Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2013, 10:20   #25
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wszystko potoczyło się błyskawicznie, ale i zebranym wokół ognia podróżnym oddać należało sprawiedliwość, stanęli w gotowości sprawnie i szybko. Tyle, że „szybko” i tak było zbyt wolno. Zbyt wiele bestii podkradło się do murów ich schronienia. Były zbyt blisko a podróżni w półmroku rozjaśnianym coraz większym blaskiem podsyconego dorzuconym chrustem ogniska nie byli już tak pewnymi strzelcami jak mogło to by mieć miejsce w blasku dnia...

Wardur pierwszy z rykiem rzucił się pod zwaloną ścianę, chcąc na rumowisku przyjąć szarżę czworonożnych bestii. To była słuszna, wyrachowana taktyka ale dziki szlachetka znał swe mocne strony i niemal od razu próbował wprawić się w furię, stan kiedy nic się dlań nie liczyło a przeciwnik był wyłącznie mięsem do sieczenia. Dobyte ostrza wyskoczyły na spotkanie pierwszego, szarżującego przez skarpę głazów przeciwnika i Wardur z wyciem rozpłatał futrzastą bestię od karku, przez tors. Krew bryznęła mu na twarz, ale on nie poczuł nawet tego, wyjąc dziko skoczył naprzód nie dostrzegając nawet wystrzelonego tuż obok niego pocisku, który powalił kolejnego czworonożnego napastnika...

Ysabelle pierwsza była gotowa do strzału, ale też nie było w tym nic dziwnego. Miała łuk a nie musiała szarpać się z mechanizmem korbowym kuszy. Jej strzała pomknęła na spotkanie bestii, która z boku zachodziła jej gburowatego towarzysza podróży, który rzucił się w wir walki. Nie czekając na podziękowania naciągnęła cięciwę po raz kolejny słysząc kolejne skowyty ranionych pociskami psów. Widać przyszedł czas na spóźnione zwykle kusze.

Dareon z Reginaldem pierwsi rzucili się do rozniecania ognia. Dorzucony błyskawicznie chrust zajął się słabym, rosnącym z każdą chwilą ogniem rozświetlając majdan w obrębie murów i rzucając cienie na korony pobliskich drzew. Osłonięte murami i rumowiskiem trawy tonęły w półmroku. W nich właśnie kotłowała się warcząca, wściekła, szczerząca zęby tłuszcza. Reginald widział to najlepiej, bowiem swoim zwyczajem zdołał znaleźć miejsce wyniesione, osłonięte choć z jednej strony, skąd mógł razić wrogów spokojniejszy o swą skórę. Strzelili równocześnie, trafili obaj. Tę samą bestię. Marnotrawstwo zważywszy na śmiertelność obu pocisków, ale nie było czasu się nad tym rozwodzić. Obaj zaczęli na wyścigi naciągać kuszę. Ysabelle ze swoim łukiem miała znacznie lżej...

Davorhn … zgłupiał. Gminne określenie rycerstwa „zakutym łbem” wywodziło się ze zwykłej złości i zawiści. Tyle że bywały przypadki, które to określenie odzwierciedlały bezwzględnie. Davorhn.... musiał mieć bardzo rycerskie korzenie lub też musiał mieć pierś iście wypełnioną bezbrzeżną odwagą, bowiem bez wahania porzucił dające ułudę bezpieczeństwa schronienie w trzech ścianach zrujnowanej chaty i z orężem w dłoni wypadł na zewnątrz. Może było to również wina oręża – mieczem dwuręcznym w ciasnocie ścian ciężko było by operować.

Nie miał czasu ogarnąć wzrokiem skrytej w mroku sfory. Ledwie znalazł się za ścianą domu a z boku wypadła nań szczerząca kły furia. Miecz niezręcznie jakoś, powoli ruszył bestii na spotkanie, ale ona była już przy nim i mijając nieszkodliwą klingę wpiła się kłami w osłonięte łuską przedramię rycerza. Tyle że Davorhn nie należał do ułomków. Jego ruch był płynny i szybki, a dla roztrzaskanego o ścianę wilka był również ostateczny. Davorhn poprawił prędko cios dwa razy i dopiero wtedy poczuł, że bestia puściła. W ostatniej chwili. Kolejne dwie sadziły już ku rycerzowi długimi susami. Znów uniósł miecz i znów trwało to całą wieczność. Dwuręczny miecz nie był najlepszym orężem do walki z wściekłą, szybką i liczną sforą. Ale miał tylko jego i musiał mu on wystarczyć. Zaparł się i wziął zamach odsuwając się nieco od ściany, która chroniła mu plecy ale krępowała ruchy. Cios, którym rozpłatał jednego z napastników porwał szczerzące zębiska ciało w powietrze, ochlapując mu twarz juchą. Drugi z psów był już jednak przy nim i skoczył mu do gardła. Davorhn z przerażeniem dostrzegł kątem oka kolejne bestie. Nim puścił miecz łapiąc oburącz kudłatego napastnika, który rzucił mu się do gardła...

Waldur był już na szczycie skarpy tnąc po psich pyskach co odważniejsze ze zwierząt. Dwa miecze śpiewały w jego dłoni pieśń w której akompaniament grały kusze i łuk. Tyle, że był to lament bądź psalm. Elegia opłakująca poległych. Bo sfora, którą ujrzał z osypiska, była tak liczna że nie sposób było ją utrzymać w ryzach dwoma mieczami. Zrozumiał to w tej samej chwili, kiedy sześć szarych bestii skoczyło jednocześnie w jego stronę. Bełt porwał jedną, cisnął pod nogi jej kompanów, ale i tak na Waldura zwaliła się warcząca tłuszcza. On zaś odpowiedział jej równie wściekłym warczeniem, po czym niczym bestie wściekły rzucił się im na spotkanie nie zważając na zęby wbijające mu się nogi, rwące ciało do kości. Jak jaka lawina, która runęła na spotkanie drugiej. Dzika i pierwotna. Ważąca swe siły z drugim równie silnym żywiołem.

Pozostawieni w obrębie murów kusznicy i łuczniczka wnet dostrzegli wyłaniające się z osypiska i pozostałości odrzwi czworonożne sylwetki. Sadzące z wykrzywionymi grymasem prymitywnej wściekłości pyskami na spotkanie przeznaczeniu.

Co komu pisane miał wnet pokazać nieubłagany i obojętny na wszystko czas...




.

===============================

5k20, pleas
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline