Wbrew pozorom Susana potrafiła radzić sobie w stresowych sytuacjach. Stres wyzwalał w niej pokłady energii i pomysłowości o które o wiele trudniej było w normalnej chwili. Szybkie spławienie natarczywego sąsiada, błyskawiczne połączenie z asystentką i największe pożary zostały zagaszone.
Teraz nie pozostawało nic innego, jak jechać do Pat.
Susan miała złe przeczucia i to ją naprawdę martwiło. Ilekroć bowiem miała takie przeczucia sprawdzały się one w możliwie najgorszy sposób. Wizja zatrutej lekami przyjaciółki nie dawała jej spokoju.
Kobieta szybko ubrała się i przygotowała do wyjazdu. Z atelier zgarnęła przygotowaną już wcześniej torbę ze sprzętem i ruszyła do samochodu.
Trzydzieści, czterdzieści minut… a to dobre. Tyle to pewnie podróż do Patricii zajęłaby jej w niedzielne popołudnie, ale nie w czasie porannych godzin szczytu. Ledwo Susan wyjechała z parkingu pod swoim apartamentowcem w momencie wpadła w sięgający po horyzont sznur samochodów. Spiker w radio informował, że główne arterie miasta są zakorkowane w związku z remontami kanalizacji.
Wspaniale, po prostu wspaniale. Jej przyjaciółka kona, a ona utknęła w korku.
Gdy tylko nadarzyła się okazja Susana zjechała w boczne ulice. Mieszkała co prawda w Nowym Jorku od urodzenia, ale nie nadawałby się na przewodnika po mieście. Na szczęście, jakiś czas temu jej przyjaciel
Peter Janincks, podarował jej GPS. Urządzenie miało jej pomóc w poruszaniu się po mieście i zapobiec notorycznemu spóźnianiu się na spotkania, zwłaszcza z Peterem.
Susana ustawiła urządzenie i kierowana słodkim do przesady kobiecym głosem ruszyła okrężną drogą na ratunek swoje przyjaciółce.
Na miejscu była pięćdziesiąt minut później. Zatrzymała samochód na chodniku i już w momencie, gdy wyłączała silnik jej uwagę przykuł mężczyzna siedzący na ławce. Nie naganny garnitur, elegancki płaszcz i kapelusz leżący obok. W dłoniach trzymał on gazetę, ale co kilka chwil rozglądał się uważnie wokół. Susana znała tą twarz
twarz. Nie potrafiła jednak sobie przypomnieć skąd go zna. Kilka sekund wpatrywała się w niego, ale jej mózg odmawiał posłuszeństwa i za nic w świecie nie potrafił odszukać informacji, która w tej chwili była jej tak potrzebna.
Nie zwlekając dłużej ruszyła szybkim krokiem w kierunku domu Patricii.
NIE OGLĄDAJ SIĘ ZA SIEBIE, KIEDY WSTAJE BRZASK
Susana wbiegła po schodkach i zatrzymała się przed drzwiami do mieszkania Pat. Serce zabiło jej mocniej, a gardło w momencie wyschło niczym pustynia w Nevadzie. Fala gorąca uderzyła jej do głowy, a w skroni pojawił się pulsujący ból. Uchylone drzwi były niczym zwiastun nadchodzących nieszczęść, niczym goniec przysłany przez śmierć.
Sekundy wahania odmierzane przez zatykające bębenki w uszach, uderzenia serca.
NIGDY
Dłoń Susan wysunęła się do przodu i pchnęła ostrożnie drzwi mieszkania. Skrzyp zawiasów i cisza.
Niepokojąca i obwieszczająca najgorsze.
Susana ruszyła niepewnie do środka. Każdy jej krok zdawał się odbijać gromki echem i niósł w głąb mieszkania. Kobieta chciała zawołać swoją przyjaciółkę, ale nie potrafiła dobyć z siebie głosu.
PRZENIGDY
Z korytarza weszła do salonu. Nie było w nim nikogo. Na stole stała jedynie pusta butelka po wódce i popielniczka pełna wypalonych do połowy papierosów. Na każdym z nich widać było ślady szminki.
Susana ruszyła dalej, a jej serce wypełniał coraz większy strach.
Nagle Susana usłyszała tłumiony szloch. Dochodził on z piętra. Nagły impuls zmusił ją do biegu. Przeskakując po trzy stopnie, wbiegła na górę i doskoczyła do drzwi łazienki skąd dochodził płacz.
Na środku wyłożonej białymi kafelkami łazienki siedziała Patricia. Cała zalana łzami, z rozmazanym makijażem i oczywiście pijana w sztok. Mimo grubej warstwy roztartego po twarzy makijażu, Susana zauważyła jeszcze coś. Świeże siniaki, obtarcia i zadrapania na twarzy i rękach przyjaciółki.
- To Kevin - rzuciła Patricia widząc swoją znajomą - Pomóż mi. Dzisiaj popołudniu mam pokaz i muszę coś ze sobą zrobić. On powiedział, że to wszystko przez ciebie. Błagam pomóż mi, ja muszę dzisiaj wystąpić.