Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2013, 00:15   #7
ZauraK
 
ZauraK's Avatar
 
Reputacja: 1 ZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumny
Przechadzał się po wiosce pykając kupioną od druciarza kukurydzianą fajeczkę nabitą najpodlejszym tytoniem jaki miał okazję spróbować, o ile nie było to siano zza najbliższej chałupy. Tworzył nieco groteskową postać z swoich znoszonych ciuchach z łatami tu i ówdzie. Twarz starał się skryć pod kapturem zielonego płaszcza, ale mimo to z bliska można było na twarzy dostrzec blizny przebijające spod czarnego gęstego zarostu. Przy pasie dyndał miecz mający już najlepsze lata za sobą sądzą po rękojeści. Nie lepiej zresztą wyglądała kusza na jego plecach, ale nadal działa niezawodnie co miał okazję udowodnić podczas podróży.
Podróż... dwa tygodnie błota, deszczu, błota, gzów, które nie wiadomo skąd się brały, i... śmierdzących krasnoludów. To znaczy jednego, ale tak często przypadało mu znaleźć się w obrębie walorów zapachowych Zorgrima, że można policzyć za kilku. Woń jaka snuła się za brodaczem przypomniała mu lata w rodzinnej wsi jakie spędził na przerzucaniu łajna, co powodowało mimowolny odruch marszczenia nosa. Obora jednak lepiej wypadała. Przynajmniej reszta podróżujących była bardziej cywilizowana. Zamienił kilka wyuczonych grzecznościowych słów niemal z każdym podczas postojów, modląc się w duchu aby nie rozwinęło się to w głębszą rozmowę i nie wylazło jego całkowite wieśniactwo. Na szczęście nikt nie ciągnął specjalnie nikogo za język, bowiem najwyraźniej wszyscy cenili sobie nieco prywatności. Przez całą drogę starał się uchodzić za najemnego zabijakę pijaka, ukrywając tym samym żołnierskie przyzwyczajenia. Oczywiście najlepiej wychodziła mu rola pijaczyny.

Po dotarciu do celu podróży Pieter odetchnął głęboko i rozpoczął poszukiwania jakiegoś zlecenia, najlepiej w ochronie w drodze powrotnej. Niestety obsada była już wystarczająca, a i brak ładunku nie zachęcał po zatrudnianie dodatkowej ochrony. Zaklął szpetnie strasząc jakiegoś dzieciaka. Słowa Marcusa: „Baron Eldred von Stauffer płaci sto koron temu kto dotrze do warowni jego rodziny, zabierze stamtąd przedmioty jego rodu i mu je dostarczy." Sto koron na trakcie nie leży. Chociaż nie zamierzał początkowo bawić się w wyprawy, jego zemsta była ważniejsza. Jednak nic innego nie miał na oku, a jeść i zbroić się trzeba mieć za co, więc postanowił ostatecznie wykorzystać okazję. Niepokoiła go tylko nieco dalsza część o pułapkach, magicznych zwłaszcza. W związku z podjętą decyzją szukał teraz jakiegoś środka transportu, ale nawet koń pociągowy był tu raczej nie do zdobycia, nie mówiąc o mizernych środkach jakimi dysponował na takie zakupy.
Idąc tak zamyślony prawie wpadł na krasnoluda odłączającego się od grupki, z którego słów wynikało, że udają się po jakieś skarby. W Podszedł bliżej do poznanej już grupki lustrując każdego z osobna jakby pierwszy raz widział. Wszak mają być sprzymierzeńcami albo konkurentami do zysku, a do tej pory postrzegał ich raczej w roli towarzyszy króciutkiej podróży.
- Czołem - mruknął puszczając kłąb dymu - Zdaje sie, że jednak udajem sie w jednakim kierunku.
Ruszył z kompanią do karczmy w celu zapobieżenia odwodnieniu i być może ustalić kilka szczegółów wyprawy.
 

Ostatnio edytowane przez ZauraK : 29-07-2013 o 21:04.
ZauraK jest offline