Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2013, 16:31   #33
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Trening przebiegł w wyjątkowo miłej i profesjonalnej atmosferze. Julia była pod dużym wrażeniem, zwłaszcza, że dojo na zdjęciach nie wyglądało zbyt zachęcająco.
Wychodziła właśnie spod prysznica, wycierając włosy, kiedy podeszła do niej Kaśka, jedna z niewielu kobiet na treningu.
- Oczywiście idziesz z nami – stwierdziła autorytarnie. Nieco niższa od Juli, nieco młodsza, krótko ostrzyżona. – Dziś pierwszy oficjalny trening w Nowym Roku. Idziemy na sushi, to taka tradycja – wiem, że czwartek nie jest najlepszy, miało być jutro, ale Roman wyjeżdża.
- Roman? – dopytała Julia. - A, sensei. Wiesz, ja nie przepadam za sushi, poza tym, jestem tu pierwszy raz... - zaczęła się wykręcać, nie przepadała za zawieraniem nowych znajomości, poza tym planowała jednak napisać raport z wizyty w Rembertowie.
- Bzdura – stwierdziła Kaśka, nie przyjmując żadnych tłumaczeń. – Umiesz najwięcej z nas, chłopaki już nie mogą się doczekać, żeby cię odpytać, gdzie się tyle nauczyłaś. Idziesz z nami.
Zaprzyjaźniony z dojo bar sushi też okazał się miłym miejscem, futomaki z grillowaną rybą maślaną były znakomite, a towarzystwo jeszcze lepsze.


„Wygląda jak nowy początek w moim życiu” pomyślała Julia, kiedy późną nocą, a raczej wczesnym świtem dotarła w końcu do wynajętego mieszkania.
Następnego dnia zaspała paskudnie, obudziła się dopiero koło 10.
- Za dużo futomaków… mruknęła sama do siebie. – Futomaka? Nie raczej za dużo tego Sake Sho Chiku Bai.
Technicznie rzecz biorąc nie piła dużo, ale że generalnie prawie nie pijała, więc ta stosunkowo nieduża ilość podziałała nadspodziewanie mocno. Na szczęście dojo i bar były niedaleko, nie musiała brać samochodu.


Do Rembertowa dotarła koło 12. Weszła ponownie po nieco wyszczerbionych schodkach komisariatu na Plutonowych.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się do dyżurnego. – Chciałabym rozmawiać z komendantem.
Na dyżurce siedział inny policjant niż wczoraj. Tym razem to rosły mężczyzna, w wieku podobnym do Przysiadki, ale znacznie bardziej postawny. Miła dla oka twarz nawet nie drgnęła, gdy Julia weszła na komisariat. Pokazała odznakę, a to wystarczało. Dla Mariusza Majewskiego nie potrzeba było wiele. A skoro ktoś szedł do komendanta, to już jego wola.
- Proszę tędy - wskazał na drzwi za sobą, które otworzył. Julia weszła do niewielkiego korytarzyka, w którym ledwo mieścił się policjant pokroju dyżurnego. Najwyraźniej odnowiono front budynku, ale wnętrze nadal pozostawiało wiele do życzenia.
- To tamte drzwi - wskazał ręką na drugie drzwi po lewej i oddalił się. Julia przeczytała na etykiecie “Nadkom. Marcin Prochot”. Szare drzwi, niewielkie okienko przy końcu korytarza i ta cisza, która w takim miejscu nie powinna panować. A może to jeszcze wyciszenie po wczorajszym sake? Julia potrząsnęła tylko głową i zapukała. Ze środka odezwał się głos, który dziewczyna zinterpretowała jak zaproszenie więc nacisnęła klamkę i weszła.
Biuro komendanta nie było specjalnie duże, ale za to dość gustownie wyglądało. Zrobione w nowoczesnym stylu, gdzie dominuje szkło, aluminium i spora ilość gadżetów. Za biurkiem siedział starszy pan, z łysinką na głowie i bladym uśmiechem na twarzy. Przeglądał właśnie coś na tablecie, którego odłożył, jak tylko zobaczył swojego gościa. Wstał zza biurka i można było popodziwiać jego całe metr sześćdziesiąt, drobną budowę ciała i dość sprawne ruchy.
- Witam serdecznie - powiedział. - Nie spodziewałem się nikogo o tej porze i tego dnia. Ale kobiecie nie odmawiam - blady uśmiech stał się dużo bardziej wyraźniejszy i nie wiadomo było co się za nim kryje. Dla Julii ten mężczyzna stanowił nie lada zagadkę, jeśli chodzi o charakter. Po takich nie wiadomo, czego się spodziewać a to najgorszy typ ludzi. Przekonywała się o tym w przeszłości i nie zamierzała próbować tego ponownie.
- Julia Kazan - przedstawiła się, tasując mężczyznę szybkim spojrzeniem. - Bardzo tu u was cicho... Braki kadrowe?
- Nie, raczej odsypianie po Nowym Roku - komendant wskazał krzesło przy biurku, gdzie dziewczyna mogła usiąść. - Mieliśmy jak zawsze pełne ręce roboty to teraz jest trochę luzu dla tych, co byli na patrolach. Ale, jak sądzę, nie to jest powodem wizyty kogoś z Rejonowej. Zatem co panią do mnie sprowadza?
- Jakub Wawrzek - powiedziała Julia, siadając. Przesunęła zdjęcie denata po biurku, odwrócone tak, żeby Prochot mógł je wyraźnie zobaczyć.
- Jakub Warzek - rzekł pod nosem policjant patrząc na zdjęcie. - Jakub Wawrzek… Pracował u nas parę lat temu. Kiedy przychodziłem tu na komendanta to był jeszcze w Warszawie, ale potem po roku czy dwóch przeniósł się tutaj. Pomagał policjantom w patrolach, dzielnicowych instruował odnośnie kontaktów z ludźmi i zachowań podczas interwencji. Człowiek, z którego doświadczenia trzeba było czerpać i szkoda, że przez tyle lat marnował się za biurkiem na komendzie. U nas, na komisariacie, pracowało mu się chyba dobrze i na pewno lepiej niż w Centrum. Wszyscy go lubili a informacja o jego nieszczęśliwym wypadku dobiła wszystkich.
Julia słuchała, kiwając lekko głową. Kiedy skończył - powściągnęła chęć zaklaskania.
- Piękna laudacja - stwierdziła. - Ale pan Wawrzek nie zginął dlatego, że był miłym kolegą i cenionym pracownikiem. - zawiesiła głos na chwilę. - Prawda?
- Nie, nie dlatego. Wypadki chodzą po ludziach niestety. A w przypadku Wawrzeka mogło się zdarzyć wszystko. W końcu pewnie zna pani jego hobby i wie, że w tym wypadku, naprawdę wystarczy jeden zły ruch.
- Tak, znam jego hobby - Julia spojrzała mężczyźnie w twarz, żeby nie przegapić jego reakcji. - Podejrzewamy, że to nie był wypadek. - powiedziała.
- Nie był wypadek? - komendant był zdziwiony. - Wszyscy uważali, że to wypadek. Słyszałem, że prowadzone było śledztwo, jak zawsze w przypadku policjantów, ale nie wynikało z niego że to mogło być coś więcej niż przypadek. Fakt, nie widziałem materiałów, więc nie znam wszystkiego. Skoro pani tu jest to znaczy, że jednak pani ma powody przypuszczać, że to nie był zwykły pożar.
Komendant nie sprawiał wrażenia żeby coś ukrywał lub kłamał. Jednak z pewną łatwością przeszedł od wypadku do możliwego podpalenia. Możliwe, że to lata praktyki i znajomości tylu spraw uczyniło z niego człowieka, gotowego na wszystko. Może.
- Tak - odpowiedziała Julia, w sumie nie wiadomo, czy jako potwierdzenie, czy zagaienie dalszej rozmowy. - Czy pan Wawrzek miał wrogów? Prowadzone były jakieś wewnętrzne postępowania przeciwko niemu, lub w jego sprawie?
- O ile mi wiadomo to nie. Nikt nie uskarżał się na jego pracę, ludzie go lubili i wywiązywał się ze swoich obowiązków służbowych - powiedział niemal jednym tchem nadkomisarz Prochot.
- A nieoficjalnie - uśmiechnęła się Julia. - Nie było żadnych plotek, podejrzeń, anonimów?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Może w poprzednim miejscu, gdzie pracował, czyli na Wilczej. U mnie nie był on tematem plotek czy podejrzeń.
- Chciałabym przejrzeć jego dokumenty. Akta personalne.
- Akta trzymamy jeszcze pięć lat po odejściu pracownika a potem idą do archiwum na komendę w Warszawie. Tutaj nie trzymamy wszystkiego - jedynie bieżące rzeczy dotyczące bieżącej obsady. O resztę proszę popytać na Grenadierów na komendzie. Jak będą jeszcze mieli to dobrze. Zwykle dane osobowe nie są aż tak długo przetrzymywane - mówię tu i papierowej wersji. Podstawowe dane będą w systemie.
- Rozumiem. Czy pracuje u was jeszcze ktoś, kto może pamiętać Wawrzeka?
- Jest jeszcze posterunkowy Jabłoński. Zostało mu już niewiele do emerytury i nie ma pełnego etatu. Zwykle przyjmuje zgłoszenia tutaj, na komisariacie. Według grafiku będzie miał służbę w poniedziałek.
- Mogłabym dostać jego adres lub telefon?
Komendant zapisuje na kartce kilka słów i liczb i przekazuje ją dla Julii. Ta rzuca okiem na zapiski widząc numer telefonu do posterunkowego i jego adres.
- Dziękuję - powiedziała Julia, wstając - Czy może coś jeszcze wydaje sie panu ważne, albo dziwne odnośnie pana Wawrzeka? - spojrzała uważniej na mężczyznę.
Mężczyzna nadal sprawiał wrażenie nieodgadnionego. Nie wnikał specjalnie w temat, nie wyprzedzał wypowiedziami i starał się być precyzyjny. Jeśli kłamał to perfekcyjnie, jeśli coś wiedział, to mistrzowsko to ukrywał. Dość drobna postura jak na policjanta mogła zmylić i pewnie wielu przed Julią wpadło w taką pułapkę.
- Nie, raczej nie. Nic takiego w panu Wawrzeku nie widziałem, co by wykraczało poza normy policjanta czy zwykłego człowieka - znów odpowiedział niemal na jednym wdechu.
- Dziękuję za pomoc - wyciągnęła rękę na pożegnanie.


“Ignacego Paderewskiego 154”. Tak napisał na kartce komendant. Nawigacja w samochodzie znalazła ulicę w Rembertowie i sprawnie poprowadziła Julię wprost pod biały, niski, wolnostojący domek. Rozmiękłe pobocze straszyło błockiem i resztkami śniegu zalegającymi głębsze dziury. Okolica pełna domków jednorodzinnych i mająca nieopodal las nie nastrajała optymistycznie w piątkowe południe. Chmury już się kłębiły zwiastując zmianę pogody. Julia jednak nie zwalniała tempa. Weszła na drogę dojazdową do domu i stanęła przed drewnianymi drzwiami z przyczepioną metalową skrzynką na listy. Nad drzwiami dostrzegła napis “K+M+B=2013” a poniżej tabliczkę A.K. Jabłońscy. Zapukała.
Kilka sekund później ze środka dobiegł odgłos ruchu i trzaskanie zamka. Wreszcie drzwi się otworzyły i stanął w nich zażywny mężczyzna w niebieskim dresie i klapkach na nogach. Popatrzył na Julię, zmrużył oczy i zapytał:
- Słucham?
-Dzień dobry, nazywam sie Julia Kazan, prowadzę śledztwo w sprawie śmierci jednego z pana współpracowników z Komendy. Jakub Wawrzek. Czy mogę wejść do środka?
- Tak, oczywiście - powiedział mężczyzna. Przesunął się nawet trochę by dać miejsce dla Julii. Gdy przechodziła obok poczuła zapach i kapusty. - Już rozmawiałem z kimś z Warszawy w tej sprawie - dodał.
- O, a z kim? - zainteresowała sie Julia.
Wnętrze było skromne ale praktyczne. Panował w nim lekki bałagan który miał zostać przykryty kocem przez właściciela. Julia czekała na odpowiedź patrząc gdzie mogłaby usiąść. Jabłoński wskazał ręką fotel.
- Nie pamiętam nazwiska, ale ktoś z komendy. Młodszy, grubszy policjant. Tak szybko zaczepil mnie na komisariacie. Powiedział , że sprawdza tropy i jeszcze się odezwie gdyby było to konieczne. Skoro pani jest to znaczy, że było.
Policjant podszedł do aneksu kuchennego i otworzył szafkę nad zlewem.
- Napije się pani czegoś?
Podstawowa zasada mówiła, że nigdy nie należy odmawiać poczęstunku. Każdy staje się bardziej skłonny do zwierzeń, jeśli przełamie się formalne bariery i usiądzie przy wspólnym stole.
Julia nie znosiła jednak napoi sprzedawanych za mniej niż złotówkę w popularnych dyskontach, a tylko na to mogła liczyć, jak się wydawało. Ewentualnie na alkohol.
- Herbatę, bardzo chętnie – powiedziała, siadając na wskazanym fotelu. – Rozumiem, że pracowaliście panowie razem?

Postawny mężczyzna sięgnął po czerwoną torebkę z napisem “Saga” i wyjął dwie torebki. Potem wyjął z szafki dwie szklanki i wrzucił torebki z herbatą do każdej z nich.
- Tak, pracowaliśmy. Nie było to długo, ale pracowaliśmy - mężczyzna nalał wody do czajnika elektrycznego i pstryknął czerwonym przyciskiem.
- Już wtedy czuł, że ta robota tutaj to już końcówka. Wie pani, jakby czuła pani w środku, że to już koniec. Nic więcej w robocie pani nie osiągnie i ciągle panią przenoszą licząc, że albo odejdzie się samemu albo przyjdzie po ciebie emerytura.
Opadł się o ścianę przy kuchni i czekał aż zagotuje się woda.
- Jakub miał jednak coś w sobie. Nie wiem do końca co to, ale to chyba jego mapy i zbiory. Często mi o nich mówił. Że ma je u siebie, że jest zbieraczem i lubi patrzeć na to i na to ile informacji w sobie kryją.
Julia słuchała, nie pospieszając mężczyzny. Przyjęła szklankę i podziękowała uśmiechem. Nie planowała pić, ale naczynie przyjemnie grzało ręce.
- Taaak… - zaczęła powoli. - Ma pan dobrą intuicję, lub dobrze potrafi pan oceniać ludzi. Zdecydowanie mapy i zbory pana Wawrzeka najmocniej go opisują i podkreślają jego wyjątkowość.
Wyjęła telefon.
- Znaleźliśmy coś - powiedziała, wyświetlając mapę. - Będzie pan tak uprzejmy i spojrzy? Kojarzy się panu z czymś ten plan?
Mężczyzna popatrzył na mapę w telefonie. Przyglądał się chwilę i powoli zaczął kręcić głową.
- Niestety, nie kojarzę nic takiego. Nie widziałem rzeczy, które posiadał Wawrzek. Słyszałem tylko o nich, bo o nich opowiadał. Możliwe, że coś tak jest takiego, ale nie widziałem tego.
- Rozumiem - Julia schowała telefon. - Chodziły słuchy.. oczywiście, nie mam żadnych dowodów - zapewniła szybko - Ale naszym zadaniem jest sprawdzić wszystkie ślady, rozumie pan, że.. podobno, oczywiście - pan Wawrzek przywłaszczał sobie jakieś przedmioty, kiedy pracował na magazynie. - spojrzała uważnie na mężczyznę.
- Przywłaszczył? Tego nie wiem, naprawdę. Choć jeśli byłoby coś, co by go naprawdę interesowało, to nie pewnie by to zrobił. Tak mi się wydaje - mężczyzna był szczery w tym, co mówi i najwyraźniej nie krył niczego. - Trzeba by się spytać kogoś, kto pracował z nim na Wilczej, bo stamtąd do nas przyszedł. Tylko że to już będzie ze 20 albo i więcej lat i nie będzie łatwo. Pewnie większość na emeryturze, bo młodziki to nic nie powiedzą bo nic nie wiedzą, a kiedyś były inne czasy dla nas, policjantów. Bez obrazy, proszę pani - spojrzał na Julię z lekkim niepokojem. - Kiedyś było zupełnie inaczej w milicji i obowiązywały inne standardy.
Kobieta pokiwała głową i uprzejmie nie dopytała o "inne standardy'. Mogła bez problemu domyśleć się, co usłyszy.
- Coś się jeszcze panu wydaje ważne odnośnie pana Wawrzeka? Ktoś mógł chcieć jego śmierci?
Mężczyzna popatrzył na Julię i siorbnął herbatę. Mlasnął niemal bezgłośnie i odstawił szklankę na stolik.
- Nie, nie wiem kto mógłby z jakiego kolwiek powodu chcieć jego śmierci. Pracował na ulicy, w patrolach, ale nigdy nie skarżono się na niego. Drobni złodzieje czy inni tacy zostali dawno w Warszawie i mają teraz wiek emerytalny lub siedzą w bankach. Co by ich obchodził ktoś taki jak Wawrzek. Pokazuje mi pani mapę. Może to jest właśnie to. Skoro jako policjantem nikt by się nim nie zainteresował to może przez jego hobby? Ja tam się na tym nie znam, ale widać w filmach że ludzie dużo mogą zrobić jeśli chodzi o jakieś świecidełka czy starocie. Tyle mogę podpowiedzieć, ale to pewnie pani już wie.
- Tak, rozpatrujemy ten trop. - Odstawiła szklankę z herbatą na stół. - Dziękuję za pomoc i poświęcony czas.
Julia pożegnała się i wyszła z domu z domu policjanta.
Spojrzała na zegarek zastanawiając się, czy zdąży jeszcze odwiedzić Andrzeja Bortanowskiego.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline