Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2013, 17:08   #3
Rock
 
Rock's Avatar
 
Reputacja: 1 Rock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znany
Wedle kalendarza Wysp, był to Księżyc Mieczy, wedle tego z Imperium, szósty miesiąc roku, a wedle jeszcze kogoś tam innego... ach, mniejsza z tym! Było gorąco i to się liczy!
Od kilku dni panował nieznośny upał, który doskwierał wszystkim, a w dolinie Cell, gdzie przepływ powietrza jest jaki jest, wręcz nie dało się wytrzymać.
Co za szaleniec wpadł na pomysł, żeby taki gorąc był najlepszym czasem na trenowanie się w walce na miecze? Nawet na Wyspach był to okres najwyższych temperatur! Dlaczegóż więc?!
Sachim usiłował schronić się w jakimkolwiek cieniu, jednak wychodziło na to, że w całym tym cholernym mieście, wszystkie cienie są zajęte, albo płatne!
Nagle ktoś na niego wpadł, wytrącając z głowy rozważania na tematy mniej lub bardziej ważne.
- Ała… - usłyszał i kiedy spojrzał pod nogi, zobaczył dziewczynę w zdobnej sukni, rozcierającą czoło. Wyglądała jak arystokratka, która nie wiadomo, dlaczego, nagle znalazła się na brudnej ulicy, pośród slumsów.
Brązowowłosa niewiasta uniosła wzrok i zamarła, spoglądając na Sachima.
Sachim wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego osobą, która właśnie go potrąciła. Może to on potrącił ją. “Co za różnica” Tak czy inaczej zrobił lekko zdezorientowaną minę po czym huknął:
-Buuu! - z początku szorstko i poważnie, by koniec końców przerodziło się to w uśmiech i dłoń wyciągniętą ku nieznajomej by ją podnieść. Głos miał jak pięć a nawet sześć huraganów, doniosły, stanowczy ale i za razem spokojny i ciepły. Ciężko było go określić po samym tonie, który lawirował między ciepłem a zimnem niczym najwytrwalszy, najzadziorniejszy żeglaż na wietrze.
Dziewczyna drgnęła, jakby wystraszona, po czym czym prędzej wstała o własnych siłach.
- Przepraszam najmocniej - powiedziała, a wzrok miała utkwiony w mieczu, który Sachim nosił u pasa.
Wojownik skrzywił się sam do siebie, od kiedy to był aż “tak bezduszny dla niewiast!? no cóż zasadniczo od zawsze.” Ta postać trochę go intrygowała ale nie miał w zwyczaju zaczepiać obcych mu ludzi. Chodziło tu o zasady. Zresztą ta osóbka wyraźnie się go wystraszyła, co nie wróżyło dobrze na dalszą gadkę. Śmiało więc odparł:
- To moja wina, chodzę jak polątany po tym skwarze, może mi coś już odbija od tego gorąca. - odwrócił się od nowopoznałej twarzy i zaczął maszerować, no właśnie gdzie? Ach tam będzie się kurwa przejmował, ruszył przed siebie, jak zawsze.
- Skąd masz taki miecz? - usłyszał cichy głos.
- To… - mina trochę mu zrzedła jednak dziewczyna nie widziała tego bowiem był on już plecami do dziewczyny - pamiątka, towarzysz, członek rodziny, jedyny jaki mi pozostał.
- Ładna. - stwierdziła, wzdychając, po czym ruszyła gdzieś dalej.
Nie trudno się domyślić, że tak charakterystyczną osóbkę zaraz ktoś zaczepił. Jednak zwięzłe słowa, niezrozumiałe przekleństwo z ust “damy”, skutecznie każdego zniechęcało od dalszych prób. To, a może raczej niesamowity gorąc.
Sachim miał już się ruszyć dalej gdy jednak zawiał wiatr. Silny i nieokiełznany. Deptał mu po piętach. Zawsze. Zefir, który pojawiał się z nienacka nakazując mu iść odmiennie od swego własnego chędożonego zdania. Już miał zrobić, krok w przód już miał, już widział siebie pijącego jakiś palący trunek. By jednak zawrócić i spojrzeć na niewiastę raz jeszcze. Tym razem spokojniej, ustatkowanie, bez pośpiechu. By przejrzeć na oczy. Wstęga. To wszystko sprawiało wręcz mistyczne uczucie, które jednakoż trwały zaledwie garść sekundy. Garść czasu, którą nikt nie zauważał. Miastowe alejki zlewał ciemnozłoty żar. Topiły się i chłonęły.
- A po co Ty masz tak piękną suknię? - oddał ripostę, tym razem odwracając się niczym mgła szybko i bezszelestnie. Ah!... ta mina, mimo usilnych prób nadal wygięta. Te grymasy.
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku i zerknęła na niego obojętnie, niemal z niezadowoleniem.
- A co? - syknęła, mrużąc oczy. - Pan wybaczy, ale muszę już iść… chyba że byłby mi skłonny oddać swoją broń. W co wątpię… Tak więc żegnam.
Sachim wybuchnął śmiechem, który przepełnił uliczki. - Ha ha ha - złapał się tak za brzuch i obrócił na pięcie po czym dodał - zgoda jeśli udowodnisz, że umiesz się nim posługiwać, w końcu nie chciałbym byś sobie zrobiła krzywdę, a no i musisz wygrasz ze mną w kości - odparł z uśmiechem na ustach.
W oczach dziewczyny pojawiło się zdziwienie.
- Że co…? - mruknęła, po czym rozejrzała się podejrzliwie. Piorunowała wzrokiem każdy ciemniejszy kąt. - Jeśli to twoja sprawka, wredny kundlu, lepiej wyjdź… - rzuciła w przestrzeń. - To, że chcę zdobyć miecz, nie oznacza, że znowu nabiorę się na durne sztuczki! - wrzasnęła wściekła, po czym ruszyła w stronę bram miasta, nie oglądając się za siebie.
- Dobrze więc ale po co Ci ten miecz, to nie zwykły blaszak i nie każdy umie się nim posługiwać, prawdopodobnie tutaj nie znajdzie się wielu, którzy umieją? - odparł zdumiony i zaintrygowany jeszcze bardziej, może to wariatów coś jednak do siebie przyciąga? Wyciągnął miecz i rzucił przed niewiastę. Upadł on nadzwyczaj lekko ale w tym suchym klimacie nie obyło się bez drobnego strumienia kurzu.
Jednak ona była już kawałek dalej, a na dźwięk metalu uderzającego o kamienie ulicy, syknęła głośno i przyspieszyła kroku. Nerwowego kroku poirytowanej kobiety.
Sachim więc chwycił miecz, schował i wrócił do wałęsania się po mieście bez celu w poszukiwaniu cienia. Dziwadło skwitował. Już miał nawet zamiar oddać jej braterską broń.
Po kilku krokach, kolejna dziwaczna persona zwróciła uwagę Sachima…
 
Rock jest offline