurowaty nie zdążył jeszcze zniknąć za rogiem, a wzrost wyróżniał go z tłumu brodaczy. Ruszył za nim.

Daleko nie szukał - amator cudzej gotówki na gościnnych występach zabrał się za liczenie łupu niemal za najbliższym zakrętem. Detlef trzasnął go prosto między wybałuszone ze zdumienia oczy. Coś chrupnęło - pewnie nos. W sumie nie usłyszał dokładnie, bo zaraz poprawił okutym blachą butem. Lał złodziejaszka bez nienawiści. Bez emocji - na zimno. Tamten robił swoje, Detlef robił swoje. Tak już jest w życiu.

Zasapał się chwilę, a wtedy sepleniący ludź zaczął śpiewać o Czarnym Sztandarze. Detlef dał mu dokończyć, a gadanie bzdur wybił mu ze łba uprzedzającym ciosem w pysk. Na koniec pieprznął go jeszcze w potylicę, a szczurowaty zwiotczał i osunął się na ziemię.
- Jeszcze raz... - pogroził mu palcem.

* * *

Ceremonia zaprzysiężenia była nudna. To jakoś jeszcze mógł wytrzymać po prostu dłubiąc w zębach, czy oglądając brud za paznokciami. Ale farsa w postaci braku słów przysięgi wypowiadanych przez nowych ludzi króla była zdumiewająca... śmieszna nawet. Detlef opinię o tym wydarzeniu wyraził na swój niepowtarzalny sposób - zatykając jedną dziurkę od nosa i smarkając donośnie prosto na posadzkę. Tyle miał szacunku do udawanych przysięg.
- Za grosz honoru... - pomarudził jeszcze pod nosem. Słowo się jednak rzekło i ani myślał wycofywać się z uczestnictwa. Po prawdzie ważkim argumentem była także wydana już większa część zaliczki.

* * *

- Skurwysyny! Oby brody im wyliniały, kozojebce pokrzywione! - Detlef nie przebierał w słowach, kiedy był wzburzony. Zniknięcie przewodnika pasowało jak ulał do historyjki opowiedzianej przez złodziejaszka.
- Spotkał żem człeka, kradzieja parszywego, któren nim pysk mu obiłem tak, że mówić przestał, wyśpiewał mi o rzekomym przekręcie z Czarnym Sztandarem. - Poinformował mianowanego przez Gervala dowódcę. - Podobno posłać mieli wszystkich na śmierć i mi się widzi, że właśnie na śmierć idziemy.
- Nie wierzyłem skurwysynowi, bo kto by tam ludziowi wierzył, ale teraz widzę, że prawdę rzekł. Dobrze byłoby odmówić wykonania zadania i wracać na górę. Ale za to hańbą się niechybnie okryjemy i śmierć nam pisana będzie. Ledwośmy z miasta uszli, a pewnie znów nas tam poślą ku uciesze swojej. Dlatego lepiej robić swoje dalej i nie dać się zabić na złość tym karłowatym pomiotom grobich, żeby ich zaraza dopadła!
- Jeśli się dowiem, że paluchy maczał w tym ten podlec, Gerval, to lepiej dla niego żebyśmy nigdy na siebie nie trafili... - splunął z niechęcią.

- Lepiej też oszczędzać światło. - Wskazał na latarnie, w które byli wyposażeni. - Lampa na przedzie i na tyle powinna wystarczyć. Oleju mało.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline