Mężczyzna potężnej postury siedział przy stole pochłaniając udziec z dziczyzny jakby była ledwie pałką kurczaka. Jego twarz naznaczona była wieloma bliznami zdradzającymi zamiłowanie do wojaczki co pięknie podkreślał wielki oburęczny topór zawieszony na plecach. U jego lewego uda wisiał mniejszy jednoręczny topór o długim drzewcu pozwalającym prowadzić walkę z siodła, a w butach - co mógł zaobserwować tylko wprawny obserwator - tkwił ukryty sztylet. Poza ogromnym rozmiarem i niecodziennym ekwipunkiem w oczy rzucało się też jego znoszone odzienie, a w szczególności niedźwiedzia skóra zakrywająca część głowy, a sięgająca niemalże do kolan. - Dieter Dashauer, krasnoludzie. - Przedstawił się donośnym głosem brodaty mężczyzna, po czym sięgnął po kufel piwa niemal opróżniając go jednym haustem, jakby chciał udowodnić swemu rozmówcy, że nie tylko krasnoludy mają twardy łeb. - Dawniej drwal, a obecnie znany traper z Nordlandu. - Kontynuował nieco znudzonym głosem. - Tyś jest jednym z tych osławionych zabójców z lodowych szczytów Gór Krańca Świata, nieprawdaż? - Zapytał Dieter choć znał odpowiedź. Sława zabójców z Karak Kardin wyprzedzała ich samych.
- Diuk! - Zwrócił się do werbownika głosem tak donośnym, że nie sposób było go zignorować. - Ładnymi historyjkami nas tu raczysz, ale czy jest w nich choć ziarno prawdy? |