Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2013, 00:46   #1
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[DnD 3.0-3.5 GH] A kto umarł ten nie żyje.

A kto umarł, ten nie żyje



- Milcz, kurwa! Nie drażnij go... błagam! - spazm i szloch, który wyrwał się z ust Starego był żywym dowodem, że ze strażnikiem więzienia spotykał się aż nazbyt często. Jego rozedrgane dłonie obciążone łańcuchami, które przytwierdzały go do ściany, brzękotliwie próbowały szarpnięciem powstrzymać kompana pełznącego po brudnym sienniku w kierunku stalowych wrót. Mrok skrywał bielmo wykapanego podczas badania oka a drugie w przerażeniu jakby skryło się w głębokim oczodole obciągniętej skórą czaszki. Stary gościł w kazamatach już drugi rok, zdążył się postarzeć.

Pewnie dla tego nie zdążył powstrzymać kompana. Nie miał już tego wigoru wynikającego z poczucia omyłki wymiaru sprawiedliwości i chęci wydobycia się z tego piekła. Nie miał również jednej z nóg. Poćwiartowano mu ją podczas trzeciego badania. To też nie pomagało mu ścigać pełznącego po ziemi kompana. Reszta przykutych do ściany wraków ludzkich nawet nie kiwnęła palcem. Nie była w stanie, właśnie wrócili z badania.

- Hej tam! Wypuśćcie mnie! Jestem niewinny!! Niewinny!! Mam dowód!! - głośny łomot kułaka o żelazne wrota wybudził by nawet umarłego. Niosący się echem krzyk więźnia przerwał brutalnie ciszę zapomnianego przez Bogów i ludzi podziemia. I obudził Tego Którego Budzić Nie Wolno.

Strażnik, Pan Życia i Śmierci w tej skrytej w głębinach ziemi krainie, usłyszał niefrasobliwe wezwanie Nowego.

I nadchodził.

Każdy kto w lochu posiedział więcej niż dni kilka wiedział, że nic gorszego go spotkać nie mogło...


***


- Jak on się czuje? - wychodzący z komnaty lorda cyrulik miał smutną minę. Może była to zasługa podłej pogody bo przecie od dni sześciu lało nieustannie a jego czekała niebawem długa droga powrotna. Może przyczyną był kac, bo i przecie wczorajszą kolację suto zakrapiał. Może zaś zawinił stan jego podopiecznego. Stary Furman miał nadzieję, że jednak sedno sprawy leży w pogodzie bądź kacu. Służył lordowi od lat tak wielu, że w zasadzie z trudem przychodziło mu przypomnieć sobie jak to było kiedyś, wcześniej.

- A jak ma się czuć dziewięćdziesięcioletni starzec ze złamaną miednicą? - cyrulik miał fatalny zwyczaj odpowiadania pytaniem na pytanie. Furman niegdyś potrafił zabijać nawet z takiego powodu. Ale to było bardzo dawno. Tak dawno, że do tych czasów również nie sięgał pamięcią.

- Czy są jakieś szanse by ozdrowiał? - pytanie było pozbawione nadziei na pozytywną odpowiedź, ale tonący brzytwy się chwyta.

- A czy będzie młodszy? - cyrulik chyba nie zdawał sobie sprawy z tego po jak kruchym lodzie stąpa, bowiem stary sługa stężał cały, ale zapanował nad sobą. Skłonił się grzecznie miastowemu doktorkowi, który już i tak był w pół drogi do swoich komnat.

- Jeśli to jego koniec i nie ma nadziei na ocalenie, proszę panie skróć jego męki... - wyszeptał stary sługa a cyrulik zatrzymał się w połowie drogi jakby nie pewny czy prośba skierowana jest doń, czy do jakiejś wyższej Opatrzności. Sługa jednak już był w połowie drogi do komnat swego pana. Cyrulik postanowił wrócić do ciepłej komnaty i dopiero po orzeźwieniu myśli kielichem wina od którego uginał się stół w jego komnacie, zastanowić się nad słowami sługi. O ile idąc do swoich komnat ich nie zapomni.

***


- Jak... przygotowania przyjacielu? - głos starca ledwie dochodził do pochylonego nad jego łożem sługi. Zwarte w ostatnim uścisku bratnie dłonie mroziło zimne powietrze surowej zamkowej komnaty w której nie palono od lat. Ale i krew przecież już nie krążyła aż tak żywo w wiekowych dłoniach. Okryte bielmem oczy lorda wpatrywały się pusto w przestrzeń nie widząc łez płynących po obliczu wiernego sługi.

- Wszystko gotowe jak zaplanowaliśmy to przed laty. Spośród wybrańców udało mi się odnaleźć kilku, dalece nie wszystkich ale i tak powinno ich wystarczyć na początek. Czekaliśmy już tak długo, że czas najwyższy na odrodzenie. Wolałbym byś to wszystko sam nadzorował... - Furmanowi głos się łamał mniej, ale też młodszy był od swego chlebodawcy o dobrą dekadę. Zresztą był człowiekiem obowiązkowym i zlecone mu zadania zawsze wykonywał co do joty. Nawet teraz, mimo siedmiu krzyżyków na karku.

- Nie wątpię w to... że wszystko gotowe. Zacznij ich … zapraszać. Może uda mi się... - stary przerwał łapiąc ciężko powietrze. Furman czekał cierpliwie. Taką formę rozmowy prowadzili od dłuższego czasu. - ... osobiście z nimi porozmawiać. To ważne... by zrozumieli dlaczego wybraliśmy właśnie ich. Muszę...

- Nie silcie się. Już posłałem do nich listy. Przybędą na otwarcie testamentu, tak jak ustaliliśmy to przed laty.
- Furman płakał. Wiedział, że misji, której się podjął, nie sposób już zmienić. Nie można zatrzymać trybików maszyny puszczonej w ruch.

- Zatem już... czas? Zadbaj by... - głos starca zgasł w pół słowa. Furman jeszcze długo trzymał w dłoni stygnącą dłoń swego pana i przyjaciela. Otwarta dyskretnie wcześniej żyła słabym rytmem pompowała jeszcze ciemną krew wytłaczając ją z martwego już ciała pana tych włości. Furman czekał do samego końca i jeszcze sporo czasu później. Nie spieszył się, bo i nie musiał. Dalsze kroki zaplanowali wspólnie, przed laty. Teraz zaś nadchodziła pora wypełniania przysięgi sprzed lat. Pierwszym zaś ku temu krokiem był ułożony przed laty list...


***

„Drogi Panie

Z prawdziwym smutkiem zawiadamiam o śmierci Lorda Arenda Deepre. Zważywszy jednak na to, iż został Pan uwzględniony w Jego ostatniej woli, pozwalam sobie zaprosić Cię na odczytanie Jego testamentu, które odbędzie się dnia 13 po Święcie Złotego Runa na zamku Trzygłów.

Będę czekał Twego przybycia.

Twój uniżony sługa
Furman Konse, kasztelan na zamku Trzygłów”


***
Niniejszą rekrutację kieruję do tych, którzy są gotowi po kilkunastu klapach jednak mi zaufać. Chciałbym spróbować Was naciągnąć na zrobienie postaci licząc, że uda mi się Was nie zawieść.

Co do mechaniki:

Grać będziemy w DnD w świecie Greyhawka. Poziom postaci 1. Na cechy rzućcie sobie sami i stwórzcie takie tamaguczi, które da nam wszystkim największą frajdę z gry. Raczej jestem zwolennikiem dokładnej mechaniki postaci, bo w sesji wykonywał będę testowe rzuty. Gracze również będą rzucali i liczę że podeprzemy się dowolną kostkownicą. Preferuję narracyjny styl gry z dużą wolnością Graczy w zakresie światotworzenia, ale w sesji będę nalegał na częstsze acz krótsze wpisy. Częstotliwość postowania ustalam na rytm:
MG
2 dni na odpis Graczy
2 dni na odpis MG.

Jakoś tak, co daje średnią 1-2 posty na tydzień. Mam nadzieję, że w ten sposób nikt nie odpadnie z braku czasu.

Liczba Graczy nie mniejsza niż 3. Nie większa niż 6.

Zaczniemy sesję po doborze postaci do planowanej epopei i sagi trzyzdaniowej i jednostronnej kampanii.

WAŻNE:
Prosił bym, by tworzone przez Was postacie były pochodzenia szlacheckiego.

WAŻNE 2:
Mój świat gry zwykle jest światem ludzi. Inności, nawet aprobowane w podręcznikach [elfy, niziołki, krasnoludy, gnomy i inne] z racji ksenofobii ludzkiej miewają w grze nielekko. Uwzględnijcie to tworząc swoich junaków.

W razie pytań proszę o atak na GG: 6143936 lub PW.

Postacie na PW, bez PCProfilerów itp.

Pozdrawiam
bielon

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 28-08-2013 o 08:25.
Bielon jest offline