Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2013, 23:03   #9
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“ Figlarna Śrubka”... Dość popularny klub na przedmieściach Uptown należał do rodziny Cycione. I był dość liberalny jeśli chodzi o broń. Można ją było nosić ze sobą w klubie, o ile oczywiście brało się pod uwagę fakt, że uzbrojony klient w razie awantur był zabijany na miejscu. Rosłe zabijaki o zakazanych gębach, uzbrojeni w przerażające uśmiechy oraz śmiercionośne rewolwery pilnowały spokoju na zewnątrz klubu jak i w samym przybytku... urządzonym w typowo gnomi sposób. Pełno było mechanizmów, stoły i stołki oraz krzesła miały regulację wysokości. Oświetlenie było magiczne i elektryczne.
A mieszanka gości pochodziła z różnych grup, zarówno szanowani obywatele Uptown, jak i podejrzanie wyglądające typki z Downtown. Charlotte miała rację... Morlock bez problemu wtopił się w mieszankę gości.
I przysiadł się w pobliżu sceny, na której odgrywany był typowy muzyczny spektakl gnomów...


Energiczna muzyka, operetkowy charakter piosenki rozpisanej na kilkunastu wykonawców, których głosy składały się na kolejne zwrotki nie do końca zrozumiałej piosenki i wybuch w epilogu. Dla gnomów porządny numer kabaretowy musiał kończyć się wybuchem... Trzeba było przyznać, że scenografia była wspaniała, muzyka żwawa, a efekty specjalne interesujące. Oglądać było przyjemnie zwłaszcza w jednej z sześciu lóż vipowskich, umieszczonych nad salą główną i sceną dla artystów.
A jak ktoś nie przepadał za sztuką gnomów, mógł popatrzyć na inne sztuki “Figlarnej Śrubki”.


W postaci skąpo ubranych kelnerek różnych ras... Pod tym względem obsługa tego przybytku była ucztą dla oczu... I tylko na taką ucztę Lockerby mógł sobie pozwolić. Ceny drinków zaczynające się od 50 $ były zaporowe...
Może to zresztą i lepiej... W końcu przyszedł do pracy, a nie na zabawę. Na razie jednak jego “dzieciak” jeszcze się nie zjawił. Więc Morgan mógł zabić czas rozglądając się po klubie i ewentualnie zaczepiając gości przebywających w sali głównej. Schody do lóż vipów były pilnowane przez “goryli” w garniturach i z twarzami nie zachęcającymi do zapoznania bliżej. Zresztą tylko dwie loże były w tej chwili zajęte. W jednej siedziała jakaś kobieta w towarzystwie dwóch lokajów. W drugiej kilkanaście gnomów świętowało coś upijając się w towarzystwie dam lekkich obyczajów z wyższej półki.

Samuel Mc’Kay zjawił się zresztą w podobnym towarzystwie. Dwie wydekoltowane ślicznotki w wyzywających sukienkach były albo bardzo bogate i niezbyt bystre, albo wynajęte. Usiadł blisko sceny i zaczął zachowywać się głośno i nieobyczajnie, na co zresztą obie panienki mu pozwalały. Nie przejmując się jego dłońmi na swych udach chichotały, żartowały i zamawiały kolejne drogie trunki... za które to zresztą Samuel płacił. Wszystko szło po myśli Morgana. Wszak w jego interesie było, by Samuel jak najszybciej się upił i położył spać z jedną z nich, albo z oboma.
Byłyby to łatwo zarobione pieniądze.
Co prawda zaczął zaczepiać siedzącego w pobliżu osiłka i zaczęło się robić gorąco. Niemniej nim Morgan zdołał wkroczyć do akcji, pojawiła się ochrona klubu i sam ich widok ostudził zapędy obu mężczyzn. A potem dwie ładne kelnereczki przyniosły kieliszki "Miodowej Niespodzianki" na koszt klubu. Morlock nie wiedział co w niej było, niemniej podziało na obie gorące głowy. Po chwili z rozanielonymi twarzami tulili się do siebie śpiewając wesoło różne sprośne ballady.

I wydawało się, że wszystko zakończy się spokojnie.
Niestety...
Nagły wybuch od strony drzwi przerwał szczęśliwą passę Morlocka. Do knajpy wpadło czterech uzbrojonych zabijaków. Ani chybi zawodowych rewolwerowców.



Wystrzelili kilka razy w powietrze by przyciągnąć uwagę do kolejnej postaci wkraczającej na salę. Chudy mężczyzna ubrany w fioletową marynarkę czarny kapelusz z piórkiem.



Twarz ukryta była za malunkiem czaszki, a oko okryte bielmem świadczyło o znamieniu magusa.
Oparł się na magicznej lasce i krzyknął głośno.- Panie i panowie, ostatnio gościłem u siebie pewnego gnoma, który wprosił się do mych posiadłości z koleżkami i mocno narozrabiał. Ponieważ sądy New Heaven nie spełniły moich oczekiwań co do kary za tę zbrodnię... Postanowiłem wpaść z rewizytą i wymierzyć ją sam.
Stuknął laską o podłogę.- Radzę upaść na ziemię!
Zza niego wyszło dwójka jego uczniów i dwaj półorkowi zabójcy.
-Panowie... czyńcie swoją powinność.- rzekł osobnik rzucając zaklęcie otaczające go kokonem błyszczących drobinek pyłu. Jeden z jego uczniów przywołał dziwnego psa, a dwaj zabójcy ruszyli do przodu przeskakując pod stołach i kierując się w stronę loży gnomów.
Zaś rewolwerowcy przewrócili kopniakami najbliższe stoliki i schroniwszy się za nimi zaczęli ostrzeliwać ochronę lokalu, osłaniając w ten sposób zabójców przeskakując ze stolika na stolik. I zbliżających się do celu. Na sali zapanowała panika... kelnerki i większość gości po prostu upadła na ziemię osłaniając głowę, reszta spanikowała.
Nieliczni goście zaś...
… piorun przeszył salę, uderzając w klatkę piersiową jednego zabójców i powalając go
na podłogę.
Sprawcą tego pioruna, był siedzący przy jednym ze stolików, mężczyzna.


A dokładniej dziwna spluwa którą trzymał.
-Obawiam się, że nie lubię jak mi się psuje wieczór.- rzekł celując ze spluwy w przywódcę napaści.- Radzę sobie odpuścić.
Zresztą... po chwili i z vipowskiej loży gnomów posypał się grad kul i magicznych pocisków... Oraz przekleństw. Zwłaszcza jeden z gnomów w tym przodował wrzeszcząc.- Caligario, ty trupożerco zapchlony! Pożałujesz, że wypełzłeś ze swego grobu!
Rozpoczęła się regularna wymiana ognia pomiędzy obiema stronami "sporu".
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-08-2013 o 23:08.
abishai jest offline