Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2013, 19:12   #9
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Słowa Flinta zaskoczyły ją. Cóż to, pomyślała, kupiec dba o klucz? Chce go prezentować wszystkim, niby swoją żonę?
- Nie poczytujcie mi tego za złe, panie Flint - poprawiła miecz przy pasie, obracając się na pięcie. - Kwestia, uważacie, poświęcenia dla sprawy. Nie śmiejcie się. I chęć, żeby zadanie nam wyznaczone wykonać. Dam wam o tym znać jeszcze w karczmie.
Zaśmiała się nieco, pochwyciwszy, jak ironicznie mogą brzmieć jej słowa. A potem rzekła to samo, co wcześniej, to jest że wróci zaraz. I w gruncie rzeczy, tak się miało stać wkrótce.
Trzeba było przyznać - kompania, jaka zebrała się na rejzę do Roezfels, była co najmniej ciekawa.
- Ani chybi, pani - zamamlał bezzębny kowal, naostrzywszy jej miecz. - Ani chybi. Same zakazane mordy, zabójce i skazańce. Tylko tacy to teraz bohatery. Pfe!
Stary splunął, a Alethe zmarszczyła nos.
- Cóż, panie Stahlen - wyjęła z kiesy monetę i wręczyła ją do grubawej ręki kowala. - Jak dla mnie, dobre i to. Oby tylko wróżdy z przeszłości nas po drodze nie pozabijały, to resztą zajmiemy się już sami.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z warsztatu.
- I zwierzoludzie - mruknął stary, zabierając się na powrót do kucia metalu.
Nie odparła nic na słowa starego dziada, kierując się do karczmy. W karczmie, jak zwykle - parno i śmierdząco, niechybne znaki, że coś się pichciło. Gwar, to jest tętno ludzkiego życia, które srało, gadało i zawodziło. A także, jak się miało okazać, skore do parzenia się, bo przecież taki był zasadniczy cel umizgów i wybiegów.
Zamówiwszy piwo i jedzenie - nawiasem mówiąc, obrzydliwe - przysiadła się do reszty swojej kompanii, uprzednio odpędziwszy od siebie wszystkich gołowąsów i prawiczków, którzy aż nazbyt byli chętni zmienić status na rozprawiczonych. Doprawdy - miarkowała Alethe - to już chyba bezpieczniej i czyściej byłoby włożyć sobie włócznię między nogi niż iść do pryka z takimi młodzikami. A i po prawdzie to może nawet przyjemniej, jeśli by tylko grot dogodził i drzewce zbyt ciężkie nie były.
I tak nie miała czasu ani ochoty na rozmowy, w przeciwieństwie do większości drogi, którą spędziła. Perspektywa warowni, tak bliska - wpędziła ją w zamyślenie. W którym niedługo miała pozostać, bowiem Flint dał im znać, co zamierza.
Wysłuchawszy słowa kupca, skomentowała:
- Lepiej chyba będzie z jucznymi, choć wóz to większa wygoda i nieco więcej miejsca. Ale wozu z traktu nie ściągniemy, jeśli trzeba będzie, i hałasu narobimy, jadąc. A lepiej będzie dla nas, im mniej nas zauważy, że jesteśmy w drodze do warowni. Tedy lepiej z końmi.
Przypomniała jeszcze reszcie o kluczu, pytając się ich o zdanie, czy to ona może go wziąć i dając te same argumenta, co Flintowi; kiedy natomiast sprawy się wyjaśniły, usiadła nad swoim półmiskiem i piwem, dumając. Następne parę dni mogło być ciężkich. Nie wszyscy mogli wrócić z wyprawy i po prawdzie niewielu liczyło na to.


A potem poranek, zimne jedzenie i determinacja przygotowania broni. Wymarsz, nawet.
- Strażnicy ustrzelili w nocy jakiegoś mutanta. Powiadano, że mógł szpiegować dla większej grupy. Obyście mieli gdzie wracać! Palisada jeszcze w głębokiej dupie... proszę wybaczyć drogie panie moje słownictwo.
Gospodarz był zmartwiony. Alethe jednak nie dbała. Chciało jej się odparować jakimś soczystym komentarzem, jednak ludzie, którzy powrócili do Penzfin, po prostu zbierali to, co można było przewidzieć. W gruncie rzeczy, wracanie do dziur takich jak ta dla zwyczajnych kmiotów było po prostu samobójstwem.
- Daj se panie spokój ze słownictwem - westchnęła. - Pewnie bydlę przyszło z warowni, ani chybi.
A później przyszła jakaś starka, która liczyła... No właśnie, na co ona tak właściwie liczyła, znając charakter ludzi, którzy przyszli do Penzfin? Nie na miłosierdzie chyba?
Alethe wysłuchała jej słów z niejakim znudzeniem. Po czym odparła.
- Pewnie nie żyją - odrzekła Alethe na jej słowa, nie przejmując się jej reakcją. - Cóż to, pani, nie wiecie, że wypuszczać się w głuszę dzisiaj to tak, jak stawiać głowę na pieniek przy ślepym kacie? Jeśli nie wrócą, sami sobie zawinili. Poszłabym to sprawdzić dla was, ale rzecz to cholernie niebezpieczna. A my nie kapłani ani jakiś objazdowy dwór paniczów udzielnych, co o honor się byle gdzie wyprawiają, my jeno najemnicy jesteśmy.
Przełknęła kęs mięsiwa i zakończyła:
- Niech reszta się wypowie, ale wątpię, pani. Tam gdzie nie ma monety, tam miecze nasze nie pójdą.
Wychodząc z karczmy, krzyknęła na chłopca stajennego i kazała go sobie osiodłać żwawo, po czym nań wsiadła i skierowała się na miejsce spotkania.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 31-07-2013 o 19:33.
Irrlicht jest offline