- Jakoś nigdy nie przepadałem za botaniką, jeśli o to ci chodzi, mości Wolfgrimmie. - Maas delikatnie skinął głową w stronę krasnoluda, świdrując go spojrzeniem. - Za to podziemia, demony i śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach zawsze przyciągały moją uwagę. - Na jego twarzy wykwitł dość paskudny grymas, w zamyśle będący zapewne uśmiechem, choć zebranym bardziej przypominał obnażanie kieł wygłodzonego wilka.
Choć omiatany co chwilę spojrzeniami zarówno współbiesiadników, jak i innych obecnych w karczmie, Maas Terrion wydawał się tym całkowicie nie przejmować. Właściwie to wydawał się niczym nie przejmować - po krótkim dialogu z krasnoludem wrócił do jedzenia, co również nie przeszło bez echa. Słychać było ciche śmiechy, widać było jak pokazują na niego palcami. Elf jadł z pełnym dystyngowaniem, jakiego nie powstydziła by się najwyższa arystokracja. Wyglądało to jednak co najmniej komicznie w miejscu, gdzie za sztućce robiły własne ręce, a mało kto pił wino nie oblewając nim wszystkiego dookoła. Gdy po chwili sięgnął po kielich, aby się napić, odruchowo popatrzył po innych - spostrzegawczy mogli dostrzec przez krótką chwilę zgorszenie na jego twarzy, gdy patrzył jak werbownik zapycha sobie gębę dwoma kiełbasami naraz i przepija to ogromnym haustem wina, oblewając sobie ubranie. Szybko jednak przeniósł wzrok z powrotem na swój talerz, a rysy jego twarzy złagodniały.
Dokończywszy posiłek, delikatnie odsunął się od stołu i czekał na resztę towarzyszy. Patrzył jednak gdzieś daleko, w nieistniejący punkt, wyraźnie nad czymś myśląc. Nie wyglądał na zainteresowanego konwersacją z innymi - wiedział, że w tych lochach i tak zdążą się wystarczająco poznać. A jeśli jednak nie zdążą, to nie będzie się nad czym zastanawiać. |