Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2013, 01:22   #6
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Sachim z początku całego tego zjawiska zląkł się trochę i zamknął swoją niewyparzoną gębę. Jednak nie długo zajęło mu pozbieranie się po tym, teraz w jego mniemaniu drobnym zjawisku. Bóstwo zaczynał go obrażać i Wieżę przy okazji. Dodatkowo rzucił jego mieczem o glebę. Cóż zgodził się mu pomóc ale zastanawiał się czy jak już nie skończy to dziewki głowy nie pozbawi. Jednak gdy usłyszał, że zawitają do burdelu odkrzyknął wesoło, zapominając o poprzednich rozmyślaniach, w końcu kogo jedna dziewka obchodzi jak tam będzie ich pełno?:
- Dobry plan. - by podnosząc miecz dodać. - A na ciorta! Idziemy co będziemy tak stać, pokrako w tę stronę. - wskazał pierwszy lepszy kierunek i ruszył, wierząc, że jego nowo poznały towarzysz mag ruszy wraz z nim kontynuował - Co znaczy słowo mieczykami jedyne z czym mi się to kojarzy to z łapami?
- Super, tylko proszę, skoro mamy iść do zamku, to może tamtędy, gdzie on poskaże. Kimkolwiek jest owa wspomniana Siobhan - mruknął ciesząc ogólnie się tyle słowami Alfreda, co decyzją nowo poznanego wojownika, aby ruszać gdziekolwiek. Jakby bowiem nie było, był to ruch we własciwym kierunku. - Wasza szlachetność pozwoli, że będę pana eskortował po drodze. Tak wielkiemu panu nie wypada chodzić bez odpowiedniej obstawy - uśmiechnął się słodziutko Stehen do drugiego mężczyzny. - Prosimy tędy - wskazał dłonią za Alfredem.
- Przydatny?! Witalność! Mój stan jest DOSKONAŁY - powtórzę D-O-S-K...K.,-N...A...K-Konały! DOSKONAŁY! Jestem chodzącym przykładem na to, w jakiej formie powinien być człowiek, tym bardziej urzędnik! Ale chwila… Mówisz że będziemy polowali na nekromante?! Hmm… TO trudne, trudne - ale znam na takich sposób! Nawet nie będziemy musieli go zabijać… to znaczy, zabić.. Muszę udać się do króla! Weźmiemy zapasy, weźmiemy broń, oraz, oraz jeden przedmiot! Haha! Żołnierzu o stopniu cieciu! [wyglądało, jakby nie zrozumiał aluzji rozmówcy]. Prowadź mości naszą drużyne! Zygfrydzie! Aż krew mi się buzuję na myśl o tej chwalę i skarbach albo krabach!
- Doskonale maści państwo - oświadczył mocarnie Stephen, liczył bowiem na to, że tym razem Alfred jakoś wesprze ich oraz pomoże dziewczynom.
Alfred tymczasem szedł żwawym krokiem w stronę slumsów. Był wyraźnie niepocieszony i nie obracał się za siebie.
- Okropny świat - burknął pod nosem tak, że reszta ledwie go usłyszała.
Owszem właściwie, Alfred bowiem niemało się starał, by mieć swój wkład do takiej sytuacji. Nie mniej Stephen ruszył za nim licząc na to, że deklaracje innych są poważne oraz także za nim ruszą.
- A… Zamek?! Wino?! - Powiedział zaskoczony czarownik
- Ohhh! Zygfryd! Gdzieś Ty był tyle czasu! Że co?! U dowódcy Straży ?! Kto Cię do cholery tam wysłał! Ja?! Nie kłam, nie wolno! Hej, hej! Czekajcię na mnie! - ruszył za nimi szybkim krokiem.
- Zło...Wojowniku, nie chcesz wina z królewskiej winnicy?!
Sachim stanął jak wryty. Wino czy dziewki. Dziewki czy wino. Ciężki wybór, jednak po chwili namysłu stanęło na winie. Zrobił szybki obrót na stopie w stronę pokraki, w końcu nie wypada odmawiać wina, w dodatku z KRÓLEWSKIEJ WINNICY.
- Wlejmy trochę trunku w swe usta. - odparł ignorując boga, który obrażał go, jego boga i wszystkich w około. Złapał czarownika i pociągnął go w drugą stronę, parę kroków po czym szepnął:
- A co jak to diabeł i mąci nam w głowach? - cicho niczym myszka mrucząc magowi do ucha. - wtedy lepiej wypijmy bo potem możemy nie mieć okazji
- Potem?! Hahahaha - zbliżył twarz blisko do wojownika - weźmiemy zapasy! W końcu, urzędnikowi nie wypada na sucho podróżować! Poza tym, nasza trójka ma podrózować! Co nie Zygfryd! W drogę, w drogę drużyono! - Ruszył chwiejnym krokiem, jak gdyby narąbał się samymi wspomnieniami o alkoholu!
- Tak, tak - odparł by wybuchnąć śmiechem i dodać - [/i] Ci nieobyci Bogowie. [/i] - ruszył za nowopoznałym przybyszem magiem. - Sachim, mów mi Sachim. - znalazł w końcu kogoś podobnego sobie, więc był zadowolony z tego spotkania. Czuł się jak na statku piracki. Wyśmienicie.
- Jam jest Baron… Nie… jeszcze nie, hmm… tata… więc? Ah, dobrze, dobrze - wiem Zygfrydzie! Jam jest Baron Revilder Arh`Vinersan - zwany wspaniałym! Pan ziemski, oraz wielki wielbiciel kobiet oraz koni… psy też są niezłe! Właściwie, wszystko co żywe się nadaje…!- Ryknął ze szczęścia
- Być może ten dzień! Dzień pokonania boga - no… zremisowania, nie będzie dniem straconym! Po tych słowach ruszył w stronę przeciwną w stosunku do Alfreda oraz strażnika. Udając się w stronę zamku.
Jednak strażnicy, którzy pilnowali bramy, prowadzącej na tereny zamkowe, nie podzielali entuzjazmu maga. Spojrzeli na niego z powątpiewaniem.
- Przepustka! - nakazał jeden z nich.
- Ty tępy cepie! Jak śmiesz w ogóle pytać osobistego maga jego wysokości! Nie dłużej jak dwie godziny temu wychodziłem z tego zamku! Jak ktoś taki może bronić bramy do zamku?! Od kiedy to przyjmujemy na służbę ślepców oraz głupców! - Warknął wyraźnie zły!
- Będę musiał porozmawiać z jego wysokością, twoje imię żołnierzu! Możesz być pewien, że od jutra będziesz pilnował wychodka! I to nie królewskiego, ale… ale… ale… W stajni! Lancel będzie szczęśliwy!
Wtrącając się w rozmowę Sachim ryknął:
- Jak śmiesz w ogóle się odzywać do barona i do mnie władcy mórz, kto Ci dał prawo, głowę chcesz stracić. - odparł zasłaniając maga, trzymając rękę na mieczu. - Nie masz prawa na niego nawet patrzeć!
- Wybaczcie panowie, jednak nie przypominam sobie waszych twarzy - odparł sceptycznie jeden ze strażników, oceniając spojrzeniem brudne odzienie maga. - Prawo jest prawem. Bez imiennej przepustki nikogo nie wpuścimy. Rozkazy króla.
- Na miłość bogów, zaraz was rozniosę a wasze głowy dam tym grubym urzędasą do porzarcia! Lepiej! Osobiście będę zdobił nimi pokój albo jeszcze lepiej! Stajnia Lancela będzie wyglądać bosko! Ha ha! Jestem BARONEM, dziedzicem oraz herbowanym szlachcicem, czy wy banda kmieci potraficje to pojąć! Potraficie w ogóle czytać?! Możecie udać się do akademii magii, sprawdzić moją godność, kończyłem tutaj akademie, kiedy wy sprzątaliście wychodki lub wasze rodziny wiązały koniec z końcem. Ja miałem możliwość pić wina - co gorsza, na którę mam teraz ochotę - całymi dniami, jedna butelka wina jest więcej warta aniżeli wasze wynagrodzenie roczne. Wy przeklęte czarcie syny, to jest polecenie, moje! Lekarza Jego miłości, Pana tych ziem - oraz moje, jego wiernego wasala! Zapewniam cię! Bić będę, aż mi ręka spuchnie! Wtedy chwycę twoje łachmany drugą dłonią, i druga ręka pojdzie w bój. A kiedy nie będę miał dłoni, wówczas Zygfryd nagrodzi cie gradem ciosów, kiedy On się wszak zmęczy, mój towarzszysz dokończy działa, zmieniając twoją twarz w… Tylną część mojego konia! Będziesz kwiczał niczym prosie o które twój ród tak walczy! Tak, ty prosta gnido! Powtarzam to JA Baron Revilder, nadworny mag! - czarodziej zaczął głośno dyszeć, całe przemówieniu powiedział na jednym tchu.
- Prawo jest prawem - odparł strażnik. Wyglądało na to, że żadnemu z czterech mężczyzn przemowa nie przypadła do gustu.
- Dość! - warknął - z drogi węgouste poczwary. - miecz został dobyty Sachim stał na przeciw czterem strażnikom zasłaniając sobą maga. Robiąc cięcie zachaczył o piaszczyste podłoże mieczem chcąc oślepić piaskiem strażników. Nie miał zamiaru ich zabijać a jedynie ogłuszyć użył więc tępej części miecza. Wiatr został przecięty.
W okół czarodzieja zaczęło robić się naprawdę zimno… Mówiąc szczerze, z pewnością zrobiło się przyjemniej w tak upalnym dniu… aż naglę
- Cholera! Jest upał, jest tutaj strasznie sucho! - Po tych słowach odskoczył do tyłu.
- Za królewskie wino - rozległ się wrzask.
Chyba nie trzeba dodawać dwóch do dwóch, żeby wiedzieć, że przeciwko czterem uzbrojonym w halabardy, wyszkolonym mężczyznom w sile wieku, nie należy stawać z samym mieczem. Nawet wyśmienity wojownik, jak przybysz z Wysp Gryfów, nie miał szans. Szybko został rozbrojony i związany, podobnie mag.
W kilka minut obaj zwiedzili tereny zamkowe i dotarli do chłodnej Wieży Ciszy, gdzie została im sprezentowana przyjemna cela, tuż pod powierzchnią ziemi.
- To jest chamstwo! Jesteśmy niewinni! Jedno spragnieni! Zaskarżę was! Będziecie błagać o łaskę jego miłość! Chcę rozmawiać z dowódcą, lub królem! Albo moim ojcem! Jest poważanym obywatelem! Zastrzegam was na miłość mojej mamusi! Zygfryd mnie pomści! Wciąż jest na wolności! Czarcie syny! - Widać było że mag jest naprawdę zły
- Wypuszczą nas, to kwestia chwili, musi pojawić się sędzia lub ktoś upoważniony do wydawania wyroków, wtedy powinien mnie poznać…
- No to czekamy! koniec końców jak bogów kocham tych czterech znajdę i wbiję im do głów swe imię! - odparł Sachim.
- Mogli by dać coś do picia… Co kolwiek… - dodał zmęczony mag.
- Potrzebny nam Rum i statek. - powiedział ni stąd ni z owąd, przybysz.
- Na ładne dziewki też bym nie narzekał… Ah… Spotkałem dziś wiele dziwnych osobistości, co nie? Niestety nie okazałeś się wędrownym oszustem, liczyłem że wepchnę mu te buty w… dupe! - Na jego ustach zagościł uśmiech.
-Tak! Tak! Ale dziewki skonfizkujemy jako zapłatę a potem ładnie je wychodujemy. To będzie statek hodowlano-królewski. Ja będę kapitanem a Ty będziesz konfiskował w imię królestwa! - wyjawił swe plany nowopoznałemu baronowi.
- Konfiskata, to jedynie część obowiązków urzędnika! - poprawił przyszłego kapitana
- Tak! Ja się na tym nie znam rzecz jasna więc Ty będziesz miał dziewki do pomocy i będziesz żądził urzędniczo oczywiście, w imię królestwa. A ja zajmę się biciem po łbie nieposłusznych kanali. - dodał by nie wyjść na głupka nie obeznanego w świecie.
- Hm… Potem zmobilizujemy wielką armię! Będziemy podbijać to kolejne królestwa, zasiadając ostatecznie na tronie - jako dwaj królowie - niezaprzeczalni władcy tego świata! Nasz głos będzie prawem, a myśl życzeniem, nasze spojrzenie wiarą a ciało boskością! - Rozmarzył się młodzieniec.
- Ale teraz! WINA kurwa! - krzyknął w stronę straży, która pilnowała celi. - razem mamy większą siłę przebicia. - dodał skandując dalej.
Nie został głuchy na wołanie towarzysza, podniusł się szybko po czym dołączył do okrzyków
- Wina! Wina! Wina!
Wołania jednak pozostały bez odpowiedzi.
Okazało się, że pierwsze słowa maga, zaraz po wylądowaniu w celi, nie były bezpodstawne, jednak jakimś trafem, wiadomość o pojmaniu dwójki awanturników, dość późno dotarła do odpowiednich osób. Zanim ich wypuszczono, minęło kilka długich godzin.
Sachima w trybie natychmiastowym odeskortowano do slumsów, a Revildera do komnat, gdzie dostał swoje wino i reprymendę za wychodzenie poza tereny zamkowe.
 
Cao Cao jest offline