Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2013, 23:00   #8
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Kiedy opiekun Revildera dowiedział się o tym, że mag trafił do Wieży Ciszy, omal nie zaczął rwać włosów z głowy. Ojciec panicza płacił mu przecież za pilnowanie młodziana, a ten zniknął i przez kilka godzin był nie wiadomo gdzie… aż do teraz.
Po wygłoszeniu długiej mowy o tym, że nie wolno mu wychodzić poza bramy terenów zamkowych samemu i o tym, że nie wolno zadawać się z nieznajomymi (jakie to było przykre…), opiekun wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Jakim prawem On go tak potraktował?! On miał się nim opiekować, jednak skoro zawiódł, to chyba nie wina jego ale opiekuna, prawda? Chłopak się zdenerwował, ale to była jego szansa, przede wszystkim co zrobił, to przebrał się - ubrał najbrzydsze (najbardziej zdobione) szaty jakie miał w pokoju. Tak! Tym razem na pewno go nie pomylą z żadnym chamem! Po czym próbował wywarzyć drzwi.
- Hej! Hej! Słyszy mnie jakaś pokojówka?! Najlepiej by była to słodka elfka lub ewentualnie inna urocza dziewica! Halo! Jest tam ktoś!? - zawołał donośnie
- T-tak? - usłyszał nieśmiałą odpowiedź.
- Dzięki niech będą bóstwom! - odetchnął z ulgą
- Będę potrzebował twojej pomocy, w kilku kwestiach, pierwsza to… Znajdź kogoś, kto wywarzy te drzwi… Resztę Ci wyjaśnie już prywatnie - Obiecuję, naprawdę na tym zyskasz…. Poza tym, jaki masz kolor włosów? - zapytał wyraźnie zaciekawiony
- Eee… czarne, panie. Pójdę kogoś poszukać… - odparł słodki głosik.
Minuty mijały nieubłaganie. Potem godziny… chyba rzeczywiście znalezienie kogoś było wyzwaniem… W każdym razie dziewczyna nie wracała.
Noc mijała spokojnie… jednak mag miał sen, a w nim objawienie. Objawienie o takiej silne, że nie mógł zignorować wezwania.
Czarodziej obudził się z nieco zmieszanym poczuciem humoru. Wczorajszy dzień z całą pewnością był dziwny, jednak zapowiadało się że będzie jeszcze ciekawiej… Obmył się po czym ubrał bardzo ładne szaty, co było do niego w ogóle nie podobne, zaczął przeszukiwać pokój w celu znalezienia jakiegoś sygneta który poświadczy o jego statusie społecznym
A jakże! Znalazł! Sygnet z pieczęcią rodową.
Kiedy podszedł do drzwi i nacisnął klamkę, okazało się, że są otwarte. Dziwna sprawa…
Chłopak nie próżnował, włożył sygnet z herbem na palec, po czym udał się w stronę pokoju, w którym znajdował się zarządca piętra - musiał załatwić coś ważnego, coś co pomoże mu w podróży.
Kiedy zapukał do pokoju, odpowiedział mu gderliwy okrzyk:
- Czego?!
- Otwierać! Ja z rozkazów Jego miłości, nędzny szczurze, nikt nie uczył Cię szacunku dla lepszych od Siebie?! - Odpowiedział zirytowany, tego dnia był zły… naprawdę.
- Chwila! Dajże mi, człowieku, gacie na tyłek naciągnąć! - odparł ponownie głos i po chwili drzwi stanęły otworem. Wyjrzał z nich niepocieszony mężczyzna, lustrujący spojrzeniem maga. Po chwili mina mu zrzedła. - Eee… słucham, panie? - zapytał.
- Kto pełnił wczoraj służbę na tym piętrze? Mam na myśli pokojówkę, która zajmowała się tym miejscem. Zapewne by zapobiegać kradzieżą czy szpiegą, prowadzisz taką liste, czyż nie? - Odpowiedział już spokojniej.
- Tak, panie! - odparł ten i rzucił się do stołu, na którym leżały równe stosiki dokumentów. - To była… Rita… biegała wczoraj jak szalona, szukając jakiegoś klucza. Czy coś ukradła? Mam ją ukarać?
- Od karania, to jestem Ja… Puki co, wystarczy jak sprowadzisz ją do mnie, w trybie natychmiastowym. I spokojnie, dobrze spełniasz swoje obowiązki, jak się postarasz, to szepnę pare słów o tobie, przełożonym… A teraz, w drogę. Będę u siebie w pokoju, to ten trzeci po prawej ścianie. Zachęcił
- Tak, panie! - zawołał mężczyzna, wyglądając na korytarz. Zawołał pierwszą służącą, jaka się napatoczyła i polecił sprowadzić do niego ową Ritę.
Nie minęło piętnaście minut, kiedy ktoś zapukał do drzwi pokoju maga.
- Wejść! - Powiedział donośnie, sam właśnie otworzył butelkę wina, którą opiekun zostawił mu wczoraj.
Drzwi uchyliły się i osóbka weszła do środka. Jednak kiedy mag na nią spojrzał, mina mu zrzedła. Owszem, głos się zgadzał, jednak jego wyobrażenia o pięknej, nadobnej dziewicy, były co najmniej błędne. Otyła szkarada, dygnęła niezdarnie.
- Pan wzywał? - zapytała.
Pierwsze co zrobił, to zwrócił uwagę na kolor jej włosów. Ciemne, krótkie kosmki wystawały spod czepca.
- Tak… Zdaję sobię sprawę z tego, że ciężko znaleźć klucz w tak dużym zamku, jednak nie łatwiej było poprosić nadzorcę o pomoc? Zresztą, mimo wszystko, okazałaś mi życzliwość której trudno szukać w tym miejscu… - Czarodziej uśmiechnął się, po czym podszedł do kobiety.
- Chciałem CI podziękować
- Wybacz panie… szukałam klucza, ale pan Herreld zabronił… - odparła, powołując się na opiekuna maga.
- Więc, zabronił dawać klucz, do osoby która odpowiada za zdrowie jego wysokości? Powiesz o tym królowi, dobrze? Poinformujesz go, że może być spiskowcem, który pragnię uniemożliwić mi wykonywanie obowiązków. - Z szafy wziął jeden ze srebnych pierścieni ozdobnych po czym podał go kobiecie
- to twój prezent za służbę…
- Eeee… tak, panie. Dziękuję, panie - odparła, nieśmiało przyjmując podarek.
- Jednak nie idź tam teraz, obserwuj tego gbura. Miłego dnia życzę - Czarodziej nieco zawiedziony odprowadził kobiete do drzwi, po czym opuścił pokój zaraz za nią, na ponów udając się do zarządcy piętra, po czym uderzył pare razy pięcią w drzwi
- Taaaaak? - tym razem zarządca przezornie wyjrzał na zewnątrz. - Coś nie tak, panie? - zapytał.
- [i]Mam dla Ciebie zlecenie, przyjacielu… - uśmiechnął się szydrczo
- W tym zamku mijam co chwila, jakąś piękną istotę, przyprowadź mi najładniejszą pokojówkę w tym zamku, nie martw się o nią, potrzebuje jej pomocy…
- Hmm… a Rita nie była ładna? Miała piękne, kobiece kształty…
- Miała piękną dusze… Jednak widziałeś zapewne kobiety szczupłe z dużymi piersiami! Blond lub czarne długie włosy, biały uśmiech - takie jak królowe! Lub drogie kurtyzany! Sprowadź tutaj wszystkie, wybiore…. - powiedział załamany czarodziej
- Eee… wybacz panie, ale jeśli ktoś się dowie… lepiej zrób jak wszyscy inni i pójdź do dzielnicy czerwonych latarni, panie…Tam są doświadczone kobiety, nie to co służki. I wie, o czym mówię.
- Ehhh… Mój drogi… to JA jestem od myślenia, zrób o co proszę, a wtedy Ja i Ty będziemy szczęśliwi! Nie potrzebuje doświadczonych, ja chcę służkę, nie chcę dziwki, kurwy czy innej przechędożonej przez półmiasta kobiety! Chcę opiekunki, którą będę mógł traktować jak mamusie! Mimo że jest w moim wieku, ma być uczynna, opiekuńcza, miła! Ma mi gotować napary z ziół czy obierać owoce! A teraz, do roboty! Sprowadź wszystkie, a Ja wybiorę moją prywatną pokojówkę!
- Może po prostu wyślę do pana te, które są wolne? - odparł mężczyzna.
- Wyśli, jednak jeśli nie będę usatysfakcjonowany wtedy wykonasz moje polecenie… - Powiedział już wyraźnie zirytowany. ~Czy naprawdę tak trudno znaleźć jedną, która pomoże mi wyjść z zamku?!~
Nie minęła godzina, kiedy w pokoju maga zebrało się sześć kobiet. Żadna nie była nadmiernie urodziwa. Były raczej przeciętne urody.
Mężczyzna podniósł palec… Jak gdyby chciał wygłosić przemowę, po czym jedynie głośno westchnął.
- Idę… - Po czym ruszył w stronę wyjścia z zamku, przyglądając się po drodze służką, skoro ten gbur nic nie potrafi, to być może po drodze mu się poszczęści. Naturalnie przed odejściem wziął ze sobą cały zapas (skromny) alkoholu, który miał w pokoju.
- Idę Zygfrydzie, już idę, przepraszam że musiałeś tyle czekać…
Jednak albo wszystkie urodziwe damy się pochowały, albo były już zajęte…
No nic… Jeszcze tu w końcu wróci, tym razem jednak wołał wykonać powieżoną mu misje, jego nowy przyjaciel z pewnością był jeszcze w mieście, być może dzięki niemu, odnajdzie kolejne cele? Cóż, warto było spróbować - Naglę przyśpieszył, nie miał czasu do stracenia. Właściwie, gdzie powinien się udać? Może ten stary głupiec miał racje? Najlepszym miejscem będzie burdel, przynajmniej tam być może zobaczy jakieś ładne dziewczyny...
Mag jakimś cudem nie miał najmniejszych problemów z wydostaniem się z zamku. Przemierzał spacerkiem różane ogrody, zbliżając się do bramy w Runicznym Murze. Miał niejakie wątpliwości, czy uda mu się przez nią przedostać bez problemu, jednak wystarczyło machnąć ręką z rodowym sygnetem.
Kto by pomyślał, że kawałek srebra, jest w stanie zdziałać takie cuda? Naprawde, jesteśmy dziwnym społeczeństwem skoro dbamy o takie głupoty a nie potrafimy uszanować człowieka ze względu na jego wiedzę, ale status społeczny. Kiedy minął brame, stanął dokładnie w tym samym miejscu, gdzie spotkał strażnika, który wyjawił mu imię domniemanego bożka… Gdzie teraz? Rozejrzał się do okoła, czy ktoś przebywa w tym miejscu. Było kilku szlachciców, nieco służby uwijającej się dokoła, lecz nikogo nadzwyczajnego.
Chłopak podszedł do jednego ze służących, po czym klepnął go w ramię.
- Czy możesz mi wskazać kierunek? - zapytał z uśmiechem.
- Oczywiście, panie! - odparł zaczepiony starzec, kłaniając się niezgrabnie.
- Zapewne kojarzysz, domy uciech, co nie? W jaką stronę muszę się udać, by złożyć im wizytację, sprawdzając czy mają pozwolenie na prowadzenie takiego przybytku?
- Takie rzeczy, panie, to tylko w slumsach! - odparł obruszony starzec.
- Dzięki Ci wielkie… - Po tych słowach, ruszył w stronę ubóstwa, ciekawy jak to się potoczy dalej. Kiedy znalazł się w pobliżu bramy szlacheckiej, zauważył, że ktoś kłuci się ze strażą. Okazało się, że jest to ów wojownik z Wysp, z którym wczoraj spędził sporo czasu.
Mężczyzna uradowny podszedł natychmiast.
- Panowie, co się tutaj dzieje?
- Ten pies nie chciał mnie wpuścić gdy powoływałem się na twe imię. Tak jak mi kazałeś. - odparł licząc, że Revilder nie przypomni sobie, że wcale nie kazał. - mogę obić mu ryja? - zapytał w prost Revildera poważnie zirytowany.
- Moje imię…? I nie posłuchał?! Nędzny głupiec, za kogo się uważasz nędzny ogrze?! - Czarodziej stanął naprzeciw strażniką pokazując swój sygnet.
- Czy ty wiesz co to oznacza?!
- Owszem. Że prawo to prawo i za chwilę będziemy musieli wysłać wiadomość do kapitana, który uda się ze sprawą do króla, jak dwa miesiące temu - odparł starszy ze strażników, wzruszając ramionami. - Panowie. Wykonujemy swoją pracę i naprawdę nie mamy obowiązku tłumaczyć się z poleceń przełożonych.
Młodszy strażnik, ten który cały czas dogadywał Sachimowi, wyglądał na wyraźnie zadowolonego.
- Dobrze, pozwólcie że wam przedstawie… Oto mój szacowny krewniak a zarazem gość, co prawda daleki bo daleki ale jednak! Pochylcie oto głowy! To jego miłość książę Aldernwaldes III Url Gadner`Ahrgim El Idiomrol var Udytgnen! Syn jego miłości księcia Aldernwaldesa II Url Gadner`Ahrgim El cuaeder - to ważna zmiana - El Idiomrol var Edghhhyn. Z rodu wielkich książąt Xandvew`eeer. Uddygnar elto Under Ifiten fon Ferden! Którzy to pochodzą z takich oto domów… Chyba nie muszę opowiadać dalej, co nie? Dobrze, uklęknijcie i błagajcie o wybaczenie a my pójdziemy dalej… Mówił to niezwykle poważnie .
Tymczasem strażnicy zaczęli dziwacznie się przygladać magowi.
- Hej… czy to nie ten z wczoraj? - zapytał młodszy z nich.
- Ano… kogoś kazali nam nie puszczać - mruknłą drugi. - Jak ciebie zwą, panie? - zapytał, przerywając monolog.
- Zamknij się! - warknął na strażnika - Aerie jeśli go polubiłaś to oszczędzę mu, życie. I sobie pójdziemy, jeśli zaś i Ciebie doprowadził do szału. To co stoi na przeszkodzie? - dodał.
- Czekaj, czekaj! Mam lepszy pomysł! Dzisiaj załatwimy to pokojowo! - Kiedy to mówił, podał wino które zabrał ze sobą.
- Ty sobie wypij, obiecane, królewskie. Panowie, dziś ten człowiek jest ze mną, mam dowód mojego statusu społecznego, tak więc nie będzie problemów, prawda? To tylko chwilowa wizyta. Będę odpowiadał za Jego miłość, On nie jest złą osobą, tylko tak wygląda - Po chwili coś sobie uświadomił.
-
Kto to jest Aerie…?

- Jak kto kur…? dobra dam Ci się z nią przywitać ale chwila Aerie mała jesteś? - bąknął magia, przecież to mag do cholery powinna się obudzić z tego co wiedział.
Miecz jednak nie odpowiadał. Milczał.
- Właśnie! To mnie w niej wkurwia nie odpowiada. Masz przyjżyj się temu może jest chora. A ja wypiję sobie wino w tym czasie. - odparł podając miecz.
Czarodziej w chwili kiedy ten wysunął mu miecz, zrobił spory krok za strażników, było to niezwykle zsynchronizowane!
- Jestem… Uczulony na magiczną broń, mam katar i skóra mi żółknie. To nie najlepszy pomysł!
- JESTEŚ magiem jak możesz być uczulony? W ogóle... Bierz albo pokroję strażnika! dodał, dość wymownie.
- Panowie! Idźcie już stad! - warknął poirytowany strażnik. Sachim spojrzał na strażnika spodełba dając mu do zrozumienia samym wzrokiem “zamilcz”. Jednak ten odpowiedział równie wymownym spojrzeniem, które mogło oznaczać jedynie “spierdalaj”. Odpowiedzą było spojrzenie w stylu “zaraz nie wyrobię i Cię pokroję”. W odpowiedzi obaj strażnicy chwycili mocniej broń.
- Jestem magiem! Bo maga płynie w moich żyłach! To nie oznacza wcale że nie mogę być uczulony na magiczne przedmioty! To jest żadki przypadek, mówiąc szczerze, jestem czarną owcą wśród magów, taki jednorożec bez roga! Taki strażnik bez halabardy! Czy wojownik bez miecza. A Wy panowie, grzecznie proszę. - Popatrzył w ich stronę zasłaniając się ich plecami.
- Tylko na chwilę nie będę podróżował z kimś kto nie zna Aerie. - mówiąc podał raz jeszcze miecz. Mając ich głęboko gdzieś znaczy tego jednego, drugi był zjadliwy.
- Cholera! Ty! Jak się nazywasz! - Spojrzał na młodszego strażnika, wyraźnie zdenerwowany.
- Terence, panie - odparł zapytany.
- ehh… Ja… Ja...wrr.. Terence! Weź od Pana miecz, wyciągni go z pochwy, ale odejdź ode mnie, na jakieś dwa metry! Do roboty…! - Po tych słowach, wykonał jeszcze krok w tył.
Sachim podał miecz strażnikowi. Dodając: - przy okazji zrób coś z nią, żeby się mnie słuchała - skierował słowa do Revildera.
- Panowie. Ale my tu nie od tego jesteśmy - odparł starszy ze strażników.
- Mam tu magiczne lekarstwo na wszelkiego rodzaju schorzenia… nie chciałem go marnować tak głupio ale masz - wyciągnął bukłak i podał Revilderowi, by za chwilę podać miecz. - tylko wypij do końca bo nie będzie działać!
Niemal gotowało się w młodym magiku, dawno nie czuł się tak zirytowany.
- Dobra! Wyznam to! Ja się boję mieczy! Szczególnie magicznych! Wywołują we mnie strach, strach tak wielki że aż… nie, nie mogę tego powiedzieć. Może twój miecz jest przeklęty? Myślałeś nad tym? Może w nocy wychodzi z niego ponętna elfka? Ahh… Albo stara sflaczała jędza, która dokona na Tobie, niewyobrażalnej zbrodni! Lepiej wywal go do rynsztoku, a Ja Ci kupie nowy miecz, albo zabiore któremuś z tych, za odmowę w wykonaniu rozkazu… zasugerował, miał nadzieje że przekona to towarzysza
A tam dupa. Napój działać miał na wszystko więc na strach też. Notabene ona jest małą dziewczynką o biuście bym zapomniał. No i dostałem ją od Boga więc raczej nie jest przeklęta. - westchnął po czym dodał - Do tego nie przejawia innych magicznych zdolności pominąwszy ględzenie i niechęć do wyjścia z pochwy, plus spanie. Weź no rzuć jakiś czar to się może obudzi. I nie będziesz musiał jej dotykać.
- O-od boga? Nie, nie, nie… To na pewno jakiś podstęp. Ogólnie… to wiesz, magiczne miecze, to kwestia dość kontrowersyjna, wielu mówi że to tylko i wyłącznie objaw jakiejś choroby lub z powodu przemęczenia, inni zaś że jest to nadzieja na zostanie naznaczonym lub czegoś takiego… Rozumiesz, prawda? - Ciągnał dalej.
- Tak więc nie ma się czego bać! Pij potem czaruj albo bierz ją w ręce. Notabene nogi mnie bolą i dupa zaliczyłem upadek! Zrób coś z tym. - odpowiedział magowi.
- Macie jakąś manierkę z wodą? - Powiedział już zrezygnowany czarodziej do strażników.
- Ano mamy… ale on, z tego co widzę, też - odparł młodszy strażnik, Terence. - Magiczne napoje… pff…
A widzisz magiczny miecz? - odparł - To i magiczny napar mam kutwa jego mać. Wypij najpierw napój będziesz się lepiej czuł zapewniam. dodał podając Revilderowi napój.
- Cholera, ja potrzebuje wody! zwykłej ze studni! Ty, daj mi swoją - wskazał na wygadanego.
- Chwila… skoro mówiłeś, że magia może coś zrobić z mieczem, to czemu nie może tego zrobić magiczny napój - zapytał strażnik, bynajmniej nie spiesząc się z oddawaniem własnego bukłaka.
- Ty geniusz może sam mi powiesz czemu? Już próbowałem, ale jak ktoś czaruje to się budzi. Więc nie trajkotaj tam tylko daj wodę. Co ona taka cenna dla Ciebie? Nalejesz sobie nowej. - odbąknął, irytował go strażnik.
- Dobra, chłopcze dostaniesz coś lepszego, byś nie był smutny. - Po tych słowach szarpnął strażnika, zabierając mu bułak.
- Dobra, wypnij się… Muszę widzieć miejsce które Cię boli… Zwrócił się w stronę wojownika.
Sachim wypiął dupę na czarodzieja.
Mężczyzna wziął głęboki wdech.
- Niech cię szlak, Ciebie i twoją dupę! Po czym wylał troszkę wody na dłoń, wykonując kilka małoskomplikowanych gestów, po czym wycelował w jego siedzenie.
Revilder bynajmniej coś wyczarował, jednak żadnych efektów to działanie nie miało. No i oczywiście Aerie milczała.
- Jeśli już skończyliście, odejdźcie - warknął starszy strażnik, któremu najwyraźniej skońćzyła się cierpliwość. - Albo będziemy musieli was odprowadzić.
- Chwila… a nie powinniśmy zająć się tym tutaj? Myślę, że to o niego chodziło… powinniśmy go odprowadzić do zamku, albo chociaż kogoś posłać - rzucił młodszy, ten, któremu Sachim najwyraźniej się nie podobał.
- Idziemy dość mam tego wyszczekanego bałwana. A ty weź wyczaruj coś porządnego a nie mnie po tyłku macasz. Ja wiem, że to tyłek pierwsza klasa ale ja nie z tych. - odparł Sachim poirytowany niepowodzeniem planu. Trzeba jebnąć jakąś kulę czy coś a nie pocierać dupsko.
Czarodziej był wyraźnie zdruzgotany! Nie dość że zaklęcie nie wyszło, to z niego się pewnie wszyscy śmieją! Dodatkowo Ci żołdacy go traktują jak chama, mimo drogich szat i sygnetowi! Toż to już godne pożałowania.
- Ehh… Chodźmy stąd, może wpierw do jakiegoś burdelu? - Zaproponował, zawsze chciał zobaczyć burdel.
- No dobra ale przedyskutujemy to po drodze. - odparł idąc od bałwanów strażników, najwidocznniej skusił się na usługi w burdelu. Miał dość tych dwóch strażników, jeden z nich to totalny bakłażan.
- Ano, panowie, racja! - zawołał starszy strażnik. - Jak pana zwą? - zwrócił się do Revildera.
- To Sachim podróżnik i żeglaż baron, rzecz jasna ptasie móżdżki. - odparł Sachim wskazując na Revildera.
- Nazwisko rodowe… albo lepiej… pokaż, panie, sygnet - poprosił starszy ze strażników, wyraźnie zmęczony całą tą sytuacją.
- Przecież Ci pokazywał lepiej nie forsuj moich nerwów. - dodał.
- Czyżby strażnik za pierwszym razem, potraktował to jako zbyt mało ważny szczegół? Jestem zawiedziony, tutejszymi działaniami straży miejskiej! Chodź przyjacielu, pora nam w drogę, zostawmy tych ludzi samych, zanim wpakują się w większe kłopoty a Ja zachcę zgłosić moje zażalenia u kapitana - powiedział oburzony.
- Byliśmy zbyt zajęci zatrzymywaniem tego, który usiłował wtargnąć do wyższych kregów. To bynajmniej nas usprawiedliwia.
- Chcesz zobaczyć jak wygląda wtargnięcie? Ja Ci zaraz dupę przetrzepię. Nie obrażaj mnie buraku! wrzasnął zdenerwowany.
- Ciii… Po prostu chodźmy, niema sensu marnować słów na takich jak Oni, nie godni nawet naszego oddechu. To którędy do burdelu? - zapytał.
- Chodź za mną. A teraz skoro znacie cel naszej podróży to użyjcie mózgu i będziecie wiedzieć czemu baron nie poda wam swego imienia. - odparł do strażników.
- Ach… i dlatego też pokazywał wcześneij sygnet?
- Zdążyłem już dojść do siebie, co symbolizuje mężczyzna który idzie z butelką wina przez miasto…? Chyba nie muszę wam tłumaczyć, prawda?- Strał wczuć się w role.
- Chyba jednak poprosimy o pozostanie w tym rejonie - odparł strażnik, wskazując za bramę, na wyższe strefy.
I właśnie do tego mnie zatrudnił - złapał barona za barki i pchnął na zewnątrz - Dość tych pierdół baby. - wyciągnął miecz - Chcecie krwi czy puścicie jegomościa na spacer? zapytał.
- Zastanów się dwa razy, nim podniesiesz miecz na nas, chłopcze - warknął ostrzegawczo starszy ze strażników.
- Zostaw tych głupców, nie mogą nas tknąć bez powodu, schowaj broń i poprostu chodź ze mną, jeśli podniosą na mnie broń, będą w tarapatach,więc nie prowokuj ich. Poza tym, jest pewna kwestia… Opowiem Ci o tym po drodze, ale teraz jesteśmy bezpieczni… - Nie podszedł jednak do wojownika, unikał go jak ognia, kiedy ten miał broń w dłoni.
- Idźemy. - odparł idąc w stronę burdelowej uliczki, z wyciągniętym mieczem, jeśli ich jakoś zatrzymają to ich po prostu pozabija. Rzucił jedynie ostrzegawcze spojrzenie i tyle.
- Stać! Chwila! - ryknął za nimi strażnik, ruszając ich śladem.
- Cóż jeden z was to żadne wyzwanie w uliczkach slumsów, nawet nie będziesz wiedział kied… - ruszył powoli.
- Stój! Nie rób nic głupiego, Ja się tym zajmę. Idź do slumsów, tam porozmawiamy - Czarodziej zawrócił i podszedł do strażnika
- O co chodzi? - kiedy zbliżał się, moczył cały czas swoją dłoń, ponieaż nie oddał strażnikowi, jego wody
- Sugerowałbym, albyś poszedł z nami, panie - odparł strażnik, wskazując bramę. - W zamku wyjaśnimy całą sytuację.
- Przykro mi Panie, ale muszę odmówić. Nie mam obowiązku siedzieć całe dnie w zamku, mam prawo przemieszczania się po całym mieście a wy mi to utrudniacie, jeśli teraz zawrócisz, zapomnę o cały zamieszaniu, z korzyścią dla Ciebie jak i dla mnie. - zaproponował
- Wybacz panie, jednak wiesz, że nie mogę - mężczyzna wyglądał na poirytowanego całą tą sytuacją. - Jednak po twych słowach nabieram pewności, że się nie pomyliłem. Proszę po dobroci wrócić do zamku.
- Jest to ciężkie, ze względu na fakt, że jestem uzdrowicielem, ale nie mam wyboru, wybacz mi - Jego dłoń była cała mokra, woda zaczęła opadać na kamienną drogę, On sam zaś był niepewny, ale musiał zaryzykować, musiał spróbować, albowiem zawiedzie. Szybkim gestem, nie myśląc zbyt wiele, starał się rzucić zaklęcie w oczy strażnika, chciał go tylko czasowo oślepić, lub po prostu wybić z rytmu na tyle, by mógł zacząc uciekać. Chociaż uświadomił sobie, że nie jest w stanie nic takiego zrobić, w końcu jest medykiem… Po czym szybko odwrócił pojemnik, po czym po prostu chlusnął mu w twarz.
- Masz magie, skurwysynu! - Krzycząc. Po czym ruszył z kopyta, w stronę swojego towarzysza!
Sachim zaśmiał się w duchu, słyszał co prawda tylko jak czarodziej krzyczał “masz magie, skurwysynu” Szedł dalej powoli licząc, że mag go wyprzedzi a zaraz za nim strażnik. Wtedy miał zamiar przydzwonić strażnikowi klingą w ryło. Oczywiście zaraz po krzykach odwrócił się by oszacować odległość, jeśli byłaby nadwyraz duża planował po prostu spieprzać z czarodziejem.
Strażnik szybko przetarł twarz zdezorientowany, po czym ruszył pędem za Revilderem. Kondycja maga pozostawała wiele do życzenia, w porównaniu z wysportowanym strażnikiem, który regularnie musiał pechodzić treningi. Szybko skracał dystans.
- Gnoj...gno..ehhh..eeh….gn….Skurwiel!... Ehh - Ciężko wzdychał na przemian rzucając bluzgami w stronę strażnika - w między czasie odwrócił się próbując rzucić go pustym pojemnikiem mając nadzieje że trafi go
- Nie….Na...wid...widzę...ehh eh - Starał się wejść na wyższy poziom samego siebie, chciał dać z siebie 120%!
Sachim spoglądał ukradkiem przez ramię na dystans. Mierząc cios w strażnika.
Bynajmniej wyprowadził cios. Bynajmniej trafił. Bynajmniej strażnik padł na ziemię… i jego towarzysz to widział. Zaczął coś wołać, w ruch poszedł też dziwny dzwon.
Sachim wziął nogi za pas spoglądając na czarodzieja i wskazując losową drogę przez slumsy by dojść do burdeli. Miał nadzieję, że nie trafi na ślepą uliczkę. Trzymał tempo czarodzieja będąc trochę przed nim.
Młodzieniec starał się przede wszystkim nie stracić z oczu swojego towarzysza, kiedy usłyszał przeklęty alarm zaklnął w duchu, w końcu była ich tylko dwójka! Ile ludzi na nich puścili?
- Nie-nie dam rady…
Mijali kolejne uliczki jak szaleni i wbiegli do pierwszej, lepszej gospody.
- I na chuj tu wbiegliśmy? - odparł zdziwiony ale nie jakoś mocno zmęczony, trochę tak ale musiał trzymać odpowiednie tempo do czarodzieja więc tragedii nie było. - ale skoro tak to napijmy się.
Kiedy czarodziej wbiegł do karczmy, pierwsze co zrobił, to usiadł, gdzie kolwiek, Jego oddech był głośny, jak gdyby wydawał ostatnie tchnienie, łapczywie próbując chwytać się życia, cóż właściwie to było bardzo podobne.
- P...Pi...Piwa, wody, czego kolwiek…. ehee- jego głowa z dużą siłą zdeżyła się z drewnianym stołem
- Ha! Ha! Ha! To było coś brawo dobiegłeś. - odparł śmiejąc się i podając mu manierkę z wodą.
Czarodziej przyjżał się uważnie jej zawartości
- T...to chyb,ba nie jest, ta, to lekarstwo? - zapytał zaciekawiony
- Jest…. pij nie będziesz się bał miecza no i ugasisz pragnienie a może wolisz jeszcze pobiegać? - zapytał śmiejąc się.
- Nie chcę tego! To jest złe, ja umre! - próbuje mu wcisnąć manierkę
- Zaraz zawołam tych panów to pobiegamy jeszcze trochę, wtedy na pewno umrzesz… Wołać czy pijesz? - zapytał przekonując i śmiejąc się.
- Mnie zabiorą do zamku, Ciebie ukatrupią! - Odpowiedział szybko, chwytając się ostatniej deski ratunku
- jeśli mnie złapią zresztą myślę, że będzie im wtedy obojętne kim jesteś. Widziałem jak działają. - wstał do drzwi zostawiając manierkę na stole.
- Jesteś podły! Nie chcę.. nie, nie, nie! - Zaczął zapraczywie powstrzymywać się
Sachim otworzył drzwi od karczmy po czym odparł:
- ostatnia szansa. dalej śmiejąc się, niczym wariat.
- Wykastruje Cię, obiecuje… - Wtedy wziął ze stołu dziwny wywar, po czym szybko przechylił do ust. Smakowało jak nazwyklejsza w świecie woda...
Sachim zamknął drzwi, podszedł zaciekawiony i zapytał:
- I jak się czujesz? Lepiej nie? - położył miecz na stole. - dotknij i zobacz.
- Nie! Nie lubię go, boje się go! Podły, podły miecz, idź precz, nie lubie mieczy, mieczy magicznych a przede wszystkim świętych! - Nie czuł nic dziwnego, cóż było to za lekarstwo?
- Już dobrze - zabrał miecz - cóż warto było spróbować nie uważasz? To jak pijemy wino? - wyciągnął butelkę na zachętę.
- HEJ! Bo was wywalę! Kupować, albo wynocha! - ryknął zza szynkwasu gospodarz.
- To jedno wino, na dwóch za chwilę się skończy to podejdziemy pasuje? Albo dawaj dwa piwa od razu. - odparł typowo w takich miejscach.
Mężczyzna wyszedł do nich, niosąc dwa kufle. Rzucił im długie spojrzenie, czekając na zapłatę.
Sachim dał mu pieniądze typową zapłatę za dwa piwa.
- U nas kosztuje sześć miedziaków, nie cztery - warknął gospodarz, zabierając monety i czekając na resztę.
- O ile uraczysz mnie ploteczkami później zgoda? - zapytał wysuwając monety po raz drugi. Mężczyzna bez słowa zgarnął je i wrócił za szynkwas.
- Przynajmniej jedna dobra rzecz dzisiaj. Jeszcze ładne Panie by się przydały, byłbym wówczas uradowany. Wracając jednak do tematu, to skąd masz ten miecz? - zapytał wyraźnie zaciekawiony
Będziemy musieli pomóc tej dziewce… przyszło, dało, kazało pomóc dziewce i poszło a ja wiem? Jakby ten durny miecz się mnie słuchał to by może coś z tego było ale nie potrzebnie nadawałem jej imię… Poszła w piz du gdzieś i jej nie ma, nawet pochwalić się przed Tobą nie mogę. - fuchnął. - Będę musiał się przebrać w coś zanim pójdziemy do burdelu albo jakiś płaszcz załatwić bo miałem tam mały incydent. - odparł.
- Dlaczego temu czemuś zależy na tym, by pomóc temu śmiesznemu bożkowi? Jaki mają interes w tym wszystkim? Ogólnie, jest to dość kłopotliwe, ale martwi mnie inna kwestia, dlaczego przestała się odzywać i czy słyszał Ją ktoś inny poza Tobą? - Wziął łyk piwa, w końcu po tym tanim browarze wypiją najlepszej klasy wino
- Obraziła się bo zapomniałem, że nią rzuciłem wcześniej. To mała dziewczynka a przynajmniej taki ma głos… Ale najgorsze z tego jest to, że czasem jak się obrazi to nie mogę jej wyjąć z pochwy! No i jeszcze jedno słyszę ją tylko ja, wyczuwa magię i wtedy się budziła. Ogólnie nic specjalnego. - odparł też łapiąc ręką za piwsko.
- Obraziła? Hah, to przedmiot ma uczucia - zapytał z niedowierzaniem
- Inna kwestia, fakt że nie możesz wyciągnąć tego z pochwy, jest dość problematyczny, ale czy pochwa od miecza też stanowi część jej samej, czy jest to jedynie przedmiot? Wiesz, to ważne pytanie bo w takim przypadku, możemy rozwalić samą pochwę… - zasugerował, po czył pociągnął długi łyk napoju.
- Jest jeszcze jedna kwestia, jakiego rodzaju magie wyczuwa, każdą czy raczej sprawdzałeś na jakiś specyficznym rodzaju
- Jakąś trupią na pewno i to chyba tyle z eksperymentów jakie przeprowadziłem. Rozpoznała nieumarłych i mnie próbowała ostrzec ale niewyraźnie ją słyszałem zresztą byli na tyle ciekawi, że wolałem im łby uciąć. W sumie jednego załatwiłem! HA! - chwalił się! - wypytamy karczmarza to puści nas jakimś tylnym wyjściem. Może jeszcze czegoś się dowiemy! A co do miecza to nienawidzę dzieci!
- Nekromanci, tutaj? Hah, ciekawe co planują. Wiesz, martwi mnie to, sami w sobie może nie są zbyt niebezpieczni, ale tak naprawdę, kto by się nimi samymi przejmował? Bardziej martwi mnie, że to wszystko to znaczy ostatnie dni, za dużo się tutaj dzieje, za dużo - Po tych słowach, czarodziej skończył dopijać piwo - Mamy bożka, święty miecz, nekromantów, nadgorliwych strażników, brzydkie pokojówki oraz słabe piwo, czy może być gorzej?- W tym momencie za oknem rozległ się grzmot. - Ogólnie to mam propozycje, powiedz dziewczynce że znajdziesz jej świetną pochwę w tyłku jakiegoś konia, to być może da sobię spokój i zacznie się odzywać? - spojrzał na butelkę wina.
- To nic nie da… chyba, w każdym razie już chciałem nią rzucać, rozwalić i nic. W sumie znajdźmy jakiegoś konia i sprawdźmy. To co... - wypił na raz trzymane w ręku piwo, otarł ręką piankę -... to co koń potem burdel? A teraz wino?

- Pomyślimy nad tym mieczem, ogólnie ciekawe czy mają tutaj jakieś owoce? - podstawił kufel.
- Użyjmy ich do wina. Ogólnie mnie ciekawi, jak u Ciebie w rejonach spoglądacie na magie, jako magie - np. uzdrowienia czy nekromancji, czy wasza religia jak się do tego odnosi
- Jeśli chodzi o magię to jest uniwersytet tam się szkolą choć pełni zasad nie znam to magowie są w miarę różni szanowani, mniej bardziej. Ale nekromanci nie mają racji bytu giną zanim rzucą zaklęcie. Także pierwszy raz walczyłem z truposzem. Ja tam wierzę w Wieżę. Każdy w co chce ale morze dominuje. - otworzył wino i nalał do kufli.
- Życie, życie jest pełne zaskakujących zwrótów akcji, ale to nie rozmowa na te chwilę. Teraz pora delektować się tym winem. Spróbuj, to jest aromat, bukiet! Najlepsze w tej części kraju. Król takie pija, teraz my, poszukiwani głupcy Czarodziej nie mógł się powstrzymać, więc niemal odrazu opróżnił kufel.
- Ciekawe co się dzieje na zewnątrz.
- Mogę iść sprawdzić. - zaproponował biorąc przykład i wypjając wiono na raz.
- Nie, lepiej nie rozdzielać się. Pijemy coś jeszcze, czy idziemy do domu uciech? - zapytał przyglądając się dnu kufla.
- Do domu! - odparł bez zastanowienia.
- Więc, do domu!.
- A może pogłaszczesz miecz to się odbrazi? zapytał Revildera.
- To nie dziecko! nie obrazi się, chodźmy! - dokończył z uśmiechem
Sachim wstał puknął piąstką delikatnie w miecz, mówiąc:
- Puk puk, jest tam kto? - zdziecinniałym głosem.
- Może hartowanie stali czegoś go nauczy? W mieście na pewno pracują jeszcze jacyś kowale! - zasugerował, z jego ust nie schodził uśmiech
-Dobra chodź idziemy stąd - ruszył w stronę burdelu a raczej ulicy czerwonych latarni.
Wyszli na zewnątrz, nie zważając na to, że pogoń za nimi może trwać. Jakimś cudem udało im się dotrzeć do dzielnicy czerwonych latarni, jednak tam już czekali strażnicy. Na szczęście Sachim zdążył zareagować i odciągnąć Revildera na bok, zanim ich zauważono.
- Kutwa - mruknął bardzo cicho. - Co teraz? Udajemy pijaków? - zapytał.
- Wiesz, jest pewien problem. Pomyślałem że znów bedą problemy tak jak ostatnio… Więc ubrałem troszkę droższę szaty Odziany był w jedwabną szatę czarodzieja, przeszywaną złotą nicią oraz z drogimi zapięciami
- Ciężko będzie… Sądzę że najlepszym wyjściem, będzie udać się do najbliższego miasta lub portu i tam poszukać przybytku… - Sytuacja robiła się napięta, a On był już zmęczony
- no… Dobra to idziemy do wyjścia z tego cyrku. Uf… to miasto jest chore. - odparł ruszając w stronę wyjścia z miasta. Skoro debile obstawiają burdele to idziemy do wyjścia.
Jednak zmarnowali zbyt dużo czasu i bramy miasta były również obstawione. W prawdzie nie zatrzymano ruchu, jednak starano się sprawdzić każdego.
Czarodziej był wyraźnie zirytowany ich obecną sytuacja, wszystko właściwie wszystko stwało przeciwko nim
- Musimy zdobyć przebranie! Może straży miejskiej? Lub kapłanów! Oni chyba nie przeszukują kapłanów, co nie?
- A skąd mam wiedzieć poczekaj aż jakiś przejdzie to się dowiesz… A może, poczekajmy? Zrobiliśmy taką zadymę, że półświatek się nami zainteresuje na pewno. Trzeba na nich tylko poczekać. Oni już nas jakoś wyprowadzą. Nie?
-[i] Albo sprzedadzą naszę głowy za całkiem pokaźną sumkę. Właściwie, to Oni wiedzą tylko ogólnikowo jak wyglądamy, co nie? - chłopak przyjżał się uważnie towarzyszowi - Nie chciałeś nigdy pobawić się w arystokrate? zapytał z parszywym uśmieszkiem
- Mogę a co? - zapytał zaciekawiony.
- Możemy się zamienić ciuszkami, wtedy będziemy wyglądać na cyrkowców! Lub Ty na dziwnego człowieka który ma pieniądze i lubi chłopców… Ja na chłpca haha! rozbawił go jego żart
- Dobra niech będzie z braku lepszych pomysłów tak głupi pomysł może przejść. - odparł poszli się zamienić ciuchami i faktycznie wyglądali komicznie.
- To co idziemy? Raz się żyje nie? - w sumie kto byłby na tyle głupi by robić zadymę i gdy wszyscy ich szukają pójść na pałę przez bramy pełne strażników. No nikt. Pominąwszy dwójkę idiotów ale tego nikt się nie spodziewał. Chyba.
Jak sobie życzysz, mój Panie… - sługa wykonał dworski ukłon
Sachim cieszył się, że nie musi się kłaniać bo nie miał bladego pojęcia jak to robić. Ruszyli na bramę! Miecz był na swoim miejscu ładnie ułożony w za małej szacie. Wyglądał zabawnie, taki ot wystający szpikulec.
 
Cao Cao jest offline