Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2013, 16:06   #10
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alexander szybko i sprawnie wydał rozkazy, dotyczące tajemniczych błysków, naprawdę nie chciał ryzykować zbyt wczesnej dekonspiracji, gdyż to mogłoby znacznie utrudnić im wykonanie zadania, ale z drugiej strony pozostawienie tego niezbadanym stanowiło zbyt duże ryzyko. Gdyby wypłynęli na rzekę, gdzie staliby się celem, dla snajperów czy wprost całego plutonu VC, cóż nie wiele mogliby zdziałać.

Tym sposobem dwóch członków oddziału specjalnego oddaliło się od grupy, a tymczasem reszta, która pozostała rozpoczęła małe przedstawienie. Wiedzieli, że nie mogą przesadzić, gdyż obserwatora mogłoby zdziwić zbyt nieprofesjonalne zachowanie amerykańskiego oddziału, ale jednocześnie zachowywali się tak jakby nie wiedzieli o jego obecności. Łódź została przygotowana do wypłynięcia, co jakiś czas dało się zauważyć podnoszącą osobę, która wykonywała jakieś konieczne czynności. Cóż jeżeli jest tam snajper i tak nie miałby łatwego strzału, a poza tym czy ryzykowałby strzałem w takich okolicznościach? D'Ouville szczerze w to wątpił, sądził raczej, że poinformuje on swoich ... cóż o ile nie przechwycą go amerykańscy żołnierze.

Po czasie, który wydawał się wiecznością do prowizorycznego obozu powróciła dwójka zwiadowców ciągnąc za sobą młodego, wystraszonego chłopaka. Kapitan miał ochotę wyrzucić z siebie uczucie złości, które coraz bardziej w nim zbierało. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić, nie w tych warunkach i nie w takim momencie ... poza tym, było bardzo prawdopodobne, że gówniarz coś wiedział.

Kapitan przykucnął niedaleko przesłuchującego dając mu swobodę działania. Liczył, że uda mu się coś wyciągnąć z Wietnamczyka, teraz liczyła się właściwie tylko informacja ...

- Jak masz gnojku na imię? Gadaj. Co to za błyski były? - Braxton przydusił małego Wietnamczyka lewą ręką mocno, naparł na krtań i czekał słów albo rybiego ruchu ust spowodowanego brakiem tlenu w płucach szczyla.

Chłopak mimo strachu milczał dłuższą chwilę, jakby wystawiał nerwy Lexa na próbę. Najwyraźniej nie wiedział, czym to może dla niego się skończyć. W oczach małolata poza strachem było coś jeszcze. Coś czego Braxton nie potrafił zidentyfikować. Bardzo go to denerwowało, ale w tej chwili niewiele mógł z tym zrobić.

- Lien Thu Huong - wyszeptał w końcu chłopak - Ja nic nie wiem. Ja nie zrobiłem nic złego. My przyszliśmy zakładać tylko pułapki na ryby. Aż zauważyliśmy łódź i postanowiliśmy zaczekać chwilę i popatrzeć. Lepiej uważać, prawda?. Ja naprawdę niczego nie zrobiłem. Ja wasz przyjaciel. Ja nie lubię Vietcongu. Ja dostałem nawet nóż od jednego z waszych. Puśćcie mnie, błagam.

Potok słów, jak popłynął z ust chłopaka Lex z trudnością zrozumiał. Gówniarz nie dość, że mówił szybko, to jeszcze w jakimś dziwnym dialekcie, który Braxton słyszał pierwszy raz w życiu. Na szczęście różnice były głównie w akcentowaniu i dało się to jakoś zrozumieć.
Braxton odwrócił nieco głowę w lewo i skierował kilka słów do swoich towarzyszy. Tłumaczył zdawkowo, a wcześniej i tak musiał przetrawić wypowiedź jeńca, trud go był zrozumieć.

- Szczeniak mówi że przyszli tu na ryby, że jest po naszej stronie a nóż dostał od kogoś z naszych. Na imię ma Lien i za grosz smarkaczowi nie wierzę. - Podsumował Lex.

- Znasz język amerykański? - Zapytał po wietnamsku ze zwyczajową sobie nutą patriotyzmu w stylu Abe’a Lincolna. - … to by wiele ułatwiło. - Dodał już po angielsku, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
Chłopak pokręcił przecząco głową z błaganiem spoglądając w kierunku d’Ouville, jakby wyczuł że to on ma tutaj najwięcej do powiedzenia.

- Hej, hej! Skoncentruj się. Gdzie się rozglądasz kurwa? - Braxton przydusił znów dzieciaka tak by ten spojrzał mu w oczy. - Gdzie jest wasza wioska? Jakie są tam siły Vietcong’u? …i żebym nie musiał znów powtarzać. Co to były za błyski Lien? - Ostrze bagnetu zbliżyło się do powieki szczeniaka. Ważyły się wszak jego losy, mały albo się do czegoś przyda albo podryfuje z prądem Sepon’u, tego Braxton był pewien.

- Mamy inne pytania poza tym gdzie jest jego wiocha i czy są tam komuchy? - Zwrócił się Lex do kolegów po angielsku. Specjalnie Braxton nie sygnował dowódcy, po co gnój miał wiedzieć kto tu rządzi, im mniej wiedział tym na duszy mu lżej zawsze, a oddział bezpieczniejszy. Proste.
Chłopak zajęczał cicho z bólu i skupił swój wzrok na Braxtonie.

- Tu nie ma Vietcongu - wyrzucił z siebie - Tu tylko dobrzy ludzie mieszkają. We love you America. Tu sami dobrzy ludzie

Gówniarz wił się w odpowiedziach niczym piskorz. Lex czuł, że małolat robi go w konia, ale nie był do końca pewny, czy to z powodu zbyt dużej ilości pytań, sposoby przesłuchania, czy może technik, jakich nauczyli go komuniści. Jedno było pewno, jak na razie Braxton nie otrzymał jeszcze, ani jednej sensownej odpowiedzi. To, co do tej pory powiedział chłopak było dokładnie tym, co chcieli by wszyscy usłyszeć. Lex czuł jednak, że jest to bardzo dalekie od prawdy.

- Czy szczeniak wie, gdzie są pozostali dwaj obserwatorzy i czy uciekli tunelami czy zwiali przez las?

Lex przetłumaczył pytanie, a Lien szybko odpowiedział. Troszkę nazbyt szybko:
- Nikogo tu nie było. Jestem sam. - strach w oczach chłopaka rósł z każdym kolejnym pytanie i każdą kolejna upływająca sekundą.

- No trudno. Ale nic straconego.Skoro wpadłeś na ryby to może jakąś złowisz jak cię wpierdolę do wody! - Syknął w twarz dzieciaka Braxton, złapał go za włosy i zaczął ciągnąć nad wodę.

Przeraźliwy krzyk wypełnił dżunglę i niósł się echem na wiele setek metrów. Wszystkich sparaliżowało, łącznie z Braxtonem, który w momencie zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Dał się ponieść emocją. Pierwszy raz w dżungli zdrowy rozsądek i opanowanie przegrały z uczuciami i pragnieniami. Czy zdenerwowało go to, że chłopak kłamie w żywe oczy? Czy może po prostu przekroczył już niewidzialną linię między normalnością, a szaleństwem? A może po prostu ukryte pragnienie zemsty za wszystkich zabitych kumpli w końcu wygrało. Teraz było jasne, że przez ten jeden nierozważny krok znaleźli się w ciemnej dupie i to na dodatek bardzo, bardzo głęboko.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline