Kokon z koca i poduszki poruszył się. Dotychczas wystawały spod niego pasma nieco pofalowanych brązoworudych włosów. Głośne ziewnięcie przerwało ciszę.
- Niech to diabli! Ile wczoraj wypiłem...?! - rozległo się z jednego z łóżek. Po chwili jego obecny okupator przewrócił się na bok i poprawił kolejny raz przykrycie.
Po piętnastu minutach prób uśnięcia w celu przespania tego dziwnego kaca w końcu spod kocy wyłoniła głowa Alberta. Nie byle jakiego Alberta. Słynnego podróżnika, obieżyświata... wielkiego wojownika... znawcy... długo by wymieniać. Osiągnięcia tego wybitnego obywatela Imperium znalazły już sławę w pieśniach i legendach lokalnych. O jego wyczynach z pewnością jeszcze jego towarzysze niedoli będą musieli się przekonać.
Szare i niebieskie oko popatrzyło po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Patrzenie na słońce bolało. Bardzo. Z pewnością nieogolona twarz Alberta znów znalazłaby ukojenie gdyby Lynre nie znalazł się po chwili na podłodze. Widząc niecałe trzy metry od siebie jakiegoś mutanta z głową jaszczura, mężczyzna wrzasnął i odruchowo zaczął się cofać.
- Na Sigmara! Co to za potworzysko?!
__________________ Sanity if for the weak. |