Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2013, 02:33   #10
goorn
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
Pustynia drgała blisko nich, lecz ani piasek, ani gorący suchy wiatr ich nie dosięgał. Drzewa zapewniały im cień, powietrze chłodził szemrzący strumień a ziemia pod stopami była żywą glebą.
Mężczyzna przed nimi siedział oparty o pień drzewa i kiwał głową, intensywnie myśląc. Jego dłonie drgały nerwowo, a usta poruszały się, jakby bezgłośnie coś sobie tłumaczył. Nie sprawiał dobrego wrażenia, wydawał się nieco niezrównoważony. Od samego początku i także później, gdy zaczął swą opowieść, nie panował nad sobą, a skrajne stany psychicznie zmieniały się nieustannie. To zdenerwowany, to zrezygnowany, to znów pełen ciepłej przymilności, jak szczeniak proszący o uwagę, to pogrążony w rozpaczy – był kompletnie rozbity. I od tego zaczął opowieść.

Usiedli nieopodal mężczyzny i słuchali jego słów.

-Jestem kompletnie rozbity, wiecie? Odkąd się obudziłem, nie, nie teraz, ale wtedy, na pustyni. Szarpie coś mną, nie daje spokoju, grozi nicością, straszy utratą... Od kiedy poczułem suchy piach na swojej twarzy i ten brutalny dotyk palącego słońca, od kiedy tylko otworzyłem oczy – uciekam. Nawet nie szukam odpowiedzi, nie potrzebuję ich. Nie chcę ich nawet znać. Chcę po prostu zniknąć. Wydawało mi się, że po prostu muszę ruszyć, że gdzieś indziej wszystko się rozpłynie. Jak w koszmarnym śnie, chciałem się po prostu wyrwać. Ale tak jak we śnie – nie wystarczy wyrwać się z miejsca, poruszasz się przecież wciąż wewnątrz swoich urojeń. Ale nikt przecież nie myśli rozsądnie we śnie. Poddałem się więc i szukałem ukojenia w wyczerpaniu marszem.
Gdy w końcu upadłem, liczyłem na spokój który przyniesie śmierć. Wtedy zjawił się Bóg Pustyni. Wlał mi w usta zimną wodę, podniósł z ziemi i przytrzymał, aż ustąpiły zawroty głowy. Pachniał intensywnie czymś, czego nie potrafię nazwać, ale teraz rozpoznałbym ten zapach z setek innych. Gorączkowo próbowałem mu wytłumaczyć, że nie powinienem tu być, że nie mogę tu być. Że nie wiem skąd się tu wziąłem, ale wiem, że to nie moje miejsce, oraz, że nie tylko ja, ale cały ten świat to jakaś pomyłka. - zaczerpnął gwałtownie powietrza i zawahał się, jakby nieco przestraszony ilością słów które wyrzucił z siebie.

-Po prostu, po prostu... Wiecie. Czuję, że nigdy mnie nie było, a teraz jestem, tak gwałtownie wyrwany z jakiegoś... Nie wiem, jak jedno z kółek zębatych, które nagle ląduje na stole, samo. Tylko ja nie wiem, czy był jakiś zegarek, tylko trochę tak czuje... Ale myślę też sobie chwilami, że może błądziłem długo, słońce, brak wody. Może coś stało się z moją głową. I wtedy to wydaje się sensowne, jestem wędrowcem, jedną z ofiar pustyni.. Tylko dlaczego ten świat pachnie szaleństwem? - westchnął.
- A jego zachowanie było takie wystudiowany, jego słowa były eleganckie i niejasne, uśmiech promienny, ale ironiczny. Nagle chciałem go złapać, szarpać, zadusić, ale wydał mi się poza zasięgiem i spróbowałem ułożyć się z powrotem, nie patrzeć i nie słyszeć. Złapał mnie znowu i nakazał iść. Uśmiechał się i kiwał głową, gdy zalewałem go skargami, a przy tym twardo trzymał mnie w pionie i nim się zorientowałem, szedłem dalej. Tak było za każdym razem gdy upadałem. Zjawiał się, dawał pić, podnosił i zmuszał do dalszego wysiłku. To było okrutne, wyłem, płakałem, był niewzruszony. I wszystko robił z taką nonszalancją, jakby od niechcenia. Nie wiem ku czemu mnie pchał. Wiem, że chciał mnie wyrwać z marazmu, czułem, że gdy idę, to jest jakiś cel mojego istnienia. Ale wątpliwości wracały szybko i były silniejsze od wszystkiego. W końcu chciałem tylko uciec od tego cholernego Boga. - zaczerpnął tchu.
-Nie wiem jak to się stało. Gdy kolejny raz upadłem, myślałem tylko o tym, by go odepchnąć. Skupiłem na tym całą swoją wolę i udało się, nie dopuściłem go do siebie. Zostałem sam. Postanowiłem już nigdzie nie iść. Zdążył mi jeszcze zdradzić, przepraszam, skłamałem wam, że pustynia już zupełnie nie daleko zaczyna się kończyć, że jeszcze dzień, dwa wysiłku i zobaczę zupełnie inny świat. Nie chcę jednak go oglądać, nie obchodzi mnie to... Boję się. Zostałem tu i myślałem o jabłoniach, myślałem o chłodnej wodzie, o ciszy... Dostrzegłem, że pustynia dookoła mnie zaczyna się przekształcać. To wysysało ze mnie całą energię, ale czułem się z tym dobrze, uparcie i aż do skrajnego wyczerpania przelewałem swoje pragnienia na ten piasek. Stworzyłem to miejsce. - przez jego twarz przemknął dumny uśmiech.

-Dużo później zdałem sobie sprawę, że nie udało mi się uciec. Próbowałem się zabić, ale nie mogłem. Próbowałem zerwać z siebie tę powłokę, ale tylko strasznie poraniłem twarz. Teraz wiem jak smakuje prawdziwy ból również fizyczny...

Spojrzał na nich uważnie. - Bardzo was męczę, wiem. Ale jedyną osobą którą w ogóle kiedykolwiek spotkałem, był Bóg Pustyni... A on jest inny. Patrząc na was wyczuwam pokrewieństwo, myślę, że wiele nas łączy. Dlatego, może mnie trochę rozumiecie. I może macie więcej w sobie woli i... Zróbcie coś... - urwał i zamilkł na dobre, wpatrując się w ziemie.

***

Bóg Pustyni ze smutkiem obserwował, jak wiatr rozmywa Szpetnego. Ten świat jest tak nietrwały, a historie wydają się równie prawdziwe, jak złudzenia na pustynnym horyzoncie.

***

Również Desire zamigotała, straciła wyraźne kontury, a po chwili silniejszy wiatr zmienił ją ledwie we wspomnienie. Bóg westchnął i ruszył w kierunku Dumy. Musiał mu pomóc sam.
 
goorn jest offline