Różnie układają się ludzkie losy, ale do niedawna Dante postawiłby własnego konia, że nie zapuści się w serce puszczy w tej przeklętej krainie, zwanej Sylvanią. Cóż, teraz pozostało cieszyć się, że tak się nie stało. Uśmiechnął się do siebie, jak to miewa w zwyczaju robić podczas pracy, nucąc przy tym kislevską piosenkę o Kozakach, sokołach i tamtejszych terenach. Jeden rok pobytu w Kislevie mocno zmienił jego życie, a także jego samego, ale nie zmienił sposobu w jaki podchodził do swoich obowiązków. Lata praktyki sprawiły, że zawsze zachowywał czujność.
Znów wrócił myślami do powodów, przez które znalazł się właśnie w tym lesie. Jak zwykle szło o pieniądze, kobiety i obietnice. On potrzebował pieniędzy na dalsze podróże i dotrzymanie obietnicy, a baron poszukiwał jakiejś niewiasty. Potrzebował jego usług, a owa niewiasta musiała być szalona lub zdesperowana, aby zrobić to co zrobiła. Po wszystkim baron, jeśli kiedyś korzystał z usług innego przepatrywacza, przypomni sobie ile kosztują takie usługi, zwłaszcza na takich terenach.
***
Coś tkwiło w słowach jego towarzysza. Ten las był inny.
-
Masz rację Eusebio. Otaczają nas, ale jest jakoś inaczej niż zwykle. Zwykle czuć, że coś jest w lesie, blisko lub daleko, ale las żyje. Tu, zaś… w tym lesie jest coś niepokojącego.
Dalej uśmiechał się do siebie i nucił, ale zachowywał czujność. Zawsze zachowywał czujność.