Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2013, 20:38   #6
Luffy
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Zimne piwo przynosiło błogą ulgę w gorącu jaki zalewał całe miasto. Nawet nie żałował wydanego, ciężko zarobionego pieniądza jak to miał w zwyczaju. To co, że rozwodnione? I to nie tylko wodą ale i plwocinami karczmarza, który zdaje się nie miał o Merrym najlepszego zdania.
-I ciężko mu się dziwić.-pomyślał chłopak podliczając ostatnie monety leżące na umorusanej ziemią ręce. Rachunek był prosty, starczyło tego na albo całą noc picia tych szczyn, jeden góra dwa porządne posiłki ewentualnie bardzo, bardzo brzydką prostytutkę, według cen tego miasta na jakieś pięć minut. Albo na inwestycję…

Chłopak wstał krótką chwilę po tym, jak obserwowany przez cały wieczór tłusty kupiec w otoczeniu 3 kurtyzan zaczął się wytaczać z oberży. W sposób, w jaki robią to ludzie upośledzeni lub bardzo pijani, co w tym momencie nie musiało się od siebie bardzo różnić. Szedł za swoim celem, pozostając w cieniu ścian budynków i bacznie obserwując, to zachowanie kupca to przechodniów. Nie było niczego dziwnego w dużej liczbie osób na drogach, Piwowar nigdy nie spał i nie było to tylko hasło mające ściągnąć do niego naiwniaków. Po chwili wyłowił wzrokiem spośród ludzi to, czego szukał. Trójka dzieciaków na krawężniku ze zbolałymi minami żebrała, by mieć na jedzenie. Nie mógł się nie skrzywić na myśl, że też tak zaczynał. Podszedł do nich pokazując dyskretnie 3 monety.

-Będą wasze, maluchy, a może i więcej ale nie za darmo. – Powiedział z uśmiechem, czuł już podniecenie jak przed każdym „czarowaniem kieszeni”, jak lubił to nazywać. –Widzicie tego tłustego ćwoka? Zróbcie takie zamieszanie pod jego nogami, by nie wiedział w którą stronę rzygać z nadmiaru wrażeń, jasne? Tylko na boga, nie za głośno, nie chcemy by cała ulica się na nas gapiła, jasne?

Dzieciaki na widok monet natychmiast się ożywiły a ich pantomima biednych, zagłodzonych niewiniątek szybko ustąpiła skupieniu i rozbieganym oczom. Nieźli byli, musiał im to przyznać. Błyskawicznie podbiegli do kupca, Merry ledwo dosłyszał jak jeden rzuca się na pijaka zwracając się jakby ten był ich ojcem. Nie zwlekając, chłopak ruszył spokojnym krokiem szykując nóż ukryty w rękawie. Dochodząc skinął tylko prostytutkom, które znał jeszcze z czasów gdy byli mali i burdelmamy nie zaciągnęły ich do swoich burdeli. Szybki kontakt, zamarkowane zderzenie się z kupcem, niedbałe przepraszam i dziękuję i już skręcał w boczną uliczkę bogatszy o jedną sakiewkę. Dziadyka musiał już z niej sporo wydać na zabawę ale i tak złodziej się wzbogacił. Przesypał monety do swojej sakiewki, nową wyrzucił i odczekał chwile, nie wiedząc czy dzieciaki miały dość oleju w głowie by upomnieć się o swoją dolę.

Ku jego zaskoczeniu mieli, a dokładnie miał. Najmniejszy z nich przybiegł zdyszany i przerażony, patrząc na Merrego niepewnie, co dla dziecka na ulicy było dość rozsądnym odruchem. Lepiej zostać tak wykorzystanym niż podskakiwać niewłaściwym ludziom. Ale złodziej się uśmiechnął i wepchnął małemu jeszcze jedną monetę.
-Gdybyś chciał więcej, poszukaj mnie. Przyda mi się taki spryciarz. A teraz uciekaj zanim ta bambaryła zorientuje się co zrobiliśmy.

***

Z dużo lepszym nastrojem spacerował po mieście. Szedł nie patrząc gdzie niosły go stopy, myśląc nad przyszłością, snując plany jak to miał w zwyczaju. Plany, nie marzenia – powtarzał to sobie by nie ulec przygnębieniu. A Jednak gdzieś z tyłu głowy czaiła się mroczna myśl o tym, że nie robi nic by plany te osiągnąć. Że nadal jest tylko ulicznym złodziejem, wmawiającym sobie że to jeszcze nie pora na większe skoki. Nagle zdradliwe stopy postawiły go przed jednym z kasyn miejskich, wiecznie obładowanym przybytku z którego noc w noc dochodziły zwykłych śmiertelników śmiechy, przepiękna muzyka i prawie wyczuwalny zapach ogromnych stosów przepuszczanego złota. A na tyłach których ludzie byli wyrzucani w błoto, wybijane były zęby a złodzieje tracili życie szybciej niż zdążyli powiedzieć „to jakaś pomyłka”.
-A gówno… okradnę was ze wszystkiego co tam macie.
 

Ostatnio edytowane przez Luffy : 27-12-2013 o 22:53.
Luffy jest offline