Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2013, 12:46   #34
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Julia
Rembertów zimową porą sprawiał przygnębiające wrażenie. Może dlatego, że było ciepło jak na styczeń i bardzo mokro. Woda w kałużach na początku roku nie zwiastuje niczego dobrego. Julia miała w planie na dziś odwiedzenie Andrzeja Bortanowskiego - znajomego Wawrzeka z czasów pracy na Wilczej. Według słów bywalców "Marcusa", gość ten mógł wiedzieć co nieco z pracy Jakuba sprzed rembertowskiego epizodu. Najwyraźniej trzeba było pokopać głębiej by wydobyć więcej. Może sięgnąć właśnie do czasów Wilczej czyli grubo ponad dwadzieścia lat wstecz.

Piątkowe popołudnie w Warszawie nie należy do przyjemnych. Powroty z pracy, wyjazdy "miejscowych" do domu i chroniczne budowy z towarzyszącymi im korkami robiły swoje. Budka lotto Bortanowskiego stała akurat w takim miejscu, jakby specjalnie wszystko sprzysięgło się przeciwko Julii i nie chciało pokazać Warszawy z dobrej strony. Czterech Śpiących - jak zwyczajowo nazywane jest to miejsce to w taki dzień jak dziś miejsce pandemonium. Bliskość dworca kolejowego, liczne przystanki busów podmiejskich oraz węzeł tramwajowo autobusowy czyniły z tego kawałka ulic zgiełkliwą ulicę. Julia musiała zaparkować gdzieś w głębi budynków by mieć wogóle szansę na stanięcie gdzieś w pobliżu i już z buta udała się do punktu lotto.
Ludzi na szczęście nie było za wiele. Jakaś kobieta kupowała los na jutrzejsze losowanie a jakiś łepek przeglądał gazety na stojaku. Stojący za ladą mężczyzna był już rencistą ale równie dobrze mógł robić za ochroniarza albo hodowcę gołębi. Twarz miał poczciwą, z siwym drobnym zarostem i równie siwą, krótką brodą.

- W czym mogę pomóc szanownej pani - skierował to pytanie do Julii pocierając szczecinę na policzku.
- Czy pan Andrzej Bortanowski? - spytała od razu patrząc uważnie na twarz mężczyzny.
- Tak. A dlaczego zaraz tak oficjalnie - zaśmiał się. - Pani z policji czy co?
- Tak się składa, że tak - odparła widząc jak na krótką chwilę twarz Andrzeja zastyga jak szklanka z żelatyną, gdy pokazuje odznakę.
- A, to w takim razie przepraszam, nie poznałem, bo pani taka młoda - pierwsze wrażenie minęło i najwyraźniej prowadzący lotto odzyskiwał rezon.
- Chciałabym porozmawiać o panu Jakubie Wawrzeku, czy pamięta go pan jeszcze?
- Wawrzek, Warzek... - mruczał pod nosem. Chłopak, stojący przy gazetach, wybrał jedną z nich i podszedł do sprzedawcy. Zapłacił i wyszedł. Andrzej ruszył za nim i wywiesił na drzwiach kartkę "Zaraz Wracam".
- Pani rozumie - wskazał kartkę. - Lepiej żeby nam nie przeszkadzano. W końcu pewnie to poważna sprawa, skoro ktoś przychodzi do mnie.
- Pracował pan z panem Jakubem. Jeszcze na Wilczej... - zaczęła Julia.
- Na Wilczej... Tak, faktycznie. Robiłem przy wrotach a szefem ich był wtedy Wawrzek. Tak, pamiętam, choć niezbyt dobrze. To było już dawno a ja na emeryturze staram się nie myśleć o pracy - oparł się plecami o ścianę i patrzył na Julię. Nie śmiał się już, ale miał ciekawe spojrzenie. - Proszę mi powiedzieć, co tak naprawdę chce pani wiedzieć. Przecież macie wszystko w papierach o nim.
- Wawrzek nie żyje. Tyle mogę powiedzieć. I mamy poszlaki wskazujące na to, że może ktoś się do tego przyłożył. Szukamy tropów, może wrogów, może przyjaciół. Tak naprawdę cokolwiek, co by można było wykorzystać w śledztwie.
- Wawrzek nie żyje. Proszę, proszę - Andrzej pokręcił głową z niedowierzaniem. - A taki zawsze był porządny, wysportowany i dbający o siebie. Kto by pomyślał...
- Czy na Wilczej miał on może jakichś wrogów? - Julia chciała jak najszybciej skłonić mężczyznę do rozmowy o Jakubie. Liczyła na jakąś reakcję i na opowieści z pierwszej ręki jeśli chodzi o przeszłość denata. Już i tak robiło się późno.
- Z tego co wiem, to nigdy oficjalnie. Jako milicjant to każdy był jego wrogiem. Tego nie da się zaprzeczyć. Bez kilku ludzi, którzy chcieli się na tobie odegrać to życie byłoby nudne. Ale Wawrzek nie miał aż takich styczności z elementem. Pilnował wrót a czasy z pałką na ulicy minęły dla niego. Została papierkowa robota i cyferki. A z tego, co wiem, to lubił to chyba bardziej niż chodzenie po ulicach. Wrota to chyba dla niego była jak oaza bo zawsze coś fajnego tam znalazł. Pewnie pani wie, co to są Wrota?
- Słyszałam.
- To magazyn rzeczy zrabowanych, przetrzymywanych jako dowody, często rzeczy do odebrania przez właścicieli. Trzeba to było wszystko poukładać, opisywać i potem pilnować by oddać to, co trzeba dla odpowiedniego człowieka. W skrupulatności nikt nie przebijał Wawrzeka więc nadawał się tam jak nikt inny - Andrzej opowiadał patrząc w okno.
- Słyszałam o jakichś dywanach. Podobno ciężkie...
- Były, były. Dwóch chłopaków buchnęło je z ambasady, ale nie pamiętam której. Leżały kilka dni u nas zanim zgłosili się po nie ludzie z attache. Cholerstwo ciężkie było jak jasna cholera. Żeśmy w czwórkę nosili je do nyski bo nie dało rady jednemu. Gęste, puchate i grube - u nas pani takich nie znajdzie. Na takim dywanie pani się położy i nie będzie pani widać, taki był gruby.
- Czy Wawrzek interesował się jakimiś znaleziskami? Czymś szczególnie?
- Widać było, że jak trafiały tam papiery to oczy mu się świeciły. Stare mapy, książki czy jakieś dokumenty. Lubił to, widać było.

- A właśnie - podchwyciła Julia - czy może ta mapa coś panu mówi? - I pokazała mapę sporządzoną przez Wawrzeka i umieszczoną w skrytce. Mężczyzna patrzył się na nią długo, poskrobał po brodzie i powiedział:
- Nie, zupełnie nic. NIe mam pojęcia co to za miejsca ani po co są zaznaczone.
Julia nie liczyła by to coś zmieniło, ale zawsze warto było spróbować. Do spróbowania została jeszcze jedna sprawa. Bortanowski sprawiał wrażenie człowieka otwartego i dość swobodnie mówiącego o całej sprawie. Nie wydawał się też być związany z Wawrzekiem więc nie miał powodów zatajać czegokolwiek lub bronić dobrego imienia zmarłego policjanta.
- A czy zdarzało się, by coś we Wrotach ginęło?
Sprzedawca odwrócił się od okna i spojrzał na Julię. Nadal był ciekawy, ale z nutką ostrożności.
- Z tego, co wiem, to nic - jego odpowiedź była zdecydowanie za krótka jak na jego możliwości.
- Nawet papierek? - nie ustępowała Julia czując, że to dobry strzał we właściwego człowieka.
- Pracowałem tam chyba ze dwa lata. Z Wawrzekiem ostatni rok. Przez ten czas nic takiego nie zginęło. Czasami, prawda, jak znalazła się tam jakaś fajna butelka z zawartością, to szef przymykał oko. Szkoda nieduża a dla nas zysk był dobry. W dodatku to czasami jedyna okazja by czegoś popróbować. A w końcu butelka to szkło a szkło może czasami się zbić. Przyznaję się, że to się zdarzało, ale nic więcej - nadal dość ostrożnie wypowiadał się na ten temat.
- A papiery, może książki albo mapy?
- Nie. Nawet ta ostatnia sprawa, która skończyła szefowanie Wawrzeka, nie została udowodniona. Chodziło o jakiegoś złodzieja, który obrobił jakiegoś kolekcjonera czy coś. Gość wpadł na melinie, łup przejęto i założono sprawę. Sąd już się grzał by skazać złodzieja, towary czekały we Wrotach i pewnie wszystko by się ułożyło gdyby nie śmierć tego złodzieja. Nie pamiętam już jak się nazywał, ale zmarł normalnie w areszcie. Zrobiła się chryja bo to jednak śmierć u nas. A nic na to nie wskazywało. Po tygodniu ustalono, że to zawał i koniec. Właściciel przyszedł, wziął co swoje i poszedł. Sprawa zamknięta. Ale jak się okazało, nie do końca - Andrzej rozkręcał się coraz bardziej. - Po kilku dniach przyszedł ten kolekcjoner i pytał się o czy wszystko mu oddano bo nie może doszukać się czegoś jeszcze. Wszyscy przetrząsnęli Wrota, ale nic nie znaleziono. Nawet, czego nie czyniono nigdy, wpuszczono go do środka by zobaczył, czy nie widzi swojej własności. Nawet to nie pomogło. Gość był najwyraźniej zirytowany i zawiedziony. Widziałem w jego oczach, że wie, że to jest u nas tylko albo nie chcemy oddać albo gdzieś leży schowane. Dziwny typ, ale tacy ludzie chyba nie są do końca normalni. Wawrzek przez ten czas był szefem i sam szukał, chodził i martwił się o zgubę. W końcu zażalenie wnosił cywil a u niego powinno to być. Jednak papiery na wejściu nic nie mówią o zgubie. Tyle ile przyjęto tyle wydano. Kilka dni po tej całej akcji ze złodziejem i kolekcjonerem Wawrzek złożył papiery szefa Wrót i poprosił o przeniesienie na Pragę. Tu miał bliżej do roboty.
Sprzedawca poklepał szybę kilka razy i dodał.
- Na mój gust to się bał. Bał się weryfikacji o której wszyscy mówili. Wie pani, zaczęła się przebudowa Polski, zmiany w milicji i zrobienie z nas policjantów. Nie każdy dobrze na to patrzył bo czasami brał górę zwykły odwet na kimś zamiast realnego spojrzenia. Wawrzek mógł myśleć, że gdzieś dalej od centrum będzie miał spokojniej. I nikt nie będzie pamiętać sprawy z Wrotami, czymkolwiek by to nie było. Mówiłem, że to szczególarz i taki szczegół dla niego to był problem. Inni pewnie już ze trzy razy by zapomnieli, ale nie on. I to pewnie dlatego.
Julia słuchała i patrzyła jednocześnie. Andrzej nie kłamał. Szkoda, że tak niewiele pamiętał, ale przynajmniej był to jakiś trop. Sama nie była przekonana czy to akurat ta sprawa odbiła się właśnie teraz. Jednak Wrota najwyraźniej były tutaj dużo ważniejsze niż można było sądzić.
- To bardzo cenne spostrzeżenie panie Bortanowski - odrzekła Julia najwyraźniej zbierając się do wyjścia. - Mam nadzieję, że to coś da i w zestawieniu z innymi relacjami coś uda się ruszyć w tej sprawie. Jeszcze raz dziękuję za pomoc - wyciągnęła rękę by uścisnąć na pożegnanie rękę byłego policjanta.
Mocny, ale opanowany uścisk, pożegnał policjantkę. Teraz pozostało dostać się na komendę. Jutro sobota i nie wiedziała, czy jutro coś będzie robione czy będzie czas wolny. Musi postanowić Robert, który najwyraźniej zdawał się ogarniać całość sytuacji i wiedzieć więcej, niż to się wszystkim innym wydaje.

Robert i Eliza

Przejechanie się nad warszawski Balaton wypadł po południem, po załatwieniu spotkań i przeglądaniu papierów. Co prawda zostało i tak czekanie na dane, które zostały zlecone, ale z racji krótkiego dnia wszystko, co warte obejrzenia, trzeba było obejrzeć szybko zanim się ściemni. Warszawski Gocław był jak zawsze zakorkowany choć jeszcze nie aż tak jak przy normalnym obłożeniu ruchu, gdy nie było Nowego Roku czy innego święta. Ponad kwadrans zajęło przebicie się w okolice Balatonu i zostawienie samochodu, gdzieś na przylegającym parkingu.
Deszczowe popołudnie nie pokazało stosownej oprawy dla wody jeziora. Było szaro, buro i smutno. Ludzi w parku było jak na lekarstwo. Zaledwie ze dwie panie z pieskami, jeden biegacz śmigający pomiędzy alejkami i ze dwie spacerujące pary. Całe jeziorko otoczone było chodnikami, alejkami i ciągiem knajp, które teraz świeciły pustkami. W sezonie letnim były parasolki, stoliki i krzesła wystawiane niemal na sam brzeg jeziorka. Teraz została czarna ziemia, trochę błocka i pusty plac zabaw. Tafla jeziora wyglądała normalnie i nic z niej nie wystawało. Szare chmury odbijały się ledwo co, gdyż słońce już od dłuższego czasu nie mogło się przez nie przebić. A teraz, kiedy zostało niewiele czasu aż zacznie się szarówka nie było już szans na chociaż promyk z nieba. Nie było tutaj niczego niezwykłego. Nawet oświetlenie, które zwykle podkreśla piękno tego miejsca nie zostało włączone. Czarne, gołe gałęzie drzew, straszyły tylko i służyły jako lądowiska dla całej rzeszy gawronów i kawek. Patrząc na to wszystko, człowiek tylko bardziej się zastanawiał, co takiego widział tutaj Wawrzek, skoro to miejsce trafiło na jego mapę?
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline