Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2013, 22:14   #4
killinger
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
deer hunter

Międzystanowa autostrada 95 wartko przemierza Florydę, trzymając się z maniackim uporem zachodniego, atlantyckiego wybrzeża. W sezonie wakacji, kiedy zapracowani mieszkańcy północnych stanów znajdują w końcu czas na odpoczynek, I95 zmienia się w piekło. Zwłaszcza na bagiennych terenach między Miami a Fort Lauderdale, kiedy biegnie długimi odcinkami po estakadach tnących namorzynowe rozlewiska brzytwą szarego asfaltobetonu, podróz może zdawać się uciążliwa. Najgorszy jest jednak odcinek do Orlando, gdzie ogłupione telewizją tłumy tłustych dzieciaków ciągną rodziców do Disney World, by posłuchać kaczora z poważną wadą wymowy, obejrzeć psa-idiotę, lub zrobić sobie zdjęcie ze zniewieściałym myszem.

Teraz jednak droga była nie tylko przejezdna, ale wręcz przyjemna. Niezatłoczona, szeroka, dobrze utrzymana. Przybij piątkę, gubernatorze Florydy, dobra robota.

Odkąd kupił Equusa, polubił jazdę. Co prawda w dobrym tonie byłoby pewnie poszukać oryginalnej budy na licencji forda i złożyć sobie za ciężkie pieniądze prawdziwego Mustanga Fastbacka, ale Jerry nie był pasjonatem motoryzacji. Po prostu nauczył się lubić dobre rzeczy, a Equus ze swoją dystyngowaną nowoczesnością był dokładnie tym, czego oczekiwał od auta. Mimo że studiował zdecydowanie humanistyczne kierunki, rozumiał jak wielką moc zaklętą w liczącym 819 niutonometrów momencie obrotowym objął w swe posiadanie. Upajał się równą pracą ośmiocylindrowej jednostki, wsłuchiwał się w cichy szmer dochodzący zza okien, a to ułatwiało mu wsłuchiwanie się w siebie.

Nauczył się cenić chwile totalnej swobody. Mógł sobie pozwolić na styl życia, który przeciętnemu zjadaczowi hamburgerów jawił się jako spełnienie celebryckiego marzenia. Mimo to, cierpiał czasem na brak spokoju. Intensywnie znaczy czasem męcząco, a jego życie nie obfitowało w chwile wytchnienia. Po części dlatego właśnie zamiast kilku godzin na pokładzie samolotu wybrał się w liczącą 3000 kilometrów podróż kołową. Za kółkiem czuł się jak krzyżówka Jamesa Deana z Mad Maxem. Zagwizdał w uniesieniu kilka taktów refrenu "The Battle Hymn of the Republic" ale zreflektował się, że przecież tak nie wypada w południowych stanach i płynnie przerzucił się na Dixie Land, co z resztą dużo bardziej komponowało mu się z lekkim świstem owiewanego pędem wiatru muscle cara. Wybijał palcami prawej dłoni takt, kiwał przy tym głową i oddawał się totalnemu relaksowi.

Jeleń wirginijski. Pełen gracji, lśniącooki. Białawe podgardle nadawało wykwintnego wyrazu złocistej sierści. Świetny widok, dla myśliwego prawdziwa okazja. Niekoniecznie jednak na środku autostrady.

Hamowanie, pulsacyjne, potem maksymalny docisk. Zgrzyt ciężko pracującego systemu hamulcowego Brembo, nagrzewające się do granic możliwości ceramiczno-karbonowe tarcze. Yard po yardzie, cal po calu tępy, masywny pysk Equusa żarłocznie pożerał dystans od dwustufuntowego cielaka z okazałym porożem.

Na Mitrę, Thora, Chrystusa, Allaha, Buddę! Nadęty adrenaliną umysł pracował szaleńczo, niczym w zwolnionym tempie Jerry widział wszystko wokół, niezwykła ilość precyzyjnie zarysowanych szczegółów zalewała go zewsząd. Mógł śmiało policzyć słoje na drewnianej okładzinie deski rozdzielczej, widział dokładnie ile plamek po moskitach ma na szybie, potrafiłby bez kłopotu określić położenie każdej cegły w Wieży, która gapiła się na niego z karty tarota sterczącej jak gdyby nigdy nic. Za chwilę policzy pewnie wszystkie włoski futerka jelonka, a w chwilę później obejrzy mnóstwo szkarłatnych kropli płynących w żyłach i tętnicach zwierzaka. Potem pewnie sam ubarwi pejzaż purpurą z własnego wnętrza. Niech nas chroni Aquila i imię Imperatora - przemknęło mu niedorzecznie przez rozpalony umysł. Co ja powiem Sue, kiedy już umrę? Jeszce bzdurniej dopowiedziała podświadomość.

W tym miejscu i w tej chwili nadzieja i jej brak osiągnęły stabilny punkt rozejmu. Odrętwienie jakby minęło, delikatny ruch kierownicą, nagle diabelnie podsterownego, bo sunącego nieco bokiem auta. Gwałtownie dodany gaz, maszyna rzuca się naprzód, tylne nadkola o pół stopy, a tylny zderzak o pół cala mijają pierś jelonka. Obrót o 360 stopni, efektowny jak z filmu, tyle że zupełnie niezamierzony i raczej niekontrolowany. Nagle jednak całe zdobycze cywilizacji miłujących motoryzację Amerykanów, którzy swe pasje zaklęli w magicznych systemach, o dumnie i tajemniczo brzmiących trzyliterowych nazwach, biorą w końcu w posiadanie zawieszenie, które komputer pokładowy ustawia nieco sztywniej, mechanizm różnicowy jakoś w końcu wyrównuje nierówne obracanie się kół, całość zaczyna pomału, z oporem i lekko nadąsanym przymusem, wracać pod kontrolę człowieka.

Jelonek odwraca głowę za ciemną smugą aluminiowego potwora, który bezsensownie kręci się w kółko, po czym niezrażony galowym krokiem godnym kawaleryjskiego rumaka, schodzi na pobocze, a stamtąd poprzez dziurę w ekranach dźwiękochłonnych wyskakuje z tego cuchnącego łańcuchami węglowodorowymi, głośnego miejsca.

Equus Bass okazał się być wart każdego zasranego centa z ćwierćmilionowej ceny. Stał w tej chwili co prawda przeciwnie do kierunku ruchu, ale stał cały, niedraśnięty. Z całkowicie żywym driverem inside.

Jerry poczuł że żyje dopiero wtedy, gdy zdrętwiałe od zaciskania kierownicy przedramiona zaczęły drętwieć. Obserwował przez kilka sekund lekko kpiące spojrzenie, jakim obdarzył go odchodzący jelonek. Pierwsza jasna myśl jaka się pojawiła brzmiała "A jednak powiem coś Sue".
Uwolniło to, niczym magiczne hasło otwierające zaczarowane groty, całe pokłady normalności, skurczone przez krótką chwilę w najciemniejszym zakątku mózgu.

Silnik pracował jałowo. Perrier zjechał na pobocze, wykręcił w kierunku właściwym dla swego pasa. Niestety dziwny chrobot przy próbie zatrzymania auta uświadomił mu, że dzielny Ogier* nie zakończył starcia bez ran. Dalsza jazda bez serwisu byłaby zbrodnią na ciele przyjaciela, którego jakość prawdopodobnie ocaliła mu życie.

Wydobył z portfela numer Insurance, wszelkie ubezpieczenia i odłączył numer komórkowy w swoim aucie. Zasięg powrócił do jego Nokii 9300 Communicator. Wraz z nim pojawiła się ikonka sms-a od Susan. Można nie wierzyć w znaki, ale jeśli pierwszą rzeczą po cudem ocalonym życiu jest wiadomość od kobiety, to warto chyba potraktować to w kategoriach choć trochę podbarwionych mistycyzmem.

"Tęsknię" Małe słówko na końcu message'a zabrzmiało jak najcudowniejsze wyznanie miłości.

Wezwał telefonicznie serwis drogowy. Zjawiła się laweta z Orlando. Ech, siłą rzeczy chyba i jego czeka Disneyland.

Godzinę później, zameldowawszy się w lokalnym Hiltonie, oglądał przez witrynowe okno swego salonu nieciekawą panoramę miasta. Po szybkim prysznicu i opróżnieniu hotelowego barku, mógł bez drżenia głosu podjąć próbę połączenia telefonicznego.

Kenny kazał mu iść spać i zadzwonić jak wytrzeźwieje. Po tej ilości bourbona z lodem, ginu, oraz szampana, pewnie trochę to potrwa. Zdaje się, że w takim razie lepiej nie dzwonić też do Sue, skoro wychodzi na to, że niechcący zalał się w trupa. W przypływie pijackiego geniuszu, otworzył więc Communicatora i na jego pełnej klawiaturze z lekkim mozołem wysłał sms do swojej przyjaciółki.

"Miałem mały wypadek, jestem uziemiony przez dwa dni, zanim nie sprowadzą mi części do auta. Wszystko jest w porządku, ja i jelonek mamy się dobrze. Jakbyś wolała Disneya niż zboczeńców, szukaj mnie w Orlando Hilton. Myślę, że na zawsze Twój - Jerry"


Zapadł się z rozmachem w ogromnym fotelu-leniwcu, zastanawiając się, skąd weźmie siły, by nalać sobie kolejnego drinka, z oddalonego o pół metra stolika barowego. Sięgnął rozpaczliwie ręką, z typowo pijackim brakiem koordynacji i równowagi. Jego palce zaczepiły o coś gładkiego na stoliku. Podniósł do oczu kartę tarota. "Aaaa... to znów ty...sio" Cisnął niedbale kartonik przed siebie, ten zaś z gracją rosyjskiej primabaleriny, idealnym łukiem w obrotowym tańcu z powrotem wylądował na stoliku.


___________
* Equus - łac.ogier, koń
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй

Ostatnio edytowane przez killinger : 07-11-2013 o 22:21. Powód: dopisek nic nieznaczący
killinger jest offline