Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2013, 21:18   #8
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
-Też kawę.- Lockerby uśmiechnął się, lekko zmieniając pozycję na krześle.- Stepówkę, o ile takową posiadacie. Niech łyżka stanie dęba w garnku.

Rewolwerowiec rzucił pokojówce znaczące spojrzenie przy stwierdzeniu na temat stojącej łyżki, mając nadzieję ją tym poirytować.

Ostatnie dwie godziny nie nudził się.

Pięciolatka w pierdlu uczyła że nuda to tylko stan umysłu u ludzi zbyt rozpieszczonych by nie cieszyć się z braku obijania mordy lub przymusowej roboty gdzieś na terenie więzienia.

A i widok z okna był ciekawszy.

Widział spacerujących burżujów, te dziwne wozy z mechanicznymi kołami a kilka razy przemknęła nawet dorożka z kołami obitymi gumą. Zwykle w takich właśnie powozach jeździły drogie kurtyzany, nie chcące robić zbyt dużo rabanu w trakcie przybycia do domów bogatych i szanowanych klientów.

Ale mimo wszystko wypadało zirytować sztywną azjatkę, dlatego też Morgan bawił się małym kluczykiem od jednego z zegarów wiszących na ścianie. Mały, mosiężny przedmiot skakał po palcach rewolwerowca jak zaczarowany.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać... Morlock byłby martwy, poszatkowany w kosteczkę i wrzucony do morza w gustownej walizeczce. Kimkolwiek była pokojówka niewątpliwie była bestią na uwięzi konwenansów.

-Sułtańska dla pana Lockerby'ego.- zarządziła Charlotte, a Azjatka dygnęła i wyszła.

-Gdyby mogła, wbiłaby mi nóż w oko.

Lockerby z uśmiechem przyklejonym do twarzy odprowadził służącą wzrokiem, a raczej jej wąską talię, oceniając czy pod idealnie skrojoną spódnicą było w ogóle coś, co mogłoby go zainteresować.

-Jeśli by była w dobrym humorze.- rzekła w odpowiedzi Charlotty i odczekała, aż służka wyjdzie. Dopiero wtedy rzekła.- Przyznaję, że nie spodziewałam się pana, aż tak szybko.

Kluczy wystrzelił z dłoni Morgana i bezpiecznie wylądował na zegarze do którego to pasował.

-Pięć lat spędziłem gapiąc się w sufit. Trudno po tak długim okresie bezczynności spodziewać się u kogokolwiek chociażby śladów niechęci do pracy.- odpowiedział spokojnie Lockerby.

Azjatka nie tyle nie niepokoiła go, co irytowała.

Ale pewnie i tak by ją stuknął. W porównaniu do dziewczynek Feda prezentowała się wręcz przewybornie.

-Pięć lat. Przez te pięć lat miasto się zmieniło, a ja... szukam w nim kogoś.- rzekła po chwili milczenia. -Mathias Scotvielle... zakładam, że to imię mówi coś panu, prawda?

Lockerby zamarł niemal od ręki a wszelkie ślady jakichkolwiek emocji opuściły jego twarz.

-Czego dokładnie pani ode mnie oczekuje?

-Mathias popełnił kilka przestępstw, z których łupy do dziś nie zostały odnalezione. Jeden z nich chciałabym odzyskać. Sam Mathias nie jest mi do niczego potrzebny
.- splotła dłonie razem mówiąc poważnym tonem.-Udało mi się ustalić kilka spraw, za pomocą wieszczeń. Wiem, że ani szukany przeze mnie przedmiot, ani pan Scotvielle nie opuścili New Heaven, wiem że on żyje... I na tym kończy się moja wiedza. Przypuszczam, że albo kryje się w Purgatory, albo niżej... albo zgarnął go pod swe skrzydła któryś z gangów New Heaven.

-A sam przedmiot?-
zapytał Lockerby, poniekąd tracąc zainteresowanie.

Zamierzał zabić Mathiasa tak czy siak, zaczął jednak naiwnie myśleć że przy okazji na tym zarobi.

Biedny, naiwny Morlock.

-I co dokładnie pani wie?

-Obraz... jeden z przedmiotów skradzionych z muzeum. Obraz zatytułowany "Schody do Nieba", namalowany przez lokalnego artystę. Takie sobie dziełko, mające oczywiście pewną wartość, ale ja za jego odzyskanie jestem skłonna zapłacić więcej niż jest wart
.- wyjaśniła Charlotte, podczas gdy do pokoju weszła pokojówka stawiając tacę z dwoma filiżankami aromatycznej kawy.- Zaś sam pan Scotvielle powiązany był z dwoma gangami pracując to dla jednej, to dla drugiej strony... z mafią Cycione i triadami Azjatown, choć Shizuka jeszcze nie ustaliła którymi dokładnie. Możliwe, że znał też z widzenia przywódców Czarnej Ręki, ale to mogą być plotki. Niestety większość jego znajomych z końcówki jego kariery w mieście nie żyje. Przeważnie zginęli z jego ręki. Zacierał ślady, bojąc się swego prawdziwego pracodawcy.

-Prawdziwego pracodawcy?-
Lockerby zmarszczył brwi.

Gdy był młody i głupi nigdy nie pytał Scotviella o to czemu atakują taki powóz a nie inny, dlaczego pewne banki traktowały ich niczym stałych klientów a inne nigdy nie widziały ich gangetki na własne oczy i dlaczego nie raz półelf pozbywał się wszystkich świadków a raz tylko obijał gęby co bardziej butnym indywiduom.

Wtedy Morgan był jednak młody i głupi.

-Arkanisty. Wpływowego arkanisty z Uptown. Na tyle potężnego, by...- Charlotte wzruszyła ramionami.- By ukryć przede mną swoją tożsamość. I na tyle potężnego, by... pański znajomy bał się go bardziej od śmierci. Bo jak inaczej wytłumaczyć, to zniknięcie?

-Podoba mi się myśl że dowiedział się że jednak żyję i wyszedłem z pierdla, ale to raczej wątpliwe.-
mężczyzna westchnął.- Ma pani jakieś wskazówki gdzie mógłbym zacząć?

- W tym rzecz... Nie mam
.- westchnęła bezradnie Charlotte.- Liczyłam, że pan znając jego nawyki wytropi go sam. Oczywiście, wpierw poznając lepiej miasto. Wasze spotkanie to raczej pieśń przyszłości. Na razie może lepiej, jak pan... hmmm... zadziała trochę na własną rękę. Mam inne zlecenie, niezbyt wymagające i mało płatne, ale może pan się skusi, co?

-Zależy czego ono dotyczy... A kopaniem zajmę się, kiedy nasza słodka niczym cukierek pokojóweczka ustali, dla której ze wspomnianych grup pracował lub pracuje Mathias. Nie chce rozpocząć ze współpracy z żółtkami tylko po to by odkryć że tak naprawdę powinienem kręcić się przy gnomach
.- Lockerby wzruszył ramionami.- Rozumiem też że termin zdobycia obrazu nie jest odgórnie określony?

-Och... Jestem pewna że pracował dla rodziny Cycione.-
rzekła z uśmiechem i pewną dumą Charlotte, po czym skinęła głową.- A co do obrazu, czekałam dwa lata, mogę poczekać jeszcze trochę.

Zerknęła na Shizukę dodając.- Przynieś panu bilet na przedstawienie?

Pokojówka znów niechętnie zerknęła na Morgana, po czym dygnęła i wyszła.

Zaś panna Mc'Kay kontynuowała wywody.- Zapłata to dwieście dolców New Heaven za dyskretną opiekę nad... Moim młodszym bratem. Samuel Mc'Kay bywa bowiem... jak to określić... hmmm... zbyt narwany. I lubi się pakować w kłopoty. Ktoś musi zadbać o niego, zwłaszcza gdy zamierza się wybrać do lokali o niezbyt... dobrej reputacji.

-Teatr?

Morlock nie był ignorantem pod względem kultury wysokiej i kilka razy, nim jeszcze Scotvielle wskazał mu ścieżkę na złą drogę, zakradał się do oper i na bankiety organizowane po występach by tam też, w przebraniu kelnera, okradać bogaczy z drobnych kosztowności.

Wiedział też że dzieci się tam raczej nie pojawiały.

-Kabaret. To bilet do nocnego klubu.- zachichotała Charlotte zakrywając gustownie usta dłonią okrytą koronkową rękawiczką.- Obawiam się, że mój braciszek nie jest zbytnim entuzjastą kultury wysokiej. Woli gdy śpiewaczka lepiej wygląda niż śpiewa.

-A ile ma lat?


Nie lubił dzieci, nadętych dorosłych z wyższych sfer też nie. Ale najgorsza była gówniarna pomiędzy tymi dwoma kategoriami wiekowymi.

Tymczasem pokojówka przyszła z biletem i położyła go na tacy z filiżankami. Napis "Figlarna śrubka" wydał się mu znajomy.

-On jest dorosły. Nie musi pan mu towarzyszyć. Jedynie pilnować dyskretnie z boku, gdyby przerosły go kłopoty i pomóc mu wypić piwo, które sam sobie nawarzy.- wyjaśniła kobieta upijając nieco kawy.- To chyba nie powinno być problemem?

-Nie. Nie powinno
.

Lockerby spojrzał na bilet, chwytając jednocześnie filiżankę i wypijając wystudzoną kawę duszkiem.

-O której?- zapytał, czekając na uderzenie mrocznej mocy wypełniającej wcześniej czarne ziarenka.

-Gdzieś wieczorem. Przedstawienia tam zaczynają się o dziewiętnastej...- rzekła Charlotte wykonując kuglarski gest dłonią i pojawiło się w niej zdjęcie, mężczyzny niewiele młodszego od niej.- To jest Samuel.

Mężczyzna przyjął się i spojrzał nań, walcząc z gorącem generującym się gdzieś na dnie przełyku.




-Jeśli nie zapuści krzaczastej brody albo nie założy maski, na pewno go poznam...

-Cieszy mnie to.-
uśmiechnęła się ciepło Charlotte i wstała.- A teraz wybaczy, ale inne obowiązki odciągają mnie od dalszej rozmowy. Jeśli wszystko pójdzie gładko. Jutro będą tu na pana czekał plik banknotów na sumę dwustu dolarów New Heaven. Aaaa i proszę nie wyrzucać biletu, jest ważny jeszcze przez trzy miesiące.

Lockerby także wstał z krzesła.

-Muszę kupić lepszy strój?- zapytał, kierując się wraz z dziewczyną do drzwi.

-Myślę, że nie... Wpasuje się w pan część mniej zamożnej klienteli.-oceniła jego strój Charlotte.-Ten płaszcz dobrze na panu leży.

Lockerby uniósł brew lecz szybko się opanował.

Nie sypiać z pracodawcą. Nie sypiać z bogatym pracodawcą. Nie sypiać z bogatym pracodawcą którego to źródła bogactwa nie jesteś pewien.

Ot, kilka zasad pozwalających zostać przy życiu rewolwerowi do wynajęcia.

Mimo to skłonił się, uchylając kapelusza.

-Dziękuję za komplement, panno Mc'Kay.

-Shizuka, odprowadź pana Lockerby do drzw
i.- Charlotte wydała polecenie swej służce.

Ta dygnęła lekko i rzekła.- Proszę za mną.

Lockerby uśmiechnął się lekko, idąc za pokojówką.

Kiedy ta otworzyła mu drzwi, jego uśmiech poszerzył się lekko.

-Mój błąd że jeszcze się panience nie przedstawiłem.- stwierdził, kłaniając się z przesadą, ujmując dłoń azjatki i całując ją.- Morgan Lockerby, do usług.

W progu obrócił się i puścił doń oko.

-Więc panno Shizuko, jeśli uznasz że chciałabyś się pozbyć tego kija od szczotki z tyłka, powiedz tylko słowo. W sumie, wystarczy nawet szept.- dodał konspiracyjnie, z szelmowskim uśmiechem obserwując twarz pokojówki.

Złowrogi błysk okularów, poprzedził jedynie szybki ruch dłoni pokojówki. Coś błysnęło stalą zataczając łuk w kierunku szyi Morgana.

-Shizuka!- krzyk Charlotty sprawił, że ostrze się zatrzymało, a Morgan musiał stwierdzić jedno. Dziewczyna była szybka, być może tak szybka jak on.

Trzymany przez nią oręż, przypominał nóż kuchenny.




Bardzo dziwny nóż kuchenny, który zniknął w jej fartuchu równie szybko co się pojawił.

-Niestety... trudno dziś o dobre pokojówki, a Shizuki lepiej nie drażnić. Być może przyjdzie wam połączyć siły.- uśmiechnęła się ciepło Charlotte, a Shizuka rzekła chłodno i spokojnie.- Proszę o wybaczenie panie Lockerby, to się więcej nie powtórzy.

W sumie to dobrze że trzymany w kieszeni dwustrzałowiec nie zobaczył światła dziennego. Morgan miałby wtedy problem z utrzymaniem pozy wyluzowanego twardziela.

-Och, nie ma za co. Uwielbiam zadziorne dziewczyny.- uśmiechnął się jeszcze szeroko do Shizuki, ostatni raz uchylił kapelusza i skłonił się.- Żegnam, moje panie.

Odchodząc odkrył, że drobna Azjatka naprawdę zaczęła przypadać mu do gustu. Wolał nie spłoszyć jej bijatyką pod domem pracodawczyni.

Dlatego też lekkim krokiem ruszył ku Downtown, i najbliższemu barowi gdzie uprawiano hazard.


***


Lotka przecięła powietrze, lekko zawirowała w powietrzu i ostatecznie wbiła się w sam środek tarczy.

Stojący obok Lockerby’ego elf zaklął w swojej mowie a potem spojrzał krzywo na rewolwerowca.

-Nie jesteś aby magiem, co?

-Nie.-
Lockerby z zadowoleniem zgarnął kilka banknotów leżący w kapeluszu obok oceniającego grę sędziego.

Dwójka dla arbitra, osiemnaście dolarów dla Morgana. 10% obojętnie, kto by nie wygrał wydawało się uczciwą ceną za grę nie zakończoną bijatykę i oskarżeniami o oszustwo.

Mimo to elf pochylił głowę i łypnął wrogo na Morlocka.

-Coś mi tu śmierdzi.

-Myłem się dzisiaj, jeśli o to ci chodzi
.- Morgan schwał pieniądze do kieszeni, klepnął szpiczastouchego po ramieniu i ruszył do drzwi na piętro.- Powodzenia, kolego.

Nigdy by nie przypuszczał, że jakikolwiek elf może mieć tak parszywego cela.

Wspinając się na górę stanął nos w nos z potężnie zbudowanym, łysym mężczyzną o twarzy jak kciuk ślepego rzeźnika.

Nie czekając nawet aż dryblas otworzy usta, Morgan wcisnął mu do ręki trzy dolce.

-Wystarczy?- zapytał krótko.

Wielkolud skinął tylko głową.

-Tak... Wolne dziewczyny mają otwarte drzwi.

Lockerby skinął głową i wszedł na korytarz.

Przed odsiadką często bywał w burdelach. Jeszcze częściej w saloonach, gdzie wesołe dziewczynki maskowały swoją profesję tańcem, wytwornym ubiorem, a Czarna Sue posunęła się nawet do tego że jednocześnie bździła się za pieniądze i była właścicielką jednego baru.

Po tych kilku latach coś się jednak zmieniło.

Morgan stanął w drzwiach, spojrzał na siedzącą na łóżku dziewczynę i zamarł.




Dziwka po kilkunastu sekundach wyrwała się z amoku, spojrzała na interesanta i przywołała na twarz możliwie najbardziej kuszący uśmiech.

-No cześć przystojniaku

Stojący w progu Lockerby poczuł, jakby trzymane w dłoni pieniądze stały się lepkie i nieczyste.

Stał tak aż dziewczyna sama nie wstała, zbliżyła się do niego i w niezbyt wyszukany sposób złapała go za krocze.

-Chcesz się zabawić?

Z bliska jej blada i zmęczona twarz pod mocnym makijażem wydała mu się jeszcze bardziej żałosna niż wtedy, gdy dziewczyna wbijała nieprzytomny wzrok w przeciwległą ścianę.

Morlock pokręcił powoli głową.

-Chyba jednak nie

Obrócił się, zwalczył przebiegający po plecach dreszcz i odszedł. Sama dziewczyna natomiast spojrzała niepewnie na piętnaście dolarów, wciśniętych jej na odchodnym przez tego dziwnego faceta.

Morlock zszedł na dół, opuścił z baru a następnie możliwie szybkim krokiem skierował się ku Uptown.

Kilka godzin czekania pod „Figlarną Śrubką” nagle przestało być dla niego problematyczną perspektywą.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline