Galeb był spokojnym rzemieślnikiem. Spokojnym runiarzem. Wysłano go tutaj aby zapewnił powodzenie w jakiejś wielkiej wyprawie. Czy o to chodziło? Przejęcie Czarnego Sztandaru przez runmistrza pasowało doskonale.
Do tych rozważań dołączyły myśli o poprzedzającym ten dzień tygodniu. Galeb z pozostałymi pracował w pocie czoła zarabiając naprawdę dużo, lecz odwodziło to kowala od tego nad czym powinien pracować zawsze - runy. Co prawda zbrojenie populacji Karak Azul nie można było nazwać płonnym czy bezcelowym, ale to nie było to. Galeb czuł się nieswojo, ale widział, że tak trzeba i że jest to słuszne.
Plotki i bójki nie wywierały na nim wrażenia. To że wplątał się w jedną z nich nie było dobre. Powinien zachować się inaczej i wszystkich usadzić, ale w końcu był tylko czeladnikiem runicznego rzemiosła. Byle oficer przeważał go stopniem, a zwykle także wiekiem, dlatego swoją krzepę wykorzystał w prosty sposób pomagając towarzyszom. Kiedy wracali do posiadłości i jej piwnic szedł za trójką radosnych kompanów. Galeb nie był radosny - jego głowę zaprzątały myśli nad konsekwencjam i wojną. Po prostu nie potrafił nie myśleć o tym dlaczego tak naprawdę tu są i gdzie ich Przodkowie zaprowadzą.
To jeszcze bardziej się pogłębiło wraz z "zaprzysiężeniem" wysłuchaniem wszystkich plotek i informacji jakie towarzysze zabrali przez ten tydzień. Galeb wiedział i rozumiał że to co się teraz działo musiało być jakąś grubszą intrygom. Nie chciał się dzielić jednak przemyśleniami z resztą...
... teraz z resztą nie było po co. Wszyscy już załapali co to znaczy i skupili się na wydostaniu się z tej kabały. Dla Galeba było oczywiste, że zbieranie do kupy faktów w tej chwili będzie miało tylko jeden efekt i to bardzo nieporządany - rozproszenie uwagi i ponowne podjęcie dyskusji i biadolenie jak to daliśmy się wyporwadzić w kanał.
Runiarz z gotową tarczą i młotem przemierzał razem z resztą przeklęty tunel. Dobrze że kupił większy zapas oleju przed wyruszeniem na wyprawę. |