Beznamiętne, dobitne słowa Bucka Melanie skomentowała cichym szlochem. Kobieta wyraźnie źle to wszystko znosiła, ale ani myślała o wyjściu. Jej mąż, po tych dwóch tygodniach, w których poruszano te kwestie raz za razem, przyjmował każdą bezpośredniość na spokojnie, odpowiadając najpierw na pierwsze kwestie.
- Rozumiemy to, wiemy, że one mogą... - przełknął ślinę, nie kończąc zdania. - Wtedy prosimy o dokumentację, zdjęcia, coś zawierające ich DNA. Ufamy, że nie spróbujecie nas oszukać, ale musimy mieć pewność. Gdy ją uzyskamy, zapłacimy także i w tym wypadku. Natomiast jeśli chodzi o trzecią możliwość...
- Musicie przywieźć je do nas - przerwała mu żona, głośnym, lekko zachrypniętym szeptem. - Możemy nawet polecieć do Kolumbii, byście nie mieli wtedy problemów na lotnisku. Tylko powiadomcie nas, gdy je znajdziecie - zaszlochała raz jeszcze, wzięła głęboki oddech, opanowując się trochę i wtulając bardziej w męża i sofę.
Jurij wskazał na Alkera, który podjął wątek dotyczący Hugo i dziewczyn. Mężczyzna ten mówił metodycznie, nie okazując zbyt wielu emocji. Ukrywał je, lub nie czuł - sądząc po zachowaniu siedział w swoim zawodzie już długo.
- Byłoby wspaniale znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Hugo Almeida według dostępnych o nim informacji, był przeciętniakiem, dwadzieścia pięć lat, wynajmowane małe mieszkanie w jednym z tych nowych wielkich blokowisk. Żadnych bliskich. Przyjechał tu dziesięć lat temu. Według informacji od rodziców dziewczyn - tu skinął głową na małżeństwo - poznali się po szkole i często spotykali. Chociaż one mówiły o tym, że to wizyty u koleżanek. Znajomość trwała kilka miesięcy, maksymalnie trzy z tego co wiemy. Tak też doszło do uprowadzenia - twierdziły, że idą na spotkanie ze znajomymi i już nie wróciły.
Wyświetlił na holofonie obraz karty osobowej poszukiwanego mężczyzny i przerzucił obraz na stolik.
- Niewiele osób go znało. Sąsiedzi kojarzyli tylko, że wchodził i wychodził. Nie próbował się rzucać w oczy, nie był notowany. Policja wykryła kilka rozmów telefonicznych w różne rejony kraju, jak również do Kolumbii. Rozmowy o niczym, chociaż podejrzewany jest szyfr. Tego samego dnia odnotowaliśmy kilka innych zaginięć. W Dallas, Miami, San Francisco. Służby nie chcą się jednak zbytnio dzielić poszlakami i dowodami. Udało mi się zdobyć jeszcze jedno imię - Amado Luan. Należy jednak założyć, że oba są fałszywe, więc kierowanie się nimi może nie być najlepszym pomysłem. Będę jednak drążył temat, jeśli się czegoś dowiem - dostaniecie to na swoje holofony.
Skończył z pytaniami Bucka, teraz kierując swoje przenikliwe oczy na Paulę. Skinąwszy jej głową przeszukał własne elektroniczne notatki, wygrzebując dwa imiona.
- Andrea Keller i Kina Lao, do tych dwóch nazwisk udało się mi dotrzeć. Wiek podobny, niestety druga wyjechała i przepadła. Z tą pierwszą już rozmawiałem, chociaż jej rodzice przepędzili mnie szybko. Są najwyraźniej na tym punkcie przewrażliwieni - wzruszył ramionami. - Z tego co Andrea mi przekazała, Hugo bardzo dużo opowiadał. O tym, że zna wspaniałe miejsca do życia, gdzie wszyscy są przyjaźni, a i nie ma takich głupich ograniczeń jak u nas. Twierdziła, że gdy się zorientowała, że próbuje naciągnąć ją na wyjazd gdzieś, to uciekła i powiedziała rodzicom. Stąd ich przewrażliwienie. I mówiła też, że gadał te bzdury wszystkim co ładniejszym dziewczynom.
- To, że wyjechały poza kraj z obcym mężczyzną, co to jest innego od uprowadzenia? - w głosie Jurija, odpowiadającego na pytanie Sue, czuć było nutkę złości. - Nawet jak je omamił. To młode dziewczyny, wierzycie, że naprawdę mogą tam teraz mieszkać w cudownych warunkach i czerpać samą radość z niezwykłego życia?! - potrząsnął głową w niedowierzaniu, przeczesując włosy. Musiał kilka razy odetchnąć, zanim się uspokoił i spytał poważnie.
- Czy w takim razie jesteście zainteresowani i pomożecie nam?
Hugo Almeidów było na pęczki. Rzadko którego dało się przyporządkować konkretnemu zdjęciu, a na dodatek takiego odpowiadającemu zdjęciu w ogóle przez pierwsze minuty nie mógł odnaleźć. Dopiero przełączając się na wyszukiwanie bezpośrednio w sieci USA, znalazł odpowiedni profil na portalu społecznościowym. Ta sama morda, 25 lat, lubi rozrywki, opowiada się za Green-Tech, skończył jakiś college, takie tam bzdury. Sporo różnych fotek i nic nie wnoszących wpisów, ostatni z 25 grudnia. Co ciekawe, to zdjęcie i nazwisko łączyło się tylko tam, na tym portalu. Kompletną czarną dziurą okazało się szukanie "odpowiednika" w Kolumbii. Hakerem to Marco nie był, więc musiał się poddać, lub przemyśleć jakim tropem spróbować pójść. Mogło się też zdarzyć, że to imię i nazwisko było fałszywe.
Zresztą, zanim zabrał się do czegoś więcej, rozległ się dzwonek do drzwi. Na wyświetlaczu domofonu zobaczył twarz sąsiada, Miguela. Około czterdziestoletniego faceta, także mieszkającego z żoną i dzieciakami. Odezwał się wiedząc, że Ruiz go usłyszy w głośniku.
- Ej, Marco! Słyszałem, że roboty nie masz, a ja mam małą fuszkę do odstąpienia!