Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2014, 22:46   #7
piotrek.ghost
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
William postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i wybrać się w stronę pola, na którym odbywały się przygotowania do corocznego święta wina. Postanowił, że wypyta zgromadzonych o dziwne wydarzenia w mieście, a także poszuka Odetty Rauch, której imie znajdowało się na liście świadków. Bard z cyrkowcem zawsze jakoś się dogada, a gdzie szukać kuglarzy jak nie na terenie festiwalu. Innym celem odwiedzin łąki zabawowej i to nie koniecznie drugorzędnym była chęć rozejrzenia się, jakie atrakcje zostały zaplanowane na najbliższe dni, co więcej, zawsze istniała szansa na darmową degustacje powodu całego tego zamieszania, a mianowicie wina. Schmidt wiedział też, że imprezy takie jak ta przyciągają tłumy dziewcząt i kobiet, które chętnie zakosztują przygody z nowo poznanym mężczyzną.

Tuż przed wejściem na ogrodzony teren pola namiotowego zatrzymało Williama czterech osiłków uzbrojonych w sękate pałki.
- Szylinga za pozwolenie na wejście się należy. Znaczy się za noc obozowania. Za skradzione rzeczy nie odpowiadamy. Obozujący muszą sami się troszczyć o własne bezpieczeństwo. -Powiedział, wyglądający na najbardziej rozgarniętego, drab pilnujący pola.

-Panie szanowny, jam jest bard znany jak Imperium długie i szerokie, na dworach samego imperatora grywałem, na wojnie jako nadworny grajek magów bitewnych występowałem, u hrabiów i margrabiów grywałem, u baronów. a ty mnie tu Szylinga płacić każesz?-zagadywał William -Ja ci powiem gburze, że sztuka dla mnie więcej niż szylinga warta jest, jednak ograbiać się nie dam osobnikom takim jak wy co co za sztuke pierdy własne uznajecie. Jak mnie nie wpuścicie to pójde gdzie trzeba i to zgłoszę a wtedy zajęcie stracicie a dziatki wasze głodne łazić będą więc radzę wam przemyśleć całą tą grabieżczą napaść na mnie-powiedział, założył ręce na piersi i czekał na reakcje.

Drab zaśmiał się tylko na te słowa.
-Wiedz, że działamy z woli właścicieli. Twoje groźby zachowaj dla jakichś durni co do trzech nie potrafią liczyć. Prawo jest po naszej stronie. Wolno nam pobierać opłaty za wstęp na pole. Jeśli tylko grać przyszłeś policzymy cię ulgowo. Dziesięć pensów będzie w sam raz. Ale jeżeli nas oszukasz i będziesz chciał przenocować na polu wtedy cię znajdziemy i porachujemy kości. Zrozumiano? No więc jak płacisz czy idziesz do diabła?
-Zero szacunku dla sztuki-powiedział obrażony William, rzucił drabowi 10 pensów i przeszedł obok.
Po wręczeniu monet draby rozsunęli się grzecznie robiąc przejście. Oczom Williama ukazało się widok na rozległe pole na którym naustawianych było bez liku namiotów. Choć oficjalnie Święto Wina miało się rozpocząć dopiero jutro tu już w najlepsze trwała zabawa. Licznie płonęły ogniska przy których nie tylko szykowano posiłki i ogrzewano się, ale też śpiewano i grano na instrumentach. Uwagę Williama zwrócili minstrele i cyrkowcy, którzy tu i ówdzie zabawiali publikę za parę pensów.



-Witam przyjaciół po fachu-William podszedł do najbliższej grupki-Nie wiecie może gdzie znajdę pannę Odette Rauch?
Ubrany w strój arlekina cyrkowiec, który zabawiał siedzących przy ognisku żonglując piłeczkami, odwrócił się do barda.
- Odette? Ta Bretonka? Zobacz przy tamtym ognisku. Jest gdzieś w pobliżu w każdym razie. Zabawia gości grą na lutni. - Powiedział przebieraniec po czym spowrotem wrócił do swojego zajęcia.
-Powiedz mi jeszcze przyjacielu, gdzie mogę sie napić wina-nie dawał za wygraną Schmidt
- Wina? Wszędzie wszak zaczyna się jego święto. Na polu namiotowym jednak może z tym być problem. Chyba że ładnie zagrasz lub wystawisz sztukę i obozowicze cię poczęstują. A teraz daj zarabiać na chleb nieznajomy.
-Wybacz przyjacielu, już daje ci spokój-powiedział bard i udał się w kierunku wskazanym przez arlekina w poszukiwaniu Odetty

Przy wskazanym ognisku faktycznie było jakieś dziewczę w wieku około dwudziestu kilku wiosen, które zabawiało towarzystwo grą na lutni i śpiewem. Gdy w pobliży przystanął William odwróciła na chwilę do niego głowę, nie przestała jednak śpiewać. Po mniej więcej dwóch minutach zakończyła utwór i ukłoniła się teatralnie gawiedzi.
- A teraz panowie wspomóżcie biedną Bretonkę miedzianym pensem co łaska.
Wyciągnęła miseczkę i zaczęła obchodzić słuchaczy a ci wedle uznania rzucali pensa lub dwa.
-Czyżby Odetta Rauch?-zagadał William-jakże by inaczej, tą piękną buzie poznałbym wszędzie. William Schmidt - ukłonił się zamiatając ziemie przypiętym do kapelusza piórem -Mam do szanownej panienki sprawę nie cierpiącą zwłoki, chodzi mianowicie o tajemnicze wydarzenia jakie miały miejsce ostatnimi czasy w okolicy, obiło mi się o uszy, że widziała pani na własne oczy jedno z nich. Nieprawdaż?-spytał
- Odette Rechaud- poprawiła Bretonka- Wy imperialni nigdy nie nauczycie się wypowiadać bretońskich imion.- odparła ze śmiechem.
-Raczysz wybaczyć pani mój błąd-odparł uprzejmie bard --może przejdziemy się kawałek, myśle że nasza rozmowa powinna zostać usłyszana przez jak najmniej uszu, co więcej wydaje mi się że po tak pięknym śpiewie mogło zaschnąć panience w gardle, może napijemy się wina?
- Nie mam nic przeciwko chwili rozmowy tym bardziej, że pan się bardzo uprzejmie przedstawił. Wina jednak nie mam, więc jeśli wy panie nie dysponujecie trunkiem to z przepłukania gardła nici.- Powiedziała z wyraźnym bretońskim akcentem- [i] Niepokoi mnie skąd znacie moje imię i o jaką sprawę chodzi. Jestem tylko prostą bretońską dziewczyną, którą bogowie obdarzyli głosem dzięki któremu mogę zarabiać na chleb. Nie wiedziałam, że jestem szerzej znana. Raczcie być bardziej konkretni.[i]
-Zatem zapraszam was na szklanice wina-odparł-jako że jest pani tu dłużej ode mnie, zapewne lepiej orientuje się gdzie powinniśmy pójść. Jeśli zaś chodzi o moje pytanie, to prowadze śledztwo w sprawie zagadkowych samospaleń a twoje imie znalazło się na liście świadków jaką otrzymałem-dodał ściszonym głosem
Dziewczyna wyraźnie pobladła słysząc te słowa.
- Istotnie Monsieur lepiej nie mówić o takich rzeczach pod gołym niebem. Zaprowadze do najbliższej karczmy.

~***~

Ujęła Williama pod ramię i poprowadziła ku wyjściu z pola namiotowego. Stamtąd juz blisko było na podgrodzie, gdzie w karczmie “Pod murem” zajęli jeden z ustronnych stolików. Po chwili zjawiła się dziewka służebna u której William zamówił dwie szklanice wina płacąc za wszystko cztery pensy.
Obracając w palcach szklanicę wina dziewczyna rozpoczęła swą opowieść.
- Zapewne chodzi wam Monsieur o biednego Nordine. Nordine i ja przyjechaliśmy na Święto. Gdy ludzie dobrze się bawią i tęgo piją, pensy nieźle się sypią. Chociaż może Nordine przyjechał też dla wina. Zawsze lubił ten trunek.- przerwała na chwilę i pociągnęła małego łyka ze szklanki- Dwie noce temu pracowaliśmy tak jak zawsze, to znaczy przechadzaliśmy się zabawiając publikę. Nordine wynajął miejscowych chłopaków na wypadek kłopotów. Wyszło nam to na dobre, gdyż w ciemnościach dawno byśmy się zgubili, ale osiłki znali teren jak własną kieszeń. W końcu dotarliśmy do obozowiska jakichś najemników. Chyba nieźle im się powodziło, gdyż wszystko było należycie utrzymane. Nordine opowiadał dowcipy a ja śpiewałam. Potem najemnicy uraczyli nas jakąś obrzydliwą tutejszą nalewką, a on pociągnął łyk i nagle z jego ust buchnął ogień. Płomień szybko objął całe jego ciało. Jakiś mały chłopiec, który przysłuchiwał się rozmowie, rzucił garść ziemi w płomienie, ale ogień tylko przybrał na sile i jakby zmienił kolor… na fioletowy. Nordine krzyczał jak opętany, dopóki jeden z najemników nie przeszył mu gardła bełtem z kuszy. To był cios łaski.- Gdy skończyła opowieść zamilkła i zwiesiła smutno głowę.

William przysłuchiwał się z zaciekawieniem opowieści Bretonki, jednak nie potrafił znaleźć w niej żadnej wskazówki co mogło spowodować takie a nie inne wydarzenia. Pociągnął łyk wina i spytał
-powiedz mi, ale szczerze, czy twój przyjaciel, Nordine, tak? Przejawiał jakieś zdolności magiczne, może coś dziwnego zdarzało się już wcześniej i nie mówie tu o kuglarstwie scenicznym bynajmniej. No i oczywiście powiedz mi czy ktoś oprócz niego pił nalewke? - przysunął się troche bliżej, aby w razie czego móc pocieszyć dziewczyne.

- Nie Monsieur, Nordine nie przejawiał żadnych zdolności magicznych. Był najzwyklejszym w świecie cyrkowcem o ile oczywiście cyrkowców można uznać za zwykłych śmiertelników. Co do nalewki to owszem najemnicy ją pili. Nic im po niej nie było. Sama jej spróbowałam i jedyne co stwierdziłam to okropny smak. Nic poza tym. -dziewczyna skończyła swą opowieść i znowu zwiesiła głowę.

William przysunął się i objął zasmuconą Odette, napił się znów i spytał.
-Jesteś w stanie powiedzieć mi gdzie znajduje sie to obozowisko najemników, w którym wszystko się wydarzyło? A może trafisz tam ponownie, na ten przykład jutro?-spytał, liczył że jeśli nie opowiesć dziewczyny to może miejsce zdarzenia dostarczy jakiś wskazówek. W końcu nikt nie umiera od nalewki, jak paskudna by nie była, a już na pewno nie staje w ogniu.
- Oczywiście Monsieur, że mogę zaprowadzić. Uprzedzam jednak, że najemnicy wyprowadzili się nazajutrz. Nie będzie po nich juz śladu. Jeśli jednak miałoby to pomóc rozwiązać zagadkę śmierci Nordine to chodźmy nie zwlekając- Dziewczyna dopiła swoje wino i wstała od stołu.

-Racja nie ma co zwlekać-powiedział William aczkolwiek pomysł samotnej wyprawy na miejsce wydarzenia nie napawał go optymizmem, jak zwykle wpakował się w jakąś kabałe, miał nadzieje że nic złego się nie stanie -powiedz mi jeszcze, wiesz może gdzie udali się najemnicy? zapytał.
- Nie mam pojęcia Monsieur. Nie chcieli mieć widocznie ze sprawą nic wspólnego i trudno im się dziwić.
Wyszli z karczmy i poszli spowrotem w kierunku pola namiotowego. Miejsce zdarzenia okazało się być całkiem niedaleko. Nie przeszli więcej jak pięćset metrów.

- To tutaj Monsieur.- zatrzymaliście się przy dwóch wypalonych miejscach w trawie. Większe było z pewnością po ognisku, mniejsze natomiast jak się domyślasz po Nordine.
William rozejrzał się po okolicy, podszedł do miejsca na ziemi, jednak tak naprawdę niezbyt wiedział czego ma tu szukać.

Oglądając mniejsze wypalone miejsce William natrafił na dziwne, bezbarwnego koloru kryształki rozsypane wokół.
Nachylił się i podniósł jeden z nich na końcu sztyletu, wolał nie dotykać go rękami, jednak bał się, ze jak nie zabierze chociaż próbki do jutra może ich nie być. Postanowił zatem, żeby zawinąć go w chusteczke, którą zawsze przy sobie nosił.
-Pamiętaj żebym potem ją spalił-powiedział z uśmiechem

-Jakie masz plany na wieczór? Może byś poszła ze mną, wydaje mi się że lepiej będzie jak spędzisz noc wśród mojej kompaniji niż żeby coś miało ci się stać, jesteś wszak świadkiem - powiedział, ujął ją pod ramie i ruszyli w stronę miejsca zbiórki.
 
piotrek.ghost jest offline