Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2014, 11:10   #8
Inferian
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Towarzysze musieli opuścić karczmę i jak dało się wnioskować przeszukanie mogło wypalić znacznie lepiej w pojedynkę, szerszy zasięg no i więcej ludzi można przesłuchać. Gramolić się po mieście w 7 chłopa to przecie szaleństwo, może odrobine bezpieczne.
-Co wy na to, jeśli byśmy się tutaj w godzinie wieczerzy spotkali? - zapytał reszty towarzyszy
- Proponowałbym spotkać się na Plenzerplatz. - Elias odparł na dagmarowe pytanie. - Bezpieczniej, a i nietrudno znaleźć. Mogę wam później pomóc w znalezieniu jakiegoś zajazdu. W tamtej okolicy aż się od nich roi.
-Tak, więc się umówimy. Pomoc jak najbardziej się przyda, a teraz życzę owocnego śledztwa. Się widzimy później. - odrzekł przyjacielsko łowca, odwracając się w stronę głównej ulicy

Dagmar nigdy nie był w tym mieście, dla tego też bacznie przyglądał się każdej jego części. Starała się jak najbardziej skupić na dochodzeniu sprawy niż miejscowej hulance zwanej świętem. Robił tak często, tropienie wampirów nie opiera się na przyjemnościach, lecz na oddaniu sprawie. Głupie święto wina nie przeszkodzi przy dojściu do prawdy. Przechodząc spoglądał na ludzi, starał się patrzeć im prosto w oczy z pod swojego czubiastego kapelusza.
Dagmar przeszedł główną ulicą gdzie już teraz znajdowało się dużo ludzi, a to oni byli ich jedyną pomocą przy złapaniu winnych, odpowiadających tych podpaleń.
Gdy przechodził koło studni i dokładnie przyglądał się kolejno jednemu po drugim zauważył rozgadanego człowieka, który to na jego widok lekko zmarszczył brwi. - nasz pierwszy podejrzany - pomyślał. Dagmar od razu podszedł bliżej i zaczął:

-Wyglądasz Panie na mądrego człowieka, pewnie wiesz trochę, co się dzieje w mieście? - ów łowca mówiąc to dokładnie przyglądał się mężczyźnie
- Swoje wiem- odpowiedział mężczyzna- Miejscowy jestem to trochę słyszałem. A bo co? - zmierzył Dagmara nieprzyjaznym wzrokiem

-Wiele się to słyszy?
- Eee… że jak psze pana? Jakoś zawile gadacie. Chybaście nie tutejszy.
Rozmówca popatrzył na łowcę spode łba.

-Badam sprawę tajemniczego podpaleń, czy może coś słyszałeś o tym?

-A pewnie, że słyszałem -mężczyzna wyraźnie się ożywił- Każdy wie, że za samospaleniami stoją kultyści Chaosu. Straż miejska złapała kilku, lecz nie ujawnia jakichkolwiek informacji, gdyż przesłuchania wciąż trwają.
- Nieprawda kumie - wtrącił się sąsiad, który mimo wczesnej pory i tego, że święto wina zaczyna się dopiero jutro już zdążył porządnie się zaprawić- Samospalenia są wynikiem straszliwych eksperymentów Kolegiów Magii. -pokiwał przy tym głową jakby na potwierdzenie swoich słów.

Dagmar przygląda się zachowaniu mężczyzny, tak, aby móc ustalić czy mówi on prawdę. Nie zdradza się, że jest łowcą wampirów, lecz stara się udawać osobę, której się możne mieszczanin bać, chociaż by łowcę czarownic. Jego ubranie jest w pewien sposób przypominające taką postać.

-Podobno zginęli tylko mężczyźni, nie boisz się, że możesz i ty zaraz wybuchnąć stojąc tutaj na środku miasta? - zapytał chcąc spowodować, aby mężczyzna powiedział więcej, a tym samym, aby poznać czy może wie coś, czego nie chce powiedzieć.

Mężczyzna nie stracił rezonu w najmniejszym stopniu.
- Panie żeby tylko to. Nawet krowy okolicznych chłopów stają w płomieniach. - Popatrzył podejrzliwie na Dagmara. - A wy właściwie panie, dlaczego się tym interesujecie? Jesteście łowcą czarownic?

-A to ciekawe nawet krowy, a czy wiesz Panie, czyje krowy? Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do chłopa, który to jest stratny trzodę? - Dagmar celowo pominął odpowiedz czy jest łowcą czarownic, po czym po chwili dodał [i] - a dobrze, że pytasz, dla czego interesuje mnie ta sytuacja, a jest to, bo nie do pomyślenia jest, aby ginęli ludzie. Jak już wiesz zabijam potwory i chronię obywateli Starego Świata takich jak ty.- Powiedział to chcąc przypodobać się swoją wypowiedz jeszcze bardziej dla mieszczan nasłuchujących rozmowy.
Mieszczanin popatrzył na łowcę z wyraźną obawą.
- Ten tego psze pana, bo widzicie ja ino słyszałem, że staruszkowi Thernowi spaliły się dwie krowy. Prowadzić was nie będę, bo mam swoje sprawy. Staruszka Therna znajdziecie pewnie na targu. Handluje biedaczyna warzywami i jajkami ze swojego gospodarstwa. Kogo byście nie zapytali to wam go wskaże. Jego wszyscy znają.

-Dziękuję Ci dobry człowieku - odparł Dagmar i skierował się w stronę targu.

Znowu szedł bacznie przyglądając się ludziom i ich zachowaniu. Większość z nich była bardzo zajęta, być może nawet nie zwracała uwagę na łowcę, a być może przyzwyczaili się do dziwnych typów. Bo przecież tutaj jeden z łowców czarownic spalił małą dziewczynkę, mogli się obawiać o swoje skóry, bo kto wie, co takiemu strzeli do głowy. Każdy może spłonąć na stosie za rzekome czary. Szykowali dzbany, butelki a nawet beczki z niczym innym jak winem. Święto było wyprawiane z wielkim rozmachem. Trochę to trwało, aby znaleźć owego Therna. Dagmar będąc lekko zniecierpliwiony zapytał innego sprzedawcę o miejsce gdzie się poszukiwany staruszek znajduje. Ten zaś bez problemu wskazał miejsce. Ludzie tutaj byli dość mili, co w takiej sytuacji może być zaskakujące. Wielki problem w mieście, ale zarazem wielkie święto w pewien sposób się wyrównuje. Młody łowca stał właśnie naprzeciw Therna

-Witajcie Panie Thern. Jak idzie sprzedaż, kupują trochę? - zagaił Dagmar
“Staruszek” Thern istotnie wyglądał jakby miał przynajmniej sto wiosen. Mimo swego sędziwego wieku trzymał się jeszcze prosto i co jakiś czas nawoływał mieszczan do kupowania. Sprzedawał swoje warzywa stojąc na furmance, którą przyjechał. Zagadnięty przez łowcę zmierzył go nieufnym spojrzeniem.
-A co mają nie kupować. Świeże wszystko z własnego gospodarstwa, samo zdrowie.
-Słyszałem wieści o tym, co się stało, podobno stracił Pan kilka sztuk bydła?
-Ano panocku spłonęły bidule moje. Krówki jedyne żywicielki. To sprawka elfów żeby je tak pokręciło. - odpowiedział mściwie dziadunio.
-Spłonęły - powtórzył Dagmar po chwili za chłopem. - Niedobrze. Tak samo jak ludzie, którzy spłonęli w mieście. Czy był pan przy tym, proszę się nie obawiać, pytam tylko, ponieważ badam tę sprawę i pragnę złapać winnych tej sytuacji, powinni za to odpowiedzieć? Chciałbym usłyszeć jak to się stało, czy może było coś, co zapamiętał Pan, Panie Thern. Wszystko może pomóc. Oczywiście najchętniej usłyszę cały przebieg sytuacji.
-Cały przebieg? A powiem, co mam nie powiedzieć. Dobrze wam z oczu patrzy. No, więc tak. Było to panocku, ze miesiąc temu. Spacerował żem sobie z moimi babuszkami, gdy Carsta, to była ta młodsza, nagle zaczęła ryczeć, jakby ją kto bódł. Siem mnie wydało, że może za dużo selera się nażarła, ale nagle zaczęła ryczeć i Bertha. Sie obie wyrwały mi z postronka i nuże biegać w kółko, a ryczeć okropnie. No to żem już doszczętnie zdurniał. Nagle Carsta, moja biedna Carsta, stanęła w płomieniach. Paliła się jak ognisko, tyle że na niebiesko, a płomienie wcale nie były gorące, bo żem próbował je kapotą gasić. Ale bidulka spaliła się do kości, a mała Bertha tak samo, tyle, że pacież później. To te przeklęte elfy, nikt inny, tylko elfy. Załatwiły też mojego sąsiada zza miedzy. Wysadziły jego stodołę w powietrze, że poleciała do samego Sigmara. Przeklęte elfy. Mleko biednej Gerdy zupełnie skwaśniało od tej pory, a biedaczka nie może po nocach spać.
-Ma Pan może jakichś wrogów, ludzi, którzy zło życzą dla Pana, lub Pańskiej rodziny?
-Nie wydaje mnie siem panocku.
-A może łączyło Pana coś z innymi ofiarami? Może .. - zaczął Dagmar, ale nie dokończył spoglądając na sędziwy wiek staruszka, który mógłby się przestraszyć i ucierpieć na zdrowiu. Może to jego chciano zabić, ale, po co? - pomyślał Dagmar, czekając na odpowiedz.
-Z innymi, ten tego, ofiarami. Znaczy tymi z miasta? Uchowaj Sigmar. Nic mnie nie łączyło panocku ja poczciwy chłop jestem co Sigmara chwali. - mówiąc to staruszek wykonał znak komety na piersi.
-A czy mógłbym przyjrzeć się miejscu, gdzie spaliły się krowy? - zapytał się przyjaźnie Dagmar
-A pewno, że możecie. Musicie jeno poczekać kapkę aż towar swój sprzedam. Ale tylko was zaprowadzę. Tylko wy sie zmieścicie na wozie, poza tym chcę mieć na was oko. - staruszek uśmiechnął się promiennie.

Po paru godzinach istotnie staruszek swoim wozem zawiózł Dagmara do swojego gospodarstwa. Na miejscu spalenia się krów nie było niczego szczególnego. Ciekawsze rzeczy ujawniła inspekcja u sąsiada Therna, tego, któremu wyleciała w powietrze stodoła. Wyraźnie było widać zasypany świeżą ziemią lej po wybuchu. Częściowo uprzątnięto też resztki ścian. Wygląda to jakby ktoś próbował zacierać ślady. Właściciel gospodarstwa twierdzi, że nic nie wie. Wygląda przy tym na nieźle wystraszonego. Nic więcej nie uda się z niego wyciągnąć.

Dagmar podrapał się za uchem, za wiele nie dało się wywnioskować z miejsca spalenia krów. Łączył fakty, które dostarczyli mu przesłuchani ludzie, było kilka poszlak, z których kilka nie zgadzało się ze sobą, a przynajmniej kolidowało.

-A staruszku powiedz mi, bo mówiliście, że z ludźmi, którzy zginęli nie łączyło Cię nic, że jesteście poczciwi. Wnioskuję, więc, że oni do świętych nie należeli. Co byś powiedział o tamtych, bo przecież, co nieco o nich wiedziałeś? Wiedz, że ja człowiek szczery jestem i co mi mówisz, nikt tego nie usłyszy. - powiedział łowca klepiąc się w miejsce serca
Thern wytrzeszczył na łowcę swe rybiego koloru oczy.
-Eee… dyć ja wszystko powiedziałem. Ja tamtych ludzi nie znałem. Jeno dymyśliwuje się, że pewno grzesznicy skoro ich takie nieszczęście spotkało. Moje krowy niechybnie przez elfy podpalone. Te szpiczastouche psiekrwie to sprawiły. Więcej nic nie wiem. - Co powiedziawszy zamilkł i podparłszy się pod boki popatrzył niepewnie na Dagmara.

Dagmar lekko się uśmiechnął, po czym odrzekł:
-Dobry z pana człek, aby się szczęściło. - mówiąc to lekko uniósł swój czarny szpiczasty kapelusz.

Spojrzał w kierunku sąsiada stodoły, postanowił podejść bliżej tak, aby móc znaleźć przyczynę zawalenia się budynku. Wszystko wyglądało fatalnie. Bacznie przyglądał się gruzom, obszedł budynek dookoła, a nawet starał się wejść tam gdzie da się cokolwiek zobaczyć. Niestety nic to nie dało, nie zobaczył nic, co mogłoby pomóc znaleźć przyczynę tego wybuchu. Jeśli rzeczywiście ktoś próbował zacierać ślady jak Dagmarowi na myśl przyszło to mu się naprawdę udało. Mężczyzna powoli wrócił do Therna i zaczął:
-Pan wybaczy, że niepokoje, ale zastanawiałem się jak najszybciej wrócić z powrotem do miasta, a dokładnie na Plenzerplatz? Czy może wybieracie się jeszcze tam z powrotem? A może, jaki sąsiad będzie jechał?
Staruszek podrapał się po głowie, po czym powiedział.
-Dzisiaj już nigdzie nie jadę panocku. Jak wrócić pytacie? Ano na nogach jak nie macie kunia. Ino tak. - dziadek pokiwał pewnie głową.

Łowca czarownic nie myśląc za wiele spojrzał raz jeszcze w kierunku rozwalonego budynku i długo nie czekając pożegnał się z staruszkiem. Ruszył w kierunku miasta.
Niewiele można było zobaczyć, ta część to pola i obszary rolnicze. Ten jednak czas dał wiele do myślenia. Dagmar rozmyślał nad różnymi teoriami. Kto za tym wszystkim stoi: elfy, wyznawcy chaosu, tajne sekty czy nawet wampiry. Elfy? -pomyślał, po czym się zaśmiał. Nie ma żadnych podstaw by posądzać elfy o coś takiego, co w gruncie rzeczy nawet nie pasowało, dlaczego miały by niszczyć. Wampiry było by to wytłumaczalne, jakiś hrabia chce podwładnych, lecz nie nauczył ich by nie wychodziły na światło dzienne. Wampir przecież i krowę może ugryźć, a co się będzie szczypał. Palące się ciała na niebiesko, to jednak było troszkę problematyczne. - Mężczyzna wyciągnął pajdę chleba ze smalcem i flaszkę wody, idąc sobie przegryzał.
-Zimny ogień? - powiedział sam do siebie jeszcze przeżuwając chleb
Tego nie dało się wyjaśnić w prosty sposób. Nagle Dagmar przypomniał sobie listę, na której to widniało imię staruszka. Tak dobrze pamiętał znajdowało się na niej jeszcze sześć innych imion, a jego towarzyszy było nie inaczej jak właśnie szczęściu no i on siódmy. Być może to zwieszczenie losu, a być może ktoś tak właśnie to zaplanował. Być może chciał ich specjalnie rozdzielić, a być może.. Kto wie - ciągle myślał uporczywie, co chwilę popijając wodą zagryzany chleb.

Młody człowiek szedł dobrych kilka godzin, bo zaczym doszedł na Plenzerplatz zaczęło się ściemniać. Był bardzo ciekawy do jakich rezulatów doszli jego towarzysze.
 
Inferian jest offline