Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2013, 22:39   #26
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Glandir stał z boku trzymając nad w garści kilka kawałków stali, którą to Roran miał nagrzać wkładając do żaru, a następnie podać Galebowi pod młot. Z pod każdego, jednego uderzenia sypał się deszcz iskier. Momentami Torrinsson kręcił lekko głową niedowierzając wyuczonemu, czy też przekazanemu z pokolenia na pokolenie kunsztowi kowalskiemu Galeba. Glandir cieszył się w duchu, że ma kowala po swej stronie. Siła z jaką uderzał kowalskim młotem w rozgrzaną stal zdawała się być tak wielka, jakby oglądał rozjuszonego ogra. Rudy brodacz pokręcił raz jeszcze głową i położył kawałki stali obok pieca, który rozgrzewał Roran. Krasnoludy wymieniły porozumiewawcze spojrzenia po czym oboje raz jeszcze wejrzeli na Galvinsona, który czuł się jak w swoim żywiole, jak ryba w wodzie. Rytmiczne podnoszenie i opuszczanie ręki brodacza przypominało pracę jakiejś krasnoludzkiej maszyny, która nigdy się nie męczyła, ani nie robiła sobie przerwy.
-Chodź się przejść...- rzekł Glandir kładąc Roranowi dłoń na barku. Skończyli swoją pracę tego dnia, a Galeb? Był tak pochłonięty w wykuwaniu broni, że nawet nie zauważył jak jego pomocnicy zniknęli z kuźni...

Gdy w końcu wyszli na górne partie muru a ich oczom ukazał się widok zbierających się sił zielonoskórych Glandir zadrżał. Takiego widoku jeszcze nigdy nie doświadczył i choć bardzo chciał skryć swe emocje, chyba kiepsko mu to poszło. Wymienił z kamratem kilka zdań i choć usłyszał, oraz powiedział parę pokrzepiających słów, wcale a wcale nie poczuł się raźniej. Widział trolle, widział ogrów, widział zieloną polanę, bynajmniej nie za sprawą soczystej trawy... Gdy już zeszli z muru, wracając powoli do posiadłości Gervala, syn Torrina maszerował z głową pochyloną w przód, jego wzrok dosłownie rozsypał się po kamiennej, brukowanej posadzce korytarza. Lękał się jak nigdy wcześniej. Lękał się, choć wstyd mu było z tego powodu. Pragnął mieć takie podejście jakie teraz pokazywał Roran, o tak. Stary khazad w swoim życiu widział niejedną wielką bitwę i nie raz w takowej brał udział. Być może i na Glandira przyjdzie czas, by kiedyś dzielić się przeżyciami z młodszymi stażem i wiekiem khazadzkimi wojownikami, szukającymi wsparcia...

~***~

-Glandir, syn Torrina!- krzyk khazadzkiego gońca wybił rudobrodego tarczownika z rytmu pracy. Khazad właśnie ostrzył wykute wcześniej przez Galeba ostrze, starając się przy tym tak jakby sam miał w przyszłości walczyć tą bronią.
-Czego?- spytał wycierając ręce w fartuch, wiszący u pasa.
-List z Karak Norn.- rzekł młody krasnolud, którego broda ledwie sięgała wysokości obojczyka. Glandir zdziwił się początkowo. Nie spodziewał się listu. Goniec pewnie dotarł do Azul niedługo przed ich szaleńczą misją w Izor, kiedy wyprawili się by odratować dwie khazadzkie kobiety. Z całą pewnością długo szukał Glandira w tak wielkiej twierdzy. Tarczownik przyjął list i bez ceregieli rozerwał zalakowaną kopertę. Pismo poznał od razu. Proste, bez zbędnych zawijasów, łatwe do odczytania. Torrin. Glandir od razu się domyślił, że wieści, jakie przesyłał mu ojciec są raczej gorzkie, gdyż inaczej pisaniem zająłby się Jorunn, zaś Torrin tylko by dyktował. Tak zaś, stary sierżant nie chciał by jego wnuk poznał treść listu.

Glandir opuścił kuźnię ruszając przed siebie w nieokreślonym kierunku czytając z uwagą list. Początkowo jego treść była dość wzruszająca. Torrin opowiadał w liście o postępach w naukach Jorunna, o talencie młodzika do strzelania z kuszy, oraz o tym, że to właśnie młot stał się ulubioną bronią khazada. Wspominał o regularnych naukach, oraz o ciężkich szkoleniach, które Jorunn godnie znosił.
-Będzie z Ciebie wielki woj synku...- mruknął pod nosem. Jego mina szybko zrzedła, gdy dotarł do fragmentu listu, który opowiadał o rosnących długach u lichwiarzy, o sprzedanym domu i całym dobytku Glandira. Rudy brodacz wiedział, że czas nie jest jego sprzymierzeńcem, a procent ciągle wzrastał... Pokręcił tylko głową. Brzydził się samego siebie, na myśl do czego doprowadził swoją naiwnością. Wszak był wielokrotnie przekonany, że jest dobrym graczem w kości. Jak bardzo się mylił...

~***~

-Za honor i śmierć pod czarnym sztandarem...- syknął Glandir kręcąc głową. Wierzył w tę misję. Być może był niepoprawnym optymistą, lecz wierzył i to głęboko. Coś w duchu podpowiadało mu, że to właśnie ta wyprawa przyniesie mu zaszczyty, chwałę i złoto, którymi odzyska przychylność u ojca, a także szacunek w oczach syna.
Glandir wielce się zdziwił, gdy do herolda podczas przysięgi dotarła wiadomość, którą to prędko ogłosił najemnikom. Ktoś zwolnił ich z służby samego króla? Czy to w ogóle możliwe? Mimo wszystko Glandir przysięgę miał zamiar złożyć. Niedługo potem Glandir otrzymał rozkazy, insygnia i spinki świadczące o jego tytule sierżanta, oraz dwie spinki kaprali. Reakcja Ysassy bardzo go ucieszyła, gdyż Glandir od razu pomyślał o kobiecie, gdy nakazano mu wybrać swoich zastępców.
-Tak też się stanie Ysasso córko Moisura.- rzekł z poważną miną, wręczając spinkę kobiecie. Drugą spinkę wręczył Roranowi. Był doświadczony życiem a także wieloma bojami. Z pewnością będzie z niego dobry... doradca i kapral...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline