Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2013, 04:43   #8
homeosapiens
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Arastianne Marcus i Liriel

Namiot Marcusa był największy w całej okolicy. W środku podłoga wyłożona była wzorzystym dywanem. Przy stole w centralnym punkcie namiotu Marcus i Liriel czekali na gościa. Szeryf czarodziejka o imieniu Arastianne zgodziła się ich odwiedzić. Tak naprawdę jednak obydwoje jeszcze byli myślami przy wczorajszej nowinie na temat ciąży.

Wkrótce zaś ich gość przybył, i to drogą powietrzną. Magini wylądowała w środku obozowiska “sąsiada” wraz ze swoją uczennicą. Przedstawiła się, wyjaśniła cel przybycia, po czym zaprowadzono ją do właściwego namiotu. Tam zaś…

- Witam was, zwę się Arastianne Shieldheart, służka Mystry, Szeryf twierdzy “Kamień Gryfa”, przybywam na wasze zaproszenie - Przedstawiła się wielce oficjalnie, wręczając symboliczną sakiewkę z komponentami, po czym w końcu się lekko uśmiechnęła - Moja uczennica, Veissa - Przedstawiła towarzyszącą jej, młodą dziwoję, która lekko skinęła głową.


- Miło mi, Veissa jestem - Odezwała się młódka, również wręczając taki sam powitalny prezencik co Magini.


-Nam również jest bardzo miło. Witaj w naszych skromnych, miejmy nadzieję nie za długo, progach.

Jako pierwsza przywitała ją pani domu. Główna czarodziejka zamku Kastoel i żona szeryfa Bloodraina miała na sobie czerwoną suknię ze skosem na nogach, dekoltem w granicach przyzwoitości i aksamitnym czarnym pasem podkreślającym talię. Jej miedziane włosy luźno układały się wokół twarzy. Wyglądała na lekko podenerwowaną.

-Witaj Pani.

Odezwał się szeryf Bloodrain.

-Jestem Marcus Bloodrain i zdaje się zajmujemy podobne stanowiska. Znajomość i współpraca są według mnie jak najbardziej wskazane.

Miał na sobie rycerski wams ze znakiem dwóch walczących ze sobą lwów - białego i czerwonego- w czarnym polu. Sam go wymyślił, więc szansa, że ktokolwiek widział go przedtem była znikoma.

-Wolisz pani, żeby Veissa zjadła z nami, czy może można by ją zapoznać z uczniem mojej szanownej małżonki? Mógłby on ją oprowadzić po zamku i ogólnie miło spędzili by czas, jeżeli oczywiście chłopak jest taki, jak opowiada ma małżonka.

Tutaj Marcus spojrzał na Liriel wzrokiem, który mówił, że świata poza nią nie widzi i nie wyobraża sobie, żeby było inaczej.

-Młodzież ma tyle rzeczy do nauczenia się, że tak na prawdę mentor powinien wybierać co i kiedy jest potrzebne. Tematy związane z naszą służbą u Netiarchy i ogólną sytuacją w okolicy mogły by się im wydawać nudne.

Tymczasem podawano do stołu. Nie była to uczta z nie wiadomo ilu dań, jakie czasem wydawali królowie. Prosta, acz wykwintna kolacja. Do wyboru były trzy dania główne - kapłon w ciemnym sosie z borowików, karkówka wieprzowa z rusztu w pachnącym sosie czosnkowo-ziołowym, pod płaszczykiem parmezanu, oraz żeberka w kapuście z tymiankiem i kurkumą. Oprócz tego były jeszcze trzy dania na zimno - śledzie w sosie musztardowo śmietanowym z koperkiem i warzywami, sałatka z krewetek i alg morskich, oraz danie typowo barbarzyńskie z którego słynął lud Marcusa - tatar z żółtkiem cebulą i ogórkiem. Niebrakowało równiez tradycyjnych przystawek jak chleb - czarny i biały, bułki, czerwone i zwykłe ziemniaki - czerwone były z rusztu i poprzecinane w ten sposób, że ostrze, które tego dokonało musiałoby chyba być falowane, natomast zwiemniaki zwykłe były podane w misie z koperkiem, bądź jako puree. Na zimno również podane na stole były sałatka z pomidorów w oleju i occie z czosnkiem, sałatka z buraczków, sałatka z białej kapusty i kiszone ogórki.

- Czuję się zaszczycona takim wyróżnieniem, jeśli jednak nie macie szanowni państwo nic przeciw, najpierw zechciałabym potowarzyszyć w uczcie... - Wypaliła nieco wielce wyniośle Veissa, na co Magini przytaknęła lekko głową, zabrano się więc za jadło.

Arastianne odnalazła się w żeberkach, pałaszując je w paluszkach, jej uczennica z kolei zadowoliła się drobiem, ledwie jednak w nim dziubiąc, co samo w sobie było nieco komiczne…

- Nie wiem, jak wygląda sprawa u naszych sąsiadów, a być może i u Ciebie Marcusie i Twej małżonce... - Zagadnęła po chwili Magini, nie dosłyszawszy imienia żony szeryfa - ... u nas jednak ciężko z budową idzie, jako że nie jestem wyspecjalizowana w szkołach mogących mi w tym pomóc, co pozwala czerpać pełnymi garściami z mocy drzemiących w ziemi jaką nam dano.

Przetarła palce w serwetkę, uważając, by w trakcie posiłku nie pobrudzić przypadkiem swej wielce drogiej, kusej, zielonkawej sukni, o wiele odważniejszej w kroju od posiadanej przez Liriel…


-Przedstawiałam się wczoraj, gdy cię zapraszałam szanowna Arastianne. Liriel Bloodrain.

Małżonka szeryfa rozpoczęła posiłek od się tatara wieprzowego i sałatki z krewetek. Więcej raczej mówiła niż jadła, w przeciwieństwie do męża, który choć z wyglądu raczej przypominał wieszak na ubrania niż niedźwiedzia apetyt miał nienasycony. Wyłaściwie to nałożył sobie wszystkiego po trochu. Widać było, że lubi i potrafi zjeść.

-No cóż, Vesso Marc będzie niepocieszony. Jego tutaj nie zapraszałam, ponieważ jest on co prawda jedynym i pierwszym moim uczniem, ale planuje mieć ich więcej, w związku z czym Marcus nie zgodził się na specjalne go traktowanie. Zazwyczaj jemy sami, bądź z jednym z dwóch dowódców, kiedy jest coś ważnego do przedyskutowania.

Marcus tymczasem starał się nie patrzeć za dużo na Arastienne, gdyż jak większość ludzi północy miał dość gorącą krew, co zamierzał po zaślubinach w sobie zwalczać. Ponadto nie chciał rozdrażnić Liriel. Skupił się na jedzeniu i dał mówić dalej ukochanej. Treść rozmowy “na poważnie” mieli obgadaną już od rana.

-Mysleliśmy o tej naszej sieci twierdz. Mamy mieć dostęp do oddziałów najemnych poprzez portal wprost do naszej tierdzy, czy miasta, sama nie wiem co z tego ostatecznie będzie. Ludzi wciąż przybywa. Przechodząc do rzeczy - chcialibysmy połaczyć twierdze kręgiem teleportacyjnym by móc sobie wzajemnie pomagać w razie zagrożenia z którym nie możemy sobie poradzić sami. O ile mamy nadzieję, że taka sytuacja nie zajdzie, to zawsze uważałam, że zakładać trzeba najgorsze. Spalona twierdza i martwi obrońcy to strata życia, czasu, pieniędzy, a zysk dla wroga. Kręgi te miały by działać tylko i wyłącznie po aktywowaniu słowem-kluczem przez szeryfa i zaakceptowaniu przejścia własnym słowem-kluczem przez drugą stronę. Wolna teleportacja nie wchodzi w grę przez to,że mogła by być wykorzystana przez wrogów - upadek jednej znaczył by upadek wszystkich twierdz przełeczy Nath. Byłoby wskazane, żebyś pani nie dzieliła się z nikim treścią słowa-klucza swojej twierdzy - nawet ze swoją piekną i mądrą uczennicą. Jeżeli oczywiście zgodzisz się na taki plan.

- No cóż... - Arastianna upiła łyczek wina - ... choć czuję się zaszczycona taką propozycją, i możliwością współpracy pomiędzy naszymi twierdzami, muszę was jednak szanowni koledzy poinformować, iż owa “przysługa ochronna” byłaby w stanie działać niejako tylko w jedną stronę. Mam bowiem całkiem inne plany niż wasze, i mój portal będzie prowadził do pewnej odległej krainy na Torilu, dzięki czemu będę w stanie w razie kłopotów uzyskać sprzymierzeńców ze znanej mi rasy… choć oczywiście, jeśli chcecie, nie widzę problemu, by nasze siedziby były w ten sposób połączone - Magini uśmiechnęła się lekko, po czym skinęła lekko głową w stronę gospodarzy.

-Nie do końca rozumiem Twoją odpowiedź Arastianne. Nie masz nic przeciwko, a jednoczesnie zaznaczasz że jednostronnie, ponieważ masz inne plany co do uzyskiwania sprzymierzeńców. Zapewniam cię my również mamy inne plany jeżeli chodzi o uzyskiwanie sprzymierzeńców. Tu chodzi jednak o sytuację w której nasze własne plany i sprzymierzeńcy mogli by być niewystarczający. To znaczy my również nie zamierzamy trzymać najemników tutaj, tylko ich ściągać magicznie w miarę potrzeby, ale czy to ma jakikolwiek związek? - Odrzekła Liriel. Najwidoczniej dzisiaj to ona nosiła spodnie w tym zamku. Choć to mogło się niedługo zmienić, bo Marcus najwidoczniej kończył już jedzenie.

-Tak naprawdę plan, który wymyśliliśmy z żoną uważam za dobry, gdyż atakując jedną z naszych twierdz wróg niejako będzie atakował wszystkie cztery. O ile wszyscy szeryfowie oczywiście zaakceptują naszą ofertę. Właściwie dlatego też chcieliśmy Cię lepiej poznać, bo niejako w tej sposób ufamy sobie nawzajem życiem i śmiercią.

Przez dłuższą chwilę Magini wpatrywała się w puchar z winem trzymany w dłoni, którym lekko poruszyła, wywołując koliste ruchy trunku w naczyniu. Ponownie zwilżyła usta...
- Najemników to ja mam pod ręką, jednak my nie o tym prawda? - Zadała retoryczne pytanie - Staram się wyjaśnić, jak sprawy mogą wyglądać, ot tyle...jakie macie pomysły z waszym portalem, to wasza wola. Przeciw współpracy, czy i wzajemnemu pilnowaniu się nie mam nic przeciw, wręcz byłoby to jak najbardziej wskazane... - Arastianna nieco przesunęła się od stołu, po czym ułożyła nogę na nogę, kusa suknia zaś nie skrywała za bardzo jej kształtów.

-Mając najemników pod ręką trzeba ich zakwaterować, wyżywić i płacić im… nawet kiedy nie są potrzebni.

Dodał Markus, który ostatecznie skończył już siać spustoszenie wśród półmisków i salater. Ciekawa osoba ta Arastianne, ale troszkę dziwnie się wyraża, pomyślał. Potem spojrzał na nią i pomyślał, że dłuższe przebywanie w jej towarzystwie jest niewskazane. Głupie myśli łatwo przychodzą do głowy, a raz rozlanego mleka nie sposób pozbierać.

-Czyli wyrażasz zgodę, z tego co rozumiem.

Liriel nie za bardzo podobało sie skąpe odzienie pieknej magini. Raczej była pewna swojego męża, ale… hmm… czy wypadało by jej powiedzieć, żeby nastepnym razem przyszła ubrana odrobine mniej seksownie?

- Jak najbardziej - Arastianne uśmiechnęła się do obojga, wznosząc teatralnie mini toast własnym pucharem, po czym spojrzała na “wyczekującą” sytuacji uczennicę.
- Jeśli chcesz, możesz już iść... - Odezwała się do niej, na co Veissa, uśmiechnęła się skromnie, wstała, i skłoniła się zebranym. Magini z kolei przeczesała kosmyk włosów za ucho, a następnie zwróciła się bezpośrednio do Marcusa:
- Czy mieliście do tej pory jakieś nietypowe wydarzenia? Coś wartego wspomnienia, a utrudniające pracę?

Marcus spojrzał na Lairiel. Po chwili spoważniał.

-W zewnętrznym pierścieniu ciągle przybywa ludzi. Troszkę ciężko tam zaprowadzić porządek. Pracujemy nad tym. To raczej normalna kolej rzeczy, ale z czasem, gdy ludzie dowiedzą się, że nikt nie uniknie kary powinno być lepiej. Głównie chodzi o mniejsze i wieksze kradzieże, bójki, pobicia. Szczególnie gdy prości ludzie za bardzo odurzą się alkoholem bywają agresywni.

Małżonkowie spojrzeli po sobie. Jedno po drugim skinęło głową.

-Właściwie to nie jest to nic wielkiego. Jest tylko jedna ważna kwestia, która moglibyśmy się chcieć podzielić, ale to raczej radosna nowina. Jestem przy nadziei. Dowiedziałam się wczoraj. Może powstanie ród Bloodrainów, który będzie znany i szanowany przez setki lat? To przyjemna myśl.

Panna Shieldheart zignorowała słowa o robotnikach, podrywając się z miejsca, po czym niemalże doskoczyła do Liriel, kładąc jej obie dłonie na ramiona, przytulając się policzkiem do policzka, jednocześnie muskając je żonie szeryfa ustami. Po chwili zaś uczyniła podobnie z drugim, obdarzając ją szczerymi pocałunkami…
- Gratuluję! - Powiedziała, po czym pogratulowała energicznie i Marcusowi, również przelotnie go całując - Zaiste wspaniałe to wieści, i miejmy nadzieję, iż ród Bloodrainów będzie żył długo i szczęśliwie!

Po chwili zaś wróciła na swe miejsce, nadal z miłym dla oka uśmiechem na ustach, to spoglądając na szeryfa, to na jego żonę.
- Och, gdybym to ja tak...cieszę się razem z wami drodzy, to naprawdę radosna nowina. Teraz jeszcze bardziej powinniśmy dbać nie tylko o dobre sąsiedzkie stosunki

Widząc taką reakcję zarówno Marcus jak i Liriel byli szczerze zaskoczeni. W gruncie rzeczy nie znali się jeszcze dobrze, ale to nie było nic złego dać się lekko ponieść emocjom. Ludzie z barbarzyńskiego plemienia Marcusa robili to aż nazbyt często.

-Miło nam, że tak bardzo cieszysz się naszym szczęściem.

Marcus już pozbył się chwilowego zdezorientowania po tak żywiołowej rekcji.

-Właściwie co chodzi o sprawy formalne, dotyczące Ciebie Arastianne, to by było na tyle. Zostały już tylko pogaduszki takie jak sprawa mojej ciąży. Marcus planuje ściągnąć tutaj całe swoje plemię. Nie wiem czy widziałaś po drodze, ale zbrojni z naszym herbem to wszystko barbarzyńcy z plemienia rządzonego przez ojca Marcusa. Chcemy ich ucywilizować, bynajmniej nie co chodzi o bitwy - tylko o zycie w społeczności. Wzięcie ich tutaj jako strażników zamku to miał być eksperyment, ale na razie nie było żadnych problemów.

Liriel opowiadała o planach swojego męża, on więc odwdzięczył sie tym samym.

-Liriel już cos wspominała, ale nie do końca - zamierza założyc tutaj szkołe magii. Być może będzie tutaj stało w przyszłości większe miasto, może nawet metropolia, a ona będzie założycielką. Miasto zawsze potrzebuje czarowników. Ponadto zawsze miałem wrażenie, że brakuje jej kogoś kim mogłaby się opiekować i stąd ten pomysł, chociaż.. z drugiej strony to się wkrótce zmieni.
Arastianne wpierw króciutko zachichotała, po czym wymownie odchrząknęła.
- Ja mam w swych skromnych progach Gnomy i Krasnale pod swą opieką, oprócz oczywiście ludzi… szkoła zaś to ciekawy pomysł, chętnie bym pomogła w zależności czego potrzebujecie. Zastanawiam się tylko, jak ewentualnych chętnych tu ściągnąć, wszak nieco z dala od cywilizacji jesteśmy… byliście gdzieś ostatnio? - sięgnęła po białą bułkę, którą zaczęła “dziubać”.

-Nie byliśmy nigdzie poza twierdzą, nie licząc sporadycznych wypraw po zaopatrzenie. Obiektywnie patrząc jednak, to z tego co rozumiem to nasze “odludzie” wkrótce ma nim nie być. Cztery twierdze, czterej gospodarze - wkrótce cztery miasta być może. Kto wie, czy zanim się nie zestarzejemy to nie będzie najbardziej zaludniony region Halruua. -Marus odpowiedział wycierając ręce po umyciu ich w misce z wodą.
- Proponuję odwiedzić Twierdzę Traident. Można tam naprawdę zapomnieć o dręczących problemach w łaźniach, przy pachnących kąpielach, czy i masażach - Magini mrugnęła do Liriel - Co zaś się tyczy “naszych” skrawków ziemi… daleko mi do wybudowania miasta, i być może minie wiele wiosen nim to się stanie… i w sumie aż tak daleko nie myślałam - Zaśmiała się głośno i wesoło - Zastanawiam się tylko, dlaczego aż czterech szeryfów i twierdz. Czyżby ciemne chmury nadciągały nad nasze głowy aż z taką mocą?

-Sugestia warta rozważenia, jednak nie mamy za bardzo mozliwości opuszczenia naszego nowego domu. Ja jestem oprócz głównej czarodziejki Kastoel, jego główną projektantką i architektem, zaś Markus hmm… dowódcą i siłą zbrojną. Naszą obecną załogę pewnie położył by w pojedynkę, więc obawiamy się zostawić nasz dom obydwoje naraz. Póki jeszcze wszystko nie jest gotowe. Właściwie najemników jeszcze nie zatrudnilismy - skoncentrowaliśmy się na budowie.

Liriel zastanawiała się, czy wypada tak chwalić zdolności bojowe męża, ale stwierdziła, że w końcu to szczera rozmowa z Panią Szeryf o podobnych obowiazkach i nie ma co owijać w bawełnę i wymyślać głupoty.

-Jak powiedziała moja ukochana. A propos miast, to zawsze uważałem siebie za wizjonera. Miesiąc temu nie było tutaj niczego poza kilkoma kamieniami. Teraz jest już kilka tysięcy osób. Kto wie co będzie za rok?

Marcusowi podobało sie towarzystwo magini i rozmowa, ale powoli zbliżała się już pora, kiedy zazwyczaj chodził spać. Po takim długim czasie spędzonym w towarzystwie pięknej magini miał ochotę zostać w namiocie sam na sam z Liriel i ją również zobaczej skąpo, albo zdecydowanie skąpiej odzianą.

-Na pewno nie wysłano nas tutaj do budowy zamków bez przyczyny. Jestem jednak pewna, że ludzie tacy jak my dadzą sobię radę z utrzymaniem tu porządku i ochroną ludności. Tym bardziej jeżeli będziemy ze sobą współpracować. Co tam u Vessy? Już jest w domu, czy rozgląda się po Kastoel? Swoją drogą myślę, że powoli powinniśmy kończyć posiedzenie. Już późno, Marcu już ziewa, a zarówno zapewne Ty magini, jak i my mamy jutro wiele rzeczy do zrobienia.

Rozmowa i kolacja trwały już kilka godzin, choć wydawało się, że Arastianne dopiero co przybyła. Towarzystwo inteligentnej i doświadczonej Pani szeryf było dla małzonków miłe, ale musieli być odpowiedzialni za wszystko co było związne z twierdzą i ludnością Kastoel . Marcus pewnie nie chciał nic mówić (w jego plemieniu wypraszanie gościa uważane było za duży nietakt)- dlatego odezwała sie Lairiel.

- Chyba będę musiała ją poszukać… i być może wyrwać z objęć Marca - Zaśmiała się Magini - To jednak nic w porównaniu z moim kompanem, tego to trzeba praktycznie wołami odciągać od wszelakich dziewoi… macie rację, późno już, czas więc na nas, wracać do siebie pora - Arastianne wstała, po czym podała dłoń najpierw Liriel, a następnie Marcusowi.
- Jeszcze raz wszystkiego dobrego, i dziękuję za gościnę... - Zarówno u żony szeryfa, jak i u niego samego, na drobniutką chwilę w trakcie uścisku dłoni, musnęła wierzch gospodarzy kciukiem...
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 27-10-2013 o 05:38.
homeosapiens jest offline